Reklama

Lech Poznań oduczył się bronić

Paweł Paczul

07 sierpnia 2025, 13:57 • 4 min czytania 29 komentarzy

Lech Poznań przecieka, bo na początku sezonu zbyt łatwo jest mu strzelić bramkę – to właściwie żadna sztuka, tylko Islandczykom się nie udała (w drugim meczu, w pierwszym już tak, potem mieli pecha – choćby słupek). Dość powiedzieć, że Crvena z Polski wyjeżdża z większą zaliczką niż wyjeżdżała… z Gibraltaru. Tam walnęła jedną sztukę, a tu trzy.

Lech Poznań oduczył się bronić

Kolejorz naprawdę ma problem, traci zdecydowanie zbyt wiele goli:

Reklama
  • z Legią dwa
  • z Cracovią cztery
  • z Breidablikiem jedną
  • z Lechią trzy
  • wyjątkowo czyste konto w rewanżu z Islandczykami
  • sztuka z Górnikiem
  • trzy razy od Crveny

Dzisiaj Lech ma już osiem przyjętych bramek w lidze, a wiecie, kiedy dotarł do tylu w poprzednim sezonie? W trzynastej kolejce. Teraz wystarczyły tylko trzy spotkania. Wtedy drużynę Frederiksena było naprawdę trudno zaskoczyć, na początku sezonu Mrozek nie puszczał nic przez sześć meczów z rzędu, dzisiaj właściwie należy zakładać, że Lech do wygranej potrzebuje co najmniej dwóch trafień, gdyż na pewno coś straci.

Co gorsza – zespół z Poznania w ogóle nie korzysta w tym względzie z atutu własnego boiska. Jedyne czyste konto – powtórzmy, szczęśliwe – przypadło na spotkanie wyjazdowe z Breidablikiem, natomiast każdy, kto przyjeżdża na stadion Lecha, może liczyć na jakiś łup.

O ile w Ekstraklasie to można jeszcze nadrobić w przyszłości, o tyle puchary takiej frywolności nie wybaczą. Swój stadion musisz wykorzystać do maksimum, nie narazić się na żadne straty, coś najlepiej jeszcze strzelić i potem bronić się w wyjazdowym rewanżu (jeśli właśnie tak ułożono terminarz). Na przykład faworyzowany Slovan pojechał do Kazachstanu i nic nie wcisnął, a Kajrat w końcówce i owszem. Wcześniej Kazachowie zmiażdżyli na własnym obiekcie KuPS, mimo porażki 0:2 w pierwszym spotkaniu i tak awansowali.

U siebie są zdecydowanie mocniejsi, korzystają z tego atutu, są szczelni w defensywie. A Lech? Chcesz gola, będziesz miał gola, dlaczego nie.

Wczoraj tracił je na różne sposoby. Pierwszy – bierność przy dośrodkowaniu, bierność przy przyjęciu Ndiaye, bierność przy strzale Krunicia. Mrozek też nie pomógł, zdecydował naskok, który wykonał na prawą nogę – nie zdążył wrócić, piłka przeszła mu po rękach. Drugi gol to dramatyczne bronienie przy stałym fragmencie gry, co nie może się zdarzyć, nie z tym rywalem. To znaczy, jeśli przyjeżdża ktoś lepszy i cię rozklepie, da na pustą… Okej, bywa, jest za mocny. Ale wrzuta ze stojącej piłki, kiedy trzeba po prostu być przytomnym i się dobrze ustawić?

Boli.

Tak samo jak trzeci gol i indywidualny błąd Pereiry, który w pierwszej połowie rozgrywał przecież świetny mecz (choć oczywiście bardziej do przodu niż do tyłu).

Lech Poznań na początku sezonu pokazuje jak nie bronić swojej bramki

Lech na tym etapie sezonu wydaje się zmierzać ścieżką Jagiellonii, która też w sierpniu była bezbronna, gdy dostawała bęcki od Ajaksu i Bodo. Potem to się zmieniło, Siemieniec wyciągnął wnioski, pytanie, czy zrobi to też Frederiksen. Niemniej trochę też jest tak, że jeśli bierzesz obrońców z Jagiellonii, to bronisz jak Jagiellonia, która mimo poprawy z żelaznej obrony wciąż nie słynęła. Na koniec rozgrywek w Ekstraklasie miała więcej straconych goli niż Piast Gliwice czy Górnik Zabrze.

Tymczasem wzmocnienia Lecha to Skrzypczak i Moutinho stamtąd, a także Gumny, który przyjechał kompletnie bez formy. Jasne, z biegiem czasu oni wszyscy mogą wskoczyć na wysoki poziom, ale fakty są takie, że do Lecha nie trafił żaden szef, który z miejsca kieruje tym blokiem. Być może przy zjeździe Douglasa, takiej sobie formie Milicia, odstawieniu Salamona, ktoś taki by się przydał, choć oczywiście łatwiej powiedzieć niż zrobić.

Na błędy Lecha uwagę zwracają uwagę rywale, również otwarcie. Filip Stolijković z Cracovii, który otworzył swój worek z bramkami w Poznaniu, powiedział: – Lech zostawia dużo miejsca za plecami i szybcy piłkarze sprawiają im problemy. Trzeba czekać na ich błąd bo w defensywie są niestabilni.

To tak naprawdę dało się zauważyć już w pierwszych chwilach meczu z Crveną. Poszła szybka piłka za plecy stoperów i gościom udało się oddać strzał głową, choć za słaby. Ale faktycznie – z taką grę Lech ma problem. Z kolei jeśli się cofnie, to w tej głębszej defensywie też są kłopoty. Ndiaye wyglądał wczoraj przy stoperach jak pan piłkarz – najpierw zaliczył asystę, kiedy nic nie robił sobie z obrońcy na plecach, potem strzelił gola ze spalonego, ale to, w jaki sposób kręcił wówczas defensorami, robiło wrażenie.

A wejście Arnautovicia? Jedna górna piłka i walka ze Skrzypczakiem pokazała, jak wiele Polaka jeszcze czeka nauki, żeby mierzyć z kimś o podobnym doświadczeniu.

Zdecydowanie masa pracy przed Lechem, żeby to ogarnąć, ale po prostu trzeba to zrobić. Jako się rzekło – niech będzie chociaż tak jak z Jagiellonią. Tyle że i ona, i Lech czasu już nie cofnie, przyjęte gole w sieci zostaną, a Liga Mistrzów odjechała.

WIĘCEJ O MECZU LECHA POZNAŃ Z CRVENĄ:

Fot. Newspix

 

29 komentarzy

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama