Luis Enrique kocha Barcelonę całym sercem. Ale jako trener Paris Saint-Germain będzie musiał zrobić wszystko, by raz jeszcze, tak jak w kwietniu 2024 roku, pokonać ją w Lidze Mistrzów. Wówczas, deklarując miłość do Barcelony, krytykował Xaviego Hernandeza, twierdząc, że kataloński styl gry prezentuje bardziej jego PSG. Dziś docenia Hansiego Flicka, czekając na ekscytujące spotkanie. – To dwie podobne drużyny. Wygra ta, która będzie miała piłkę – zapowiada. Wieczorem czeka nas piłkarska uczta.

Kliknij tutaj i oglądaj Ligę Mistrzów w Canal+
W okolicach lotniska Adolfo Suarez Madrid-Barajas, zaledwie 12 kilometrów na zachód od stadionu Bernabeu, krążył samochód z przyciemnianymi szybami. W środku, otoczony tylko przez najbliższych doradców, siedział Luis Enrique, właśnie kończąc swój pięcioletni rozdział w Realu Madryt.
Decyzję o odejściu podjął już jakiś czas wcześniej. Nie otrzymał od Królewskich satysfakcjonującej go propozycji przedłużenia umowy, ale czarę goryczy przelało co innego. Brak powołania nawet do kadry meczowej w jednym ze spotkań. Trener Jorge Valdano stwierdził, że piłkarzowi przyda się odpoczynek.
– Jestem teraz tak wypoczęty, że mógłbym grać do sześćdziesiątki albo siedemdziesiątki – rzucił wściekły Enrique, a w jego głowie decyzja zapadła: Nadszedł ostateczny koniec przygody z Realem Madryt.
To właśnie tam, na parkingu podmardyckiego lotniska – bez wielkiej ceremonii, fleszy aparatów i wiwatujących kibiców, za to z szumem silników i hałasem odlotów – miało dojść do symbolicznego momentu. Podpisania kontraktu z Barceloną, największym rywalem Królewskich.
Choć sfinalizowanie potajemnej umowy długo trzymano w sekrecie, to przejście Enrique do Dumy Katalonii szybko stało się tajemnicą poliszynela. W mediach czekano na oficjalne potwierdzenie, niechęć kibiców Królewskich narastała, a w Barcelonie czuć było ekscytację. Zwłaszcza, że architektem transferu był sam Johan Cruyff, osobiście zabiegający o sprowadzenie Enrique.
Tym samym 26-letni Hiszpan stał się zaledwie szóstym piłkarzem, który bezpośrednio odszedł z Realu do Barcelony. Dwa przypadki miały miejsce blisko sto lat wcześniej (Luciano Lizarraga i Enrique Normand), jeden miał miejsce w latach 40. (Josep Canal), jeden w latach 60. (Lucien Muller), a jeden rok wcześniej (Robert Prosinecki).
Odejście Luisa Enrique z 1996 roku do dziś pozostaje ostatnim takim transferem. I wyjątkowo wybija się na tle pozostałych.
Luis Enrique: Real? Chciałbym, żeby przegrywali każdy mecz
– Chciałbym, żeby przegrywali każdy mecz – wypalił na temat Królewskich Enrique zaledwie dwa miesiące po tym, jak został trenerem Barcelony. Niechęć do madryckiego klubu pielęgnował od chwili odejścia, niemal na równi z ubóstwianiem swojego nowego miejsca pracy.
– Mój czas w Madrycie były jak presezon, który przygotował mnie na to, co może się wydarzyć, gdy podpiszę kontrakt z Barceloną – twierdził jeszcze jako zawodnik. A to tylko jeden z kilku cytatów wartych przytoczenia.
– Nie mam dobrych wspomnień z pobytu w Madrycie – deklarował wprost. – W Barcelonie czułem się jak w domu. Bo tak było w istocie: stała się moim domem – dodawał. Innym razem podkreślał:
– Gdy widzę naklejki lub kadry z tv z tamtego czasu [gry w Realu – przyp.], wydaje mi się, że dziwnie wyglądam w bieli. Myślę, że niebiesko-bordowy bardziej mi pasuje.
– W Realu nie czułem się wystarczająco doceniany, a w Barcelonie od pierwszego dnia wiedziałem, ze trafiłem we właściwe miejsce.
W Barcelonie Enrique przez cztery lata grał u boku Luisa Figo, po jego podaniach zdobył zresztą dziesięć bramek. Gdy Portugalczyk wykonał odwrotny manewr, zmieniając Katalonię na stolicę Hiszpanii, podczas jednego z meczów w jego kierunku poleciał odcięty łeb świni. Enrique nie spotkał tak ekstremalny przypadek nienawiści, lecz w Madrycie błyskawicznie stał się wrogiem publicznym numer jeden.
Zwłaszcza, że sam podgrzewał atmosferę i nieustannie prowokował madryckich fanów.
– Tysiące ludzi lżyło mnie, gdy tylko wyszedłem na rozgrzewkę, ale to mnie nie deprymowało. Jeśli już, to tylko mnie motywowało – mówił, puszczając oko do kibiców. – Jako piłkarz Barcelony czuję satysfakcję, gdy cały stadion gwiżdże na ciebie.
Gdy rok po transferze w El Clasico zdobył bramkę pięknym uderzeniem zza pola karnego, celebrował ją tak, jakby właśnie zdobył mistrzostwo świata. Dumnie naciągnął koszulkę Barcelony pokazując całemu światu barwy drużyny, która właśnie prowadziła z Realem. Z podobną ekspresją, podbiegając od kibiców Barcy, celebrował wszystkie gole zdobyte w klasykach.
– Moja celebracja jasno pokazuje, jak bardzo chciałem tu strzelić. Nie chodziło tylko o to, że objęliśmy prowadzenie. Chodziło o to, że strzeliłem gola na Bernabeu – podpalał jeszcze po meczu.
Na pretensje ze strony madrytczyków odpowiadał:
– Jeśli będą chcieli, mogę płakać, kiedy strzelę im gola.
Enrique-selekcjoner. Na Euro nie wziął żadnego zawodnika Realu
Gdy lata później podpisał kontrakt z Barceloną jako szkoleniowiec, nie krył, że właśnie spełniają się wszystkie jego marzenia.
– Nie mam żadnych wątpliwości, że jestem w najlepszej drużynie, w najlepszym klubie, z najlepszymi graczami, z moją rodziną. Bardzo się z tego cieszę – mówił na jednej z konferencji.
W ciągu trzech lat zdobył z klubem dziewięć trofeów, w tym słynny tryplet z 2015 roku, pokonując Juventus 3:1 w berlińskim finale Ligi Mistrzów. To ostatnie trofeum Champions League, które zdobyła Duma Katalonii.
Gdy odchodził, tłumaczył to – jak Guardiola – przeciągłym zmęczeniem i wypaleniem intensywną pracą. Uznał, że jego cykl trenerski (Guardiola prowadził FCB rok dłużej) właśnie dobiegł końca, a klub potrzebuje świeżego impulsu.
– Jeśli opuszczam Barcelonę, mój dom, gdzie mam świetny kontakt z klubem i z zawodnikami, to wyłącznie z powodu zmęczenia, potrzebuję się zregenerować. Nie myślę o innych drużynach – tłumaczył na konferencji prasowej, gdy ogłaszał swoje odejście.

Rok później został selekcjonerem reprezentacji Hiszpanii. Na Euro 2020 nie powołał… żadnego zawodnika Realu Madryt.
W Hiszpanii wybuchła burza, bo wśród odstawionych był choćby walczący z urazami Sergio Ramos, w kadrze zabrakło też miejsca dla Daniego Carvajala czy Marco Asensio.
– Nigdy nie patrzę na klub, z którego pochodzi zawodnik. Interesuje mnie tylko to, co wnosi do reprezentacji – odpierał zarzuty „Lucho”, wskazując na kryzys tamtejszych gigantów. Z Barcelony powołał zaledwie trzech zawodników, z Atletico Madryt – tylko dwóch.
Enrique: krytyka Xaviego, docenienie Flicka
Jako trener Paris Saint-Germain Enrique mierzył się już ze swoim ukochanym klubem. I nawet go pokonał. Starcie miało miejsce w ćwierćfinale Ligi Mistrzów sezonu 2023/24, a choć PSG przegrało pierwsze spotkanie 2:3, to w rewanżu na Camp Nou ograło gospodarzy aż 4:1 i awansowało do półfinału.
A Enrique już przed meczem podpalił publikę, krytykując styl gry ekipy Xaviego.
– Kto lepiej reprezentuje ducha Barcelony? Bez wątpienia ja. To nie jest opinia, spójrzcie na dane, jeśli chodzi o posiadanie piłki, okazje bramkowe, wysoki pressing, tytuły, trofea. Niektórzy mogą mieć inne zdanie, ale bez wątpienia ja.
Ale przed meczem z ekipą Hansiego Flicka 55-letni Hiszpan zmienia już narrację, doceniając zmianę katalońskiej ekipy.
– Drużyna Hansiego Flicka podoba mi się od samego początku. Jest zgodna z filozofią piłkarską Barçy. Nie spekuluje, atakuje, dobrze broni, przesuwa linię, dostosowuje się… To drużyna, którą uwielbiam. Wiecie, że jestem kibicem Barçy i socio. Oglądam wszystkie mecze, bo sprawia mi to przyjemność – mówił na przedmeczowej konferencji.
– To ekscytujące i fascynujące grać przeciwko drużynie o podobnym nastawieniu, która gra na wysokim poziomie i ma trenera, którego znam od dawna. Mamy tę samą filozofię – staramy się wygrać. To dwie podobne drużyny. Jutro wygra drużyna, która będzie miała piłkę – dodawał.
Enrique zmierzy się w środę z klubem, których kocha całym sercem. Ale znów będzie próbował go pokonać.
– Od lat darzę Barcelonę ogromną miłością i jestem z niej dumny. Ale mój zawód i klub, który mi zaufał, są najważniejsze – deklaruje.
Początek spotkania w środę o godzinie 21. Warto włączyć. Historia Luisa Enrique jest tylko jednym z powodów.
CZYTAJ WIĘCEJ O LIDZE MISTRZÓW NA WESZŁO:
- Kylian Mbappe coraz bliżej Roberta Lewandowskiego. Wyrównał wynik Benzemy
- Nietypowy prezent z Kazachstanu dla trenera Realu Madryt
- Włosi ocenili występ Zielińskiego w Lidze Mistrzów. „Przygaszony i bez wyrazu”
Fot. Newspix.pl
