Reklama

Iga Świątek znów na pewniaka. Polka w kolejnej rundzie w Montrealu

Sebastian Warzecha

02 sierpnia 2025, 02:48 • 4 min czytania 0 komentarzy

Czy można zagrać niezłe spotkanie i ugrać w nim tylko cztery gemy? Można, przekonała się o tym Eva Lys, która przez cały mecz z Igą Świątek nie schodziła z solidnego poziomu. Ale wiele jej to nie dało, bo Polka i tak była lepsza we właściwie każdym aspekcie gry. W efekcie Niemka po raz trzeci w karierze z Igą przegrała. Z kolei Świątek awansowała do IV rundy turnieju w Montrealu. 

Iga Świątek znów na pewniaka. Polka w kolejnej rundzie w Montrealu

Iga Świątek znów zwycięska. Polka w 1/8 finału turnieju w Montrealu

Reklama

Rywalka po przejściach

Powiedzmy sobie wprost: mało kto zakładał inny scenariusz, niż wygraną – i to stosunkowo łatwą – Igi w tym meczu. Eva Lys talent ma, nikt temu nie zaprzeczy, ale jednak na razie jeszcze nie potwierdziła go na najwyższym szczeblu – choćby dochodząc do finału jakiegokolwiek turnieju WTA. Nawet takiego rangi 250, najniższej możliwej. Z drugiej strony Niemka o ukraińskich korzeniach zmagała się w swojej karierze z wieloma przeciwnościami losu. Ta największa? Reumatyczna choroba autoimmunologiczna kręgosłupa. Innymi słowy: ból, problemy ze stawami i szereg innych dolegliwości.

– Dzięki fantastycznemu wsparciu i leczeniu ze strony mojego zespołu medycznego nadal jestem w stanie realizować swoje sportowe marzenia i wydobywać z siebie to, co najlepsze. Są jednak chwile, kiedy jestem zmuszona do wprowadzania zmian w ostatniej chwili i korekt w moim harmonogramie turniejów. Często mówiono mi, że jestem za słaba. Ale im więcej tego słyszałam, tym bardziej mnie to wzmacniało. Ostatecznie nikt nie wie, co dzieje się za kulisami – pisała o schorzeniu w swoich social mediach.

Mimo tego grała nadal – chorobę zdiagnozowano u niej w 2022 roku – i traf chciał, że jej kariera jakoś łączy się z Igą Świątek. Tak było ponad trzy lata temu, gdy obie zagrały ze sobą w Stuttgarcie. Lys przeszła tam przez kwalifikacje i zaliczyła tym samym debiut w turnieju WTA, ale w samym meczu Polka nie dała jej wiele szans – wygrała 6:1, 6:1. Drugi raz spotkały się na starcie tego sezonu – w IV rundzie Australian Open. Niemka co prawda odpadła z kwalifikacją, ale do głównej drabinki weszła jako szczęśliwa przegrana. A potem zadziwiła świat, wygrywając trzy kolejne mecze.

W efekcie awansowała do TOP 100 rankingu (a aktualnie jest w najlepszej „60”), ale Polka znów na wiele jej nie pozwoliła – triumfowała 6:0, 6:1.

Pewna wygrana. Iga Świątek gra dalej

Dziś spotkały się po raz trzeci i był to mecz z największą dawką historii, ale równocześnie – nadal małą. Nie bez powodu rozpisaliśmy się nieco o Evie Lys. Po prostu o meczu pisać za wiele się nie da. Było to bowiem typowe starcie Igi ze słabszą rywalką. Polka od początku grała na wysokim poziomie i z miejsca przełamała Evę. Ale Lys mimo wszystko dawała jej się we znaki. Może nie była w stanie wypracować break pointów – w całym meczu miała jednego, ale już w drugim secie – ale kilka razy zaskoczyła Świątek w wymianach. Szczególnie tych dłuższych, w których nieco niespodziewanie była w stanie się utrzymywać.

Nie utrzymała za to podania do końca seta – pod koniec straciła je po raz drugi. W efekcie całą partię przegrała 2:6.

Choć w miarę trwania spotkania było o to trudniej. Iga bowiem z czasem podnosiła jakość właściwie wszystkich swoich zagrań. Forehand, backhand, serwis – im dalej w mecz, tym było z nimi lepiej. Drugiego seta zaczęła zresztą w znakomitym stylu, bo od wygrania czterech kolejnych gemów. Dopiero wtedy Lys się ocknęła i próbowała stawić czoła Idze. W miarę jej się udało, bo wygrała gema i… bardzo się z tego faktu cieszyła, a na przerwę między gemami zmierzała, pokazując, że tym razem zgarnęła trzy małe partie, to był przecież jej rekord przeciwko Polce.

Okazję do szerszego uśmiechu dostała kilka minut później, bo okazało się, że na tym się nie skończy – dołożyła bowiem jeszcze jednego gema.

Ale na tyle było ją stać. Świątek przy serwisie bowiem nie zaszkodziła. W efekcie przegrała 2:6, 2:6, ale sama Polka – w wywiadzie pomeczowym – zauważyła, że był to mecz trudniejszy, niż ten w czasie Australian Open. I jeśli Lys będzie w stanie regularnie grać na tym poziomie – to już nasz wniosek, nie Igi – to z wieloma tenisistkami notowanymi wyżej od siebie sobie poradzi. Ale niekoniecznie z Igą.

Teraz przed Polką mecz z kolejną zawodniczką, z którą spotkała się ostatnio, na Wimbledonie, czyli Clarą Tauson, o której więcej pisaliśmy w tym miejscu. W Londynie Dunka jednak nie była w pełni sił i Iga wygrała 6:4, 6:1 mimo początkowych problemów. Jak będzie na kanadyjskich kortach – przekonamy się.

Iga Świątek – Eva Lys 6:2, 6:2

Fot. Newspix

Czytaj więcej o tenisie na Weszło:

0 komentarzy

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Polecane

Reklama
Reklama