Z Adamem Buksą, nowym zawodnikiem Udinese, rozmawiamy o jego transferze do Serie A, braku potrzeby stabilizacji w karierze, ale też oczywiście o kadrze – czego reprezentacji brakuje i dlaczego zdaniem Buksy nie jest to charakter? Zapraszamy!

Spotkaliśmy się wcześniej przy innej okazji, na początku lata, potem zmieniłeś klub, ale dzięki tamtej rozmowie mam wrażenie, że ten transfer do Udinese nie stał się nagle, tylko było to dłużej planowane.
Tak, miałem z tyłu głowy chęć spróbowania swoich sił w lepszej lidze, ale jeśli chodzi o samą Serie A i konkretnie Udinese, to tego nie planowałem. To była zasługa trenera Runjaica, który zadzwonił do mnie i zapytał, czy byłbym zainteresowany przenosinami. Negocjacje między klubami i między mną a Udinese były dość długie, ale skończyło się tak, że trafiłem do Włoch i bardzo się z tego cieszę. Miałem kilka innych opcji, ale nie były one dla mnie interesujące z punktu widzenia sportowego. Chodziło tu między innymi o powrót do MLS-u.
Żałujesz transferu do Midtjylland?
Nie, absolutnie, bo moim celem była gra w europejskich pucharach. Nigdy nie miałem okazji spróbować swoich sił na tym poziomie. Oczywiście najważniejsza była Liga Mistrzów, ale jej nie udało się osiągnąć, zabrakło kilku minut. Niemniej faza ligowa Ligi Europy, wyjście z niej, dwumecz z Realem Sociedad to była bardzo fajna przygoda i doświadczenie. Zostaliśmy też wicemistrzami Danii, co oczywiście jest pewnym niedosytem, bo celowaliśmy w mistrzostwo. Natomiast ten rok zaliczam do udanych, a potwierdzeniem tego jest transfer do Udinese. Ja trafiłem do Serie A, renomowanych rozgrywek, a Midtjylland odzyskało pieniądze za mnie ze sporą nawiązką, po prostu zarobili.
A mimo wszystko namawiali cię, żebyś został?
Nie chcieli, żebym odchodził, ale to są inteligentni ludzie i doskonale rozumieją potrzeby zawodników. Rozmawiają z nimi, starają się wyczuć, jak piłkarze widzą daną sytuację w klubie i swoją przyszłość. Tutaj była pełna i otwarta komunikacja. Na początku okienka jasno zakomunikowałem, że jeżeli przyjdzie dobra oferta dla klubu z lepszej ligi niż duńska, to z dużym prawdopodobieństwem będę chciał z niej skorzystać. Oni to zrozumieli, stwierdzili, że jeśli tak się stanie, to siądziemy do rozmów i taka oferta pod koniec okienka przyszła. Dla Midtjylland timing był dobry – byliśmy po pierwszym meczu czwartej rundy eliminacji do Ligi Europy, wygraliśmy 4:0 i de facto mogliśmy być pewni awansu. Wszystko się więc złożyło, ale nie było tak, że ktoś mnie z klubu wypychał.
Pytałem też o żal w kontekście transferu do Danii, bo zastanawiam się, czy nie brakuje ci stabilizacji – zmieniasz kluby właściwie co rok.
Jeśli prześledzić moją karierę, to z wyjątkiem transferu z Lens do Antalyasporu, gdzie po straconym czasie przez kontuzję poszedłem do słabszej ligi, by się odbudować, to każdy transfer był awansem sportowym. I ja generalnie lubię zmieniać kluby, ligi. Szybko się nudzę. Nie jestem fanem stabilizacji, biorę walizki i po prostu jadę. W Udinese mam kontrakt na cztery lata i już się nauczyłem, że nie można niczego w piłce planować, trzeba myśleć o różnych scenariuszach. Nie wiem, czy jest to mój klub docelowy, natomiast może być tak, że będę się tu świetnie czuł, że klub będzie zadowolony i zostanę na dłużej. Życie pokaże.
Czyli czujesz, że to jeszcze nie jest twój sufit?
Tak, stąd ten ruch. Gdybym uznał, że osiągnąłem sufit i wyciągnąłem wszystko z mojej kariery, to prawdopodobnie poszedłbym w kierunku wyższego kontraktu, ale mniejszego poziomu sportowego. Jak wspomniałem – miałem taką możliwość, ale nie chciałem się na to zdecydować. Wolę sprawdzić się na wyższym poziomie, gdyż czuję, że mam jeszcze pole do rozwoju.
To, że w Udine jest trener, który zna polskich piłkarzy, przede wszystkim ciebie i jest też Kuba Piotrowski, pomogło ci w decyzji o przenosinach?
Tak, na pewno obecność Kuby jest atutem, znamy się od bardzo dawna, więc super, że możemy być we dwóch w klubie. Natomiast gdyby Kuby nie było, to pewnie i tak trafiłbym do Udinese, bo to postać trenera Runjaica okazała się w tym całym procesie kluczowa, gdyż to on optował za tym transferem. Zna mnie od podszewki, to on mnie wprowadzał do większej piłki, regularnie u niego występowałem, zacząłem notować lepsze statystyki. To on jest głównym architektem miejsca, w którym aktualnie jestem. Nie mówię tylko o Udine, ale ogólnie o karierze profesjonalnej.
Wiadomo, że Midtjylland to poukładany klub, natomiast czy po tej krótkiej chwili we Włoszech już czuć, że to jest inny, wyższy poziom?
Na pewno oczekiwania i presja społeczna jest na nieporównywalnie większym, wyższym poziomie. I to jest coś, co bardzo lubię, bo mnie nakręca. W Danii niczego mi nie brakowało, co było zależne od klubu, ale nie było tych oczekiwań społecznych, które sprawiają, że piłkarz w danym miejscu czuje się ważny i wie, że ma przed sobą wymagającą misję do spełnienia. Włochy to kraj, który żyje piłką, są mega oczekiwania, ale też radość z wykonywanej pracy jest dużo większa. To największa różnica, którą zaobserwowałem, ale to było dość oczywiste już przed transferem.
Co do samego Udinese – to najbardziej zaawansowany klub, w którym do tej pory byłem, jeśli chodzi o zaplecze, bazę, specjalistów. Jest wszystko, czego potrzeba do rozwoju. Tutaj są nastawieni na pracę z młodymi zawodnikami, których potem można sprzedać za dobre pieniądze i potrafią świetnie tych zawodników rozwijać. Mój transfer nie do końca wpisuje się w tę politykę, jestem jednym z wyjątków, który ma po prostu wejść do szatni, być pomocny dla młodszych i dawać od samego początku konkrety na boisku.
Debiut miałeś ciekawy, bo z Interem, mecz wygrany, nie będę ukrywał – nie oglądałem, czytałem natomiast, że głównie sobie pobiegałeś.
Tak było. Wszedłem przy 2:1 dla nas, tak więc miałem za zadanie, między innymi, odcinanie i przeszkadzanie Piotrkowi Zielińskiemu, co do najprzyjemniejszych prac nie należy! Ale taka była potrzeba chwili. Pierwsza połowa była bardzo otwarta, zasłużenie wygrywaliśmy, natomiast potem, gdy Inter przycisnął, zostaliśmy zepchnięci do defensywy.

I tutaj płynnie można przejść do reprezentacji Polski, bo z Holandią będzie to wyglądało podobnie, to znaczy – jeśli zagrasz, głównie będziesz biegać.
Nie miałbym nic przeciwko takiemu scenariuszowi, bo to by oznaczało, że prowadzimy i trzeba bronić zwycięskiego wyniku. Biorę to w ciemno.
Szczerze powiem, że raczej chodziło mi o bieganie przy gorszym rezultacie.
Takiej opcji nie biorę pod uwagę.
Nie będę pytał o szczegóły, ale czy we własnym gronie wyjaśnialiście sobie poprzednie zgrupowanie – chodzi mi o kontekst Lewandowskiego, Grosickiego i tak dalej.
Nie, na forum drużyny nie był poruszony ten temat. Tak jak trener Jan Urban podkreślił jeszcze przed zgrupowaniem, kwestia opaski jest zamknięta i mamy jasno ustaloną hierarchię. Nie ma tutaj żadnego problemu, każdy to akceptuje i skupia się na konkretnym meczu. Jest podejście, że odcinamy grubą kreską to, co było, nie myślimy o tym i skupiamy się na teraźniejszości.
Na tym poprzednim zgrupowaniu byłeś wkurzony, że jest takie zamieszanie?
Na pewno to nie pomagało, nie było potrzebne, byłem zły, bo takie rzeczy powinniśmy mieć pod kontrolą. Mam wrażenie, że w kadrze w ostatnich miesiącach, czy w ostatnich latach za dużo było takich naprawdę niepotrzebnych afer, które można było bardzo szybko w zarodku wyjaśnić i zamknąć, a to się tak ciągnęło i zostawało w drużynie. Były dopisywane jeszcze jakieś teorie spiskowe i tak dalej, temperatura rosła. Uważam, że tym trzeba było dużo szybciej i lepiej zarządzić, ale to już było i mam nadzieję, że więcej nie wróci. Jest nowe otwarcie i naprawdę nikomu tutaj nie zależy na tym, żeby reprezentacja grała w taki sposób jak ostatnio, notowała średnie wyniki i zamiast cieszyła kibiców, to ich wkurzała, bo nie o to chodzi.
Uważasz, że gdyby nie ta historia z opaską, to trener Probierz byłby dalej z wami?
Nie wiem tego, to jest bardzo trudne pytanie. Nie znam rozmów, nie znam genezy, nawet nie zwolnienia trenera Probierza, tylko jego dymisji.
A twoim zdaniem popełnił błąd zabierając opaskę Lewandowskiemu przez telefon?
Wydaje mi się, że była to bardzo odważna decyzja, która w naturalny sposób pociągnęła za sobą dość duży, jakby to powiedzieć, rumor. Ten ruch – podejrzewam – miał na celu trochę nami wstrząsnąć. Trener miał do tego ruchu pełne prawo. Na koniec wydaje mi się jednak, że patrząc na mecz z Finlandią, na pewno nam to nie pomogło, ale to już przeszłość, nie wracamy do tego.
Dlaczego jest tak kiepsko z naszą reprezentacją, jaka jest twoja diagnoza?
To mocna teza, sprecyzujesz? Bo wciąż możemy awansować na mundial, graliśmy na poprzednim Euro.
Mamy na tyle dobrych piłkarzy, że stać nas na ogrywanie Finlandii, a jeśli nawiązujesz do Euro, to reprezentacja Polski powinna w grupie z Mołdawią, Albanią i Czechami zająć co najmniej drugie miejsce, a nie wchodzić do turnieju po rzutach karnych z Walią.
Tu się jak najbardziej zgodzę. Moglibyśmy o tym bardzo długo dyskutować i doszukiwać się wielu powodów takiego stanu rzeczy, ale patrzmy przed siebie. Na pewno potrzebny jest spokój i naturalna radość z bycia tutaj – ale nie na zgrupowaniu, tylko na boisku. Piłka nożna w najczystszej postaci musi cieszyć, to jest podstawa wszystkiego. A mam wrażenie, że gdzieś ta radość z gry została utracona i musimy dążyć do tego, żeby ją jak najszybciej odzyskać. Dobry wynik z Holendrami i Finami znacząco nam w tym pomoże.
Założyłem sobie, że nie skrytykuję Jana Urbana do końca eliminacji – mam poczucie, zastanawiam się czy wy też, że to czas, by w końcu piłkarze wzięli na siebie większą odpowiedzialność. To znaczy – w tej grupie powinniście wejść do baraży bez trenera, ale go macie, więc tym bardziej.
Piłka nożna się bardzo wyrównała, jest znacznie większa świadomość taktyczna, zbiera się różnego rodzaju dane i tak dalej. O wyniku decydują szczególiki. To, że piłkarze muszą wziąć odpowiedzialność – jasne. Natomiast nie można tego rozdzielać, że trener to jedno, a drużyna to drugie, my musimy iść w jednym kierunku razem. Jeśli będziemy chcieli to oddzielić: będziemy przegrywać. Były różne historie, afery, nie ma co do tego wracać, bo to było już analizowane, ale wówczas trudno było o dobre rezultaty, gdy przyjeżdżał zmotywowany przeciwnik w dobrej formie.
Mówisz o rywalach w dobrej formie, tylko przynajmniej patrząc na wyniki, Finlandia nie była w dobrej formie i dlatego tak to kibiców zabolało.
Nas też, bo to był mecz, którego nie mieliśmy prawa ani przegrać, ani zremisować. Początek kompletnie nie wskazywał na taki scenariusz, później jednak straciliśmy bramkę, która zmieniła obraz spotkania o 180 stopni i to wyglądało po prostu słabo. To jest jeden z tych meczów, o którym ciężko jest mi nawet rozmawiać. Graliśmy słabo, poniżej średniej, przegraliśmy, a nie mieliśmy prawa przegrać.
Brakuje w tej kadrze charakterów, postaci jak Glik czy Krychowiak?
Nie, tu się nie zgodzę. Mamy zawodników, którzy z miejsca wchodzą do nowych klubów. Przykładem niech będzie Jan Bednarek – dwa mecze i jest szefem defensywy w Porto. Wrócił też Robert, nie trzeba mówić, jaka to jest postać. Nie chodzi o charakter, ale też o rozumienie się na boisku, o pewność na nim, co wiąże się z planem na mecz, atmosferą, odpowiednim przygotowaniem fizycznym, fazą sezonu i tak dalej. Charakteru nie brakuje, każdy chce tu być i uwierz mi, że każdy dałby się pokroić, żeby ta kadra wygrywała.
Byłeś mocno zaskoczony powrotem Kamila Grosickiego?
Wiadomo – jak w czerwcu masz pożegnanie, a we wrześniu jesteś na zgrupowaniu, to jest to szok, ale z tego co Kamil mówił, mieli rozmowę z selekcjonerem i Kamil wyraził gotowość do pomocy reprezentacji. To są ich ustalenia i jeśli selekcjonera uznał, że Kamil jest potrzebny, to jest potrzebny. Jeśli mówisz o charakterach, to on ma ogromny charakter do walki.
Po tych trzech dniach z Janem Urbanem, zauważyłeś, że coś się zmieniło względem przedniego szkoleniowca? Albo nawet nie porównując Urbana do Probierza, tylko po prostu – na coś zwróciłeś uwagę?
Od razu rzuca się w oczy to, że trener jest spokojnym człowiekiem, który waży słowa i ma taką pozytywną aurę wokół siebie. Jest nowy sztab, tak więc ciągle się siebie nawzajem uczymy i na pewno jeszcze troszkę czasu minie, aż się poznamy, ale też zauważyłem po treningach, że są one intensywne i jest dużo małych gier, co w poprzednich latach nie zawsze było standardem.
Jest w was przekonanie, może pewność, że uda się awansować na mundial, a przynajmniej wejść do baraży?
Na pewno jest wiara w to, natomiast droga do mistrzostw świata wiedzie przez mecze z Holandią i Finlandią, dlatego nie wybiegamy na razie w przyszłość. Nie ma co ukrywać, że wrzesień będzie kluczowy. Jeżeli osiągniemy dobre wyniki, i z Holandią, i z Finlandią, albo przynajmniej z Finlandią, to wiara będzie jeszcze większa i będziemy mogli zacząć myśleć o tym, co będzie w październiku, listopadzie i tak dalej. Natomiast na dzisiaj tylko te dwa mecze się liczą.
Mam kibicowską obawę, że z Finlandią będzie jak z Mołdawią. Porażka tam uznana jako wypadek przy pracy, pewność, że u siebie będzie wygrana, a skończy się na remisie, który nas pogrąży.
Rozumiem twoje obawy, ponieważ to się wydarzyło i kiedyś byliśmy tego świadkami. Niestety. Natomiast w naszych głowach i w naszych nogach jest naprawdę duża motywacja, żeby to się nie powtórzyło. Obyśmy przy następnej naszej rozmowie nie musieli rozmawiać ani o Finlandii, ani o Mołdawii w negatywnym kontekście. Nie, wystarczy tego, po prostu.
CZYTAJ WIĘCEJ O HOLANDIA-POLSKA:
- Zagadkowa drużyna Jana Urbana. Nikt nie wie, czego się spodziewać
- Miasto, które przestało istnieć. Rotterdam, czyli feniks z popiołów
- Holendrzy nie znają… Zielińskiego. Ale i tak boją się Polski
Fot. FotoPyk & Newspix