Mecz Hiszpanii z Belgią odwołano rano. Potem, kiedy kibice byli już na stadionie, taką samą decyzję podjęli organizatorzy spotkania Niemcy – Holandia. Wniosek był jeden: Europa wciąż żyje w strachu po piątkowych wydarzeniach z Paryża. Powstało pytanie: co z Wembley? Co z meczem Anglii z Francją, który – wydawałoby się – mógł być najbardziej łakomym kąskiem dla terrorystów? Im więcej wieści nasłuchiwaliśmy z Hanoweru, tym coraz bardziej obawialiśmy się o kibiców – i nie tylko – znajdujących się w Londynie.
Ale mecz się odbył. I co najważniejsze – odbył się bez żadnych przeszkód.
„Wolność, jedność, braterstwo”. Wembley, które od piątku świeci we francuskich barwach, okazało swoją solidarność z Francuzami. Francuzami, za którymi – delikatnie mówiąc – Anglicy na co dzień nie przepadają. We wtorek jednak trybuny tego legendarnego obiektu były trójkolorowe. Najpierw oficjalne oddanie hołdu zmarłymi – wieńce złożyli trenerzy obu reprezentacji i książę William – a potem minuta ciszy i Marsylianka. Odśpiewana przez wszystkich kibiców. Bez wyjątku.
Co warto zapamiętać z samego meczu? Bez wątpienia występ żółtodzioba, 19-letniego Dele Alliego. Jeśli nie śledzicie regularnie angielskiej Premier League, macie prawo nie do końca kojarzyć jeszcze to nazwisko. Coś tam niby w reprezentacji już pograł, ale we wtorek pierwszy raz wyszedł w pierwszym składzie. I pozamiatał.
Chłopak jeszcze w zeszłym sezonie grał w League One, a w meczu z Francją mógł się cieszyć z debiutanckiej bramki w kadrze. Można by rzec, że to taki angielski Bartosz Kapustka. Nie czuł żadnych kompleksów względem swoich kolegów czy przeciwników. Nie trzęsły mu się łydki jak Maciejowi Gajosowi w Nikozji. Spokojny, opanowany, pewny siebie. Powiedział: „Dzień dobry, nazywam się Alli i w niedługim czasie pozamiatam”. Ukłon w stronę młodzieńca zrobił sam Hodgson, który postanowił zdjąć go go kilka minut przed ostatnim gwizdkiem sędziego, aby kibice mogli zgotować mu gromkie owacje. Tak zdobywa się szacunek.
Gwoli uzupełnienia faktów – wynik meczu ustalił Wayne Rooney.
***
Co działo się w pozostałych spotkaniach towarzyskich? Islandzka defensywa ponownie została rozłożona na łopatki. Tym razem dosyć brutalnie zweryfikowali ją Słowacy, którzy zafundowali im trzy gole. Podopieczni Larsa Lagerbacka w ostatnich kilku dniach stracili więcej bramek niż w całych eliminacjach, czyli – przypominamy – dziesięciu spotkaniach. I jeszcze jedna informacja: 90 minut na boisku spędził Ondrej Duda.
Ciekawie było też w Rzymie (Włochy – Rumunia 2:2), Wiedniu (Austria – Szwajcaria 1:2, pierwsza porażka Austriaków od ośmiu spotkań i przegranej z Brazylią) i Moskwie (Rosja – Chorwacja 1:3). W Tallinie co prawda interesująco nie było, bo Estonia podejmowała – uwaga – Saint Kittts i Nevis (jacyś hobbyści-entuzjaści z Karaibów), ale mimo wszystko odnotujmy, że kolejnego gola w barwach narodowych zdobył Konstantin Vassiljev.