Dwa ostatnie mecze tylko na ławce rezerwowych, raptem 54 rozegrane minuty w czterech krótkich epizodach. Rola Piotra Zielińskiego w drugim sezonie w Interze Mediolan, zamiast rosnąć, maleje. Po takim początku chyba są powody do obaw.

Po ostatnim ligowym meczu Interu Mediolan zerknąłem, jak często na początku sezonu nowy trener Cristian Chivu korzysta z usług polskiego pomocnika. Chyba najlepiej po prostu przekleić, jak wygląda sytuacja po sześciu spotkaniach:
- 11 minut z Torino,
- 7 minut z Udinese,
- 26 minut z Juventusem,
- 10 minut z Ajaxem,
- bez minut z Sassuolo,
- bez minut z Cagliari.
No, mówiąc krótko: szału nie ma. Albo bardziej dosadnie: jest kiepsko.
Piotr Zieliński. Coraz niżej w hierarchii Interu
Przechodząc w zeszłym sezonie do Interu Zieliński musiał mieć świadomość, że środek pomocy był w ostatnich latach w tym klubie zabetonowany, a trio Nicolo Barella – Hakan Calhanoglu – Henrich Mchitarjan grało zawsze, jeśli tylko było gotowe do gry. Ale można było założyć, że działacze Interu w Polaku widzieli następcę 35-letniego wówczas Mchitarjana, który przecież wiecznie grać nie będzie. Tymczasem mijają kolejne miesiące, zmienił się nawet trener, a wyjściowe trio jakie było, takie jest.
Barella od pierwszej minuty zaczął wszystkie sześć spotkań tego sezonu, Calhanoglu – pięć, Mchitrajan – cztery. Trzykrotnie od pierwszej minuty zaczynał Petar Sucić, nowy nabytek w mediolańskiej układance.
Reszta środkowych pomocników – ani razu. W pierwszych czterech meczach Zieliński był przynajmniej jednym z pierwszych do wejścia na plac gry. Ale i to zmieniło się w dwóch ostatnich spotkaniach – Polak siedział w nich na ławce do końca, a na boisko wchodził Davide Frattesi. Wychodzi więc na to, że 101-krotny reprezentant Polski jest teraz szóstym w hierarchii środkowym pomocnikiem Interu, a rywalizację wygrywa tylko ze sprowadzonym latem Andym Dioufem. Choć ten pewnie prędzej czy później też dostanie swoją szansę – Inter raczej nie zapłacił za niego 20 mln euro przez przypadek.
Wyjątkowo mocna konkurencja
Natomiast obiektywnie trzeba przyznać Zielińskiemu, że konkurencję ma po prostu trudną. Wystarczy wspomnieć pozostałych zmienników, abstrahując już od galowego tria Barella – Calhanoglu – Mchitarjan.
Frattesi do Interu trafiał razem z Zielińskim, ale w przeciwieństwie do Polaka (przyszedł za darmo) Inter musiał wyłożyć za niego 31,5 mln euro. Debiutancki sezon zaliczył lepszy od naszego piłkarza. Grał od niego częściej (47 vs 39 występów), strzelał częściej (7 vs 2 gole) i asystował nieznacznie rzadziej (2 vs 3 asysty). Włoch dał się zauważyć też w kluczowych momentach – to on strzelił gola w dogrywce z Barceloną na wagę awansu do finału Ligi Mistrzów, wcześniej trafiając też w ćwierćfinale z Bayernem.
Do tego 26-latek jest aż pięć lat młodszy od Zielińskiego, co czyni go bardziej perspektywicznym. W budowaniu pozycji nie przeszkadza mu także fakt, że od dłuższego czasu regularnie występuje w podstawowym składzie narodowej kadry, strzelając osiem goli w 30 dotychczasowych występach.
Mimo tego pozycja Frattesiego w Interze jest pewnie daleka od wymarzonej. A to za sprawą działaczy klubu, którzy latem – choć w teorii mieli pięciu środkowych pomocników na całkiem niezłym poziomie (Barella, Calhanoglu, Mchitarjan, Frattesi, Zieliński), postanowili trochę zaszaleć na rynku transferowym.
Za 14 mln euro sprowadzono Petara Sucicia z Dinama Zagrzeb i 21-latek dość szybko zaczął dostawać szanse od trenera Chivu. Od pierwszej minuty zaczął trzy z czterech pierwszych spotkań ligowych, notując w nich dwie asysty. Wcześniej 11-krotny reprezentant Chorwacji poznał się z drużyną podczas Klubowych Mistrzostw Świata, które Zieliński stracił z powodu kontuzji.
Jeszcze więcej, bo 20 mln euro wydano na Andy’ego Dioufa, grającego wcześniej w RC Lens. 22-latek, który latem reprezentował Francję na Euro U21 (zagrał m.in. 90 minut przeciwko Polsce), na razie dopiero oswaja się z drużyną, zaliczając jeden epizod z ławki rezerwowych. Ale – jak pisaliśmy wcześniej – 20 baniek nie jest sumą, która wyrzuca się przez okno przez przypadek.
„Czekając na Godota”
Zieliński ma więc problem, bowiem rywalizacja na jego pozycji staje się coraz bardziej zacięta. Ostatnio o polskim pomocniku w trakcie konferencji prasowej przypomniał sam Chivu, mówiąc:
– Ma wysoką jakość i wnosi coś dodatkowego, jeśli chodzi o drybling. Wybór staje się coraz trudniejszy – stwierdził, przyznając, że ma pewien ból głowy jeśli chodzi o ustalenie miejsca w składzie. Niewykluczone, że Zieliński szansę dostanie właśnie we wtorek w meczu Ligi Mistrzów przeciwko Slavii Praga. Spotkanie, w którym Nerazzuri będą zdecydowanym faworytem wygląda jak niezły moment, by zarotować składem i dać odpocząć podstawowym dotychczas zawodnikom.
Jedna rzecz to jednak dostać szansę, a druga – wykorzystać ją. Na razie wciąż czekamy na światowej klasy występ Zielińskiego w nowych barwach. Wielki mecz w Interze zaliczył dotychczas właśnie tylko jeden – gdy w październiku zeszłego roku strzelił dwa gole Juventusowi w szalonym remisie 4:4. Od tamtego meczu niebawem minie jednak rok, a zdobyte bramki są jedynymi i ostatnimi, jakie 31-latek zdobył w niebiesko-czarnych barwach.
Nie jest więc chyba zaskoczeniem, że i włoscy dziennikarze stawiają powoli coraz większy znak zapytania przy nazwisku Zielińskiego.
– Zieliński w Interze to zagadka. Był człowiekiem Spallettiego w Napoli, ale w Mediolanie nie jest taki sam – mówił niedawno Paolo Assogna. – Zieliński jest nie do poznania. Zdarza się, że piłkarze nie odnajdują się w nowym środowisku. I to bez logicznego powodu, tak się po prostu dzieje – wtóruje mu Leo Di Bello z włoskiego Sky Sport.
Krytyka reprezentanta Polski nasila się, choć Włosi już zimą zauważali, że transfer Zielka jest sporym rozczarowaniem.
– Już zrobił więcej dla Interu niż Zieliński – stwierdził gorzko Paolo Condo w lutym, gdy tuż po sfinalizowaniu wypożyczenia Nicola Zalewski zaliczył asystę przeciwko Milanowi. I nawet jeśli trochę przesadził, dość dobrze oddawało to atmosferę wokół transferu Zielińskiego.
Na początku sezonu sam piłkarz starał się wyjaśnić przyczyny słabszej dyspozycji i zapowiadał, że w tym sezonie chce pokazać kibicom „prawdziwą wersję Zielińskiego”.
– Gdy dołączyłem do Interu miałem mnóstwo drobnych kontuzji, które nie pozwalały mi grać na 100% – mówił włoskiej prasie we wrześniu tego roku. – Potem, gdy nabierałem pewności siebie i wracałem do formy, przydarzała mi się kolejna drobna kontuzja.
– W tym roku chcę pokazać, że będę w stanie wiele dać drużynie. Chcę dać z siebie wszystko i pokazać kibicom prawdziwego Zielińskiego – deklarował.
Umowa polskiego pomocnika jest ważna do 2028 roku, ale jeśli obecna tendencja się nie zmieni, może zostać przedwcześnie zakończona. W mediach już teraz spekuluje się na temat możliwego transferu. „La Gazzetta dello Sport” analizowała nawet ostatnio dogłębnie jego sytuację.
„Nie ma najłatwiejszej pozycji na rynku transferowym. Ma 31 lat, zarabia 4,5 mln euro netto i ma kontrakt wygasający w 2028 roku. Ma za sobą też trudny rok naznaczony kilkoma kontuzjami. Ostatnia z nich spowodowała, że opuścił wyjazd do Stanów Zjednoczonych. Jego czas gry – 971 minut w lidze – nie był tak niski od sezonu 2012/13, gdy miał 19 lat a czas gry dzielił pomiędzy pierwszym zespołem Udinese a ekipą z Primavery”.
Na pytanie: „dlaczego nie odszedł?” włoska gazeta odpowiada krótko: przez brak ofert. Nawet z kierunków arabskich. „Po co go trzymać” – pytają raz jeszcze. „Odpowiedz jest oczywista: wszechstronność” – odpowiadają sami sobie Włosi.
Na razie wymownie porównują go do tytułowego bohatera dramatu „Czekając na Godota”. Problem w tym, że ten ostatecznie nigdy nie pojawia się na scenie.
Oby w przypadku Zielińskiego było inaczej.
CZYTAJ WIĘCEJ O WŁOSKIEJ PIŁCE NA WESZŁO:
- San Siro sprzedane Interowi i Milanowi. Dojdzie do wyburzenia?
- Lewandowski wyląduje we Włoszech? Jego agent już działa
- Jakub Piotrowski pod ostrzałem krytyki we Włoszech. „Powolny i przewidywalny”
Fot. Newspix.pl