Reklama

Beenhakker zaplanował swój pogrzeb. Nie ma grobu. Zmarł obok stadionu

Wojciech Górski

04 września 2025, 15:42 • 7 min czytania 49 komentarzy

Leo Beenhakker powoli znikał. Wycofywał się z życia, tracił do niego chęć, walczył z chorobami i depresją. Ale w ostatniej fazie życia jego charakter raz jeszcze doszedł do głosu, gdy postanowił pożegnać się ze światem na swoich warunkach. – Don Leo zaplanował swoją ostatnią drogę. Od doboru gości, którzy byli obecni w krematorium po muzykę podczas pogrzebu. Raz jeszcze zaplanował wszystko tak, jak robił to zawsze. Zaplanował to jak trener – opowiada mi jeden z holenderskich dziennikarzy. Będąc w Rotterdamie chciałem zostawić kwiaty na grobie piłkarskiej legendy. Okazało się to jednak niemożliwe.

Beenhakker zaplanował swój pogrzeb. Nie ma grobu. Zmarł obok stadionu

Leo Beenhakker wyglądał przez okno w swoim apartamencie typu penthouse w południowym Rotterdamie. Być może spoglądał w kierunku stadionu De Kuip, obiektu Feyenoordu, jego największej miłości. Choć w długim życiu miał kilka wieloletnich partnerek, żadne z uczuć nie było tak trwałe jak to do klubu ze stadionem w dzielnicy IJsselmonde.

Reklama

82-latek czuł, że jego czas nadchodzi. Wycofywał się coraz bardziej. Nie chciał już analizować świata futbolu, rzadko wychodził z mieszkania, a gdy jeden ze starych znajomych zobaczył go przypadkiem na ulicy, powiedział w Radiu Rijnmond, że Don Leo wygląda jak stary, samotny człowiek.

To obraz tak silnie kontrastujący z wizerunkiem osoby, jaką był zawsze.

Legendarny trener podupadał na zdrowiu coraz bardziej. W 2015 roku wygrał z rakiem skóry, ale choroba zostawiła po sobie ślady – pamiątki po zmianach nowotworowych na nogach, ramionach i klatce piersiowej. Konieczne było usunięcie części wargi. Obawiając się nawrotu raka, Don Leo musiał unikać słońca, a osłabiony organizm był narażony na kolejne choroby.

Te z czasem atakowały coraz mocniej, Beenhakker zaś coraz bardziej zamykał się w sobie. Coraz rzadziej wychodził na spacery, a gdy nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa – on odmawiał poruszania się na wózku inwalidzkim. Stan fizyczny przekładał się na stan psychiczny. Beenhakker izolował się od ludzi, obojętniał, milczał. Walczył z depresją, choć z czasem coraz mocniej godził się, że jego czas przemija. Powoli rezygnował z życia.

10 kwietnia 2025 roku Beenhakker wyjrzał w kierunku De Kuip po raz ostatni. Zmarł w otoczeniu najbliższych – dzieci Erwina i Mariski, synowej Yvonne i wnuka Scotta.

Śmierć Leo Beenhakker. „Była dla niego błogosławieństwem”

– Widziałem go krótko dziś rano – mówił wyraźnie poruszony Ben Wijnstekers, ikona Feyenoordu i były podopieczny Beenhakkera, w czwartkowy wieczór. Holenderska telewizja niedawno przekazała wiadomość o śmierci wybitnego trenera, byłego selekcjonera tamtejszej reprezentacji. Trwał program wspominkowy o wielkim Leo.

– Nie jest tajemnicą, że Leo był poważnie chory. Jeszcze dwa lata temu był aktywny, często spacerował. Ale w trakcie pandemii mocno się odizolował. Miał fantastyczne mieszkanie tutaj, w Rotterdamie, z cudownym widokiem na miasto… – kontynuował Wijnstekers.

– Biorąc pod uwagę stan, w jakim się znalazł, odejście jest dla niego błogosławieństwem – wtórował mu w poruszającym oświadczeniu Jorien van den Herik, były prezes Feyenoordu.

On także często odwiedzał Beenhakkera, ze smutkiem obserwując zachodzące w nim zmiany.

– Regularnie chodziłem do niego na kawę. Ale szczerze mówiąc… Nie zawsze było mi łatwo podczas naszych spotkań. Leo nie był już tak otwarty na pomoc, mimo że było mnóstwo chętnych. Powoli tracił zapał do życia. Zamykał drzwi. To mnie bolało, bo tak różnił się od tego Leo, którego znaliśmy – opowiadał.

Wijnstekers:

– Próbowałem namówić go, żeby dołączył do nas, do Feyenoordu, ale w pewnym momencie już tego nie chciał. Rozmawiałem z Te Kloese [dyrektorem generalnym Feyenoordu – przyp.] i innymi osobami, wszyscy bardzo chcieli go zaangażować.

Przyjaciele widzieli, że legendarny trener osuwa się w cień. Chcieli wyciągnąć do niego rękę, zaktywizować, nadać jego życiu sens. Ale sam Leo nie chciał już pomocy. Coraz częściej wybierał samotność.

Leo Beenhakker nie żyje

Surowy trener, delikatny człowiek

Mario Been poznał Leo Beenhakkera jako sześciolatek. Don Leo był jego trenerem w młodzieżowych drużynach Feyenoordu, a później były podopieczny stał się asystentem legendarnego Holendra, gdy ten prowadził najważniejszy zespół w Rotterdamie. Po latach Been sam został nawet pierwszym trenerem Feyenoordu.

Gdy dowiedział się o śmierci Beenhakkera, zareagował smutkiem, ale i akceptacją.

– Wiedziałem, że pewnego dnia to nastąpi. Był trochę samotny i nie chciał już wychodzić z domu. Regularnie wpadałem do niego na obiad, widziałem, że Leo miał już duże problemy z chodzeniem. Nie chciał jednak jeździć na wózku inwalidzkim. Nie był już tym Don Leo, którego znaliśmy ze świetnych wywiadów i fantastycznych wyników – wspomina swojego dawnego mentora Been.

Taki sam obraz ostatnich dni trenera zapamiętał Wijnstekers.

– Przez ostatnie dwa lata nie chodził na spacery; nie miał ochoty na nic. Był też poważnie chory. Nadal od czasu do czasu z nim rozmawiałem, gawędząc, pijąc kawę i zagadując o piłkę nożną. Raz zapytałem go, czy chciałby pojechać ze mną na mecz Feyenoordu, ale odmówił. To było coś w stylu: „Niech będzie już tak jak jest”. To było dość przerażające – twierdzi, wspominając zmiany zachodzące w psychice legendarnego szkoleniowca.

– Czasami myślałem: Cholera, Leo, zawsze byłeś dla nas surowy jako trener, zaś w życiu prywatnym byłeś tak miłym i delikatnym człowiekiem. A czasami trzeba być również twardym w życiu codziennym. Ale trudno było mu działać dalej. Był coraz słabszy – dodaje.

Jan Urban: Leo jest Holendrem, ale myślę, że będzie mi dobrze życzył

Kontrast w charakterze trenera doskonale zapamiętał też van den Herik. Z jednej strony Leo bywał opryskliwy, buńczuczny, niemal wulgarny. W mediach udzielał brawurowych wypowiedzi, jest zresztą autorem wielu kultowych cytatów.

Ale z drugiej strony – był człowiekiem do rany przyłóż. Wrażliwym na drugą osobę, bo żywo zainteresowanym jej wnętrzem. Potrafił poruszać nawet najtwardsze charaktery.

– Nie pamiętam, żebyśmy kiedykolwiek się pokłócili, ale Leo często wyrażał się inaczej niż ja. Często operował żartem lub sarkazmem. Był w tym mistrzem. Gdy na murawie ściskaliśmy się po zdobyciu mistrzostwa w 1999 roku powiedział do mnie tylko: „Gratulacje, ty stary pierdzielu”. Przeszliśmy razem tak wiele… – wspomina były prezes Feyenoordu.

– Ale równocześnie Leo był ciepłą, wrażliwą osobą z wielką empatią. Gdy mówił od serca, topniały wszelkie bariery – dodaje.

Swojego trenera podobnie zapamiętał też Wijnstekers.

– Zawsze wiedział jak nas zmotywować. Potrafił nawiązać kontakt dzięki swojemu humorowi i sarkazmowi. Był świetnym człowiekiem. A dla mnie najlepszym trenerem w historii – twierdzi.

Przed meczem swoje dorzuca też Jan Urban, który był asystentem Leo, gdy ten prowadził polską reprezentację.

– Znakomity trener, ale przede wszystkim znakomity człowiek. Miałem bardzo dobre relacje z Leo. Wydaje mi się, że na tyle dobre, że mimo tego, iż Leo jest Holendrem, to jutro będzie mi dobrze życzył – mówił przed debiutem w swojej roli nowy polski selekcjoner.

A choć Beenhakker pracował i w największych klubach jak Real Madryt, i na peryferiach futbolu (Trynidad i Tobago), jego największą miłością do końca pozostawał klub z Rotterdamu.

– Powiedział mi kiedyś: „Najwspanialszym wspomnieniem pozostanie trofeum, jakie zdobyłem w Feyenoordzie”. Mimo że odniósł ogromny sukces z Realem Madryt, to Feyenoord pozostał jego klubem – wspomina Wijnstekers.

Leo Beenhakker zaplanował swój własny pogrzeb

Beenhakker znikał, ale znalazł w sobie siłę na jeszcze jedno. Postanowił pożegnać się ze światem w swoim stylu. I zaplanował własną ceremonię pogrzebową. W najdrobniejszych szczegółach.

– Od doboru gości, którzy byli obecni w krematorium na Zuiderbegraafplaats po muzykę podczas pogrzebu – mówi mi jeden ze znajomych holenderskich dziennikarzy, pracujący dla publicznego nadawcy.

Po raz ostatni zaplanował to wszystko jak trener. Był nim na swoim własnym pogrzebie, obserwując to co zaplanował z góry, zza nowej linii bocznej – dodaje.

Jedyną sprawą, na jaką wpływ miały dzieci Beenhakkera była trasa konduktu żałobnego. Karawan z trumną przejechał przez stadion De Kuip, gdzie został pożegnany przez fanów Feyenoordu. Później minął jego rodzinny dom w Urkersingel.

– To z niego jako chłopiec wyszedł pierwszy raz na stadion De Kuip, trzymając za rękę swojego ojca – mówił Erwin Beenhakker, syn Leo. – Dobrze, że tata nie wiedział, że dom idzie na rozbiórkę. Nie podobałoby mu się to…

Kondukt żałobny z trumną Leo Beenhakkera przejechał koło De Kuip

Ceremonia pogrzebowa odbyła się w skromnym gronie na terenie Zuiderbegraafplaats, czyli Cmentarza Południowego. To miejsce, w którym Feyenoord posiada nawet specjalny sektor, znany jako Feyenoord-begraafplaats, gdzie kibice mogą zostać pochowani w otoczeniu związanym z ich ukochana drużyną. Zgodnie z życzeniem Leo, jego ciało skremowano. Wygląda jednak na to, że prochy wybitnego trenera nie zostały pochowane na Zuiderbegraafplaats, a przekazane rodzinie.

Będąc w Rotterdamie chciałem bowiem wykorzystać okazję i złożyć kwiaty na grobie byłego selekcjonera polskiej kadry. W sieci próżno szukać jednak informacji o miejscu spoczynku Beenhakkera. Widnieje jedynie informacja, gdzie odbyła się sama ceremonia pogrzebowa. W tej sprawie zadzwoniłem więc do zarządcy cmentarza Zuiderbegraafplaats.

– Grób Leo Beenhakkera? Oczywiście, znałem go jako trenera. Lecz nic nie wiem, by był pochowany na naszym cmentarzu. Ale proszę zaczekać. Zaraz sprawdzę w naszym systemie – słyszę w słuchawce.

– Niestety, nie ma tutaj takiego grobu – informuje mnie po chwili rozmówca.

Na moją prośbę zarządca sprawdził jeszcze pozostałe cmentarze w Rotterdamie. Grobu Leo Beenhakkera nie ma na żadnym z nich.

Z ROTTERDAMU WOJCIECH GÓRSKI, WESZŁO 

WIĘCEJ KORESPONDENCJI Z HOLANDII:

Fot. Newspix.pl

49 komentarzy

Uwielbia futbol. Pod każdą postacią. Lekkość George'a Besta, cytaty Billa Shankly'ego, modele expected Goals. Emocje z Champions League, pasja "Z Podwórka na Stadion". I rzuty karne - być może w szczególności. Statystyki, cyferki, analizy, zwroty akcji, ciekawostki, ludzkie historie. Z wielką frajdą komentuje mecze Bundesligi. Za polską kadrą zjeździł kawał świata - od gorącej Dohy, przez dzikie Naddniestrze, aż po ulewne Torshavn. Korespondent na MŚ 2022 i Euro 2024. Głodny piłki. Zawsze i wszędzie.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Piłka nożna

Reklama
Reklama