Lech Poznań rewanż na dalekiej Islandii po prostu odbębnił. No i okej – jest wygrana 1:0 nad Breidablikiem, są punkty do rankingu, jest bezproblemowy awans do 3. rundy eliminacji Ligi Mistrzów. Mikael Ishak dalej strzela, Bryan Fiabema dalej nie.

– Cuda się zdarzają, ale nie zakładam, że wygramy 7:0 – mówił na konferencji przedmeczowej Halldor Arnasor, trener Breidabliku. Lech Poznań losy dwumeczu rozstrzygnął już przy Bułgarskiej, wygrywając 7:1, i na Islandię leciał pewny awansu do 3. rundy eliminacji Ligi Mistrzów. Tam czeka na niego znacznie poważniejsze wyzwanie: Crvena Zvezda Belgrad.
I choć Niels Frederiksen, pewnie całkiem nieironicznie, zapowiadał, że do rewanżu z Breidablikiem trzeba podejść poważnie, rzucając górnolotne hasła o „wspólnym dobrze” i ciułaniu punktów do rankingu, to jednak trudno się dziwić, że sama aura spotkania – gra na mokrej, sztucznej murawie na malutkim stadioniku, gdzie, jak donosi nasz wysłannik na Islandię Szymon Janczyk, dużą część widowni stanowili Polacy, bez noża na gardle – sprawiała, że samo spotkanie przypominało sparing. I w takim też tempie się toczyło.
Breidablik – Lech. Rotacje w składzie Frederiksena
Trener Frederiksen skorzystał zresztą z zaliczki z pierwszego spotkania i dokonał roszad w wyjściowej jedenastce. Przemeblował głównie linię obrony – do składu po dwóch meczach na ławce rezerwowych wrócił Robert Gumny, pierwsze minuty w sezonie złapał 18-letni Wojciech Mońka, a na lewej obronie, po raz pierwszy w wyjściowym składzie, zagrał Joao Moutinho.
Obecność tego ostatniego wpłynęła też na pomysł, jaki miał Kolejorz na to spotkanie. Gdy poznaniacy przechodzili do ataku pozycyjnego Moutinho schodził do środka, ustawiając się blisko środkowych obrońców, dzięki czemu Gumny szybko przemieszczał się do przodu i często bywał poszukiwany długim podaniem. Efekty tych podań są jednak osobnym tematem.
Dowód zaufania otrzymał też Timothy Ouma, znów zaczynając spotkanie od pierwszej minuty, po tym jak w weekendowym meczu z Lechią Gdańsk został zmieniony jeszcze w pierwszej połowie. Frederiksen od początku do gry desygnował też Bryana Fiabemę, licząc na jego debiutancką bramkę w Lechu (rozgrywał dziś 34. spotkanie), ale 22-latek jest chyba przypadkiem beznadziejnym. Nawet gdy udało mu się przy linii bocznej efektownym dryblingiem założyć siatkę przeciwnikowi, to za chwilę nieatakowany już przez nikogo tak prowadził piłkę, że wybiegł z nią poza linię końcową.
Fiabema – jedyny zawodnik, który robi sito i piłkę za boisko xd
nagranie TVP pic.twitter.com/Tt1dSFov0M— Karol (@carlossitto) July 30, 2025
Breidablik ostrzegał, Lech łatwo strzelił
Tuż przed meczem sztuczną murawę stadionu Kópavogsvöllur zmoczył rzęsisty deszcz, a Kolejorz spotkanie zaczął sennie. Jakby nie mógł zmotywować się na drugą część z góry wygranego dwumeczu.
Poznaniacy niemrawy początek omal nie przypłacili straconym golem. W pierwszym kwadransie Breidablik wysyłał ostrzeżenie za ostrzeżeniem – a to Bartosz Mrozek musiał radzić sobie z mocno bitą piłką wzdłuż bramki, a to musiał bronić uderzenie sprzed szesnastki. Wówczas był na posterunku, ale futbolówki nie sięgnął już w 17. minucie, gdy Aron Bjarnason posłał uderzenie w kierunku dalszego słupka. A nawet nie tyle „w kierunku”, co dokładnie w dalszy słupek. Lecha od straty gola uratowały centymetry.
Ale o tym, że – cytując klasyka ze słownika szpakizmów – „niewykorzystane okazje lubią się mścić” przekonali się tym razem Islandczycy. Nie to, żeby Lech nagle wziął się w garść i rozmontował rywala jak w pierwszym spotkaniu – ale wystarczyło, że mocniej go przycisnął. Doskonale znający ten stadion, bo będący wychowankiem Breidabliku Gisli Thordarson założył wysoki pressing. Tak wysoki, że rywala atakował jeszcze w jego polu karnym, a ten, w rozpaczy, wybił piłkę prosto w zawodnika Lecha. Dopadł do niej Filip Szymczak i wyłożył Mikaelowi Ishakowi. Ten z kilku metrów nie mógł nie trafić do pustej bramki.
Był to już 6. gol Ishaka w tym sezonie, a 96. w całej jego przygodzie z Lechem i śmiało można przypuszczać, że należał do absolutnie najłatwiejszych, jakie zdarzyło mu się zdobyć.
Lech się nie przemęczał, ale wygrał
Szwedzki napastnik Lecha mecz zakończył już w przerwie, zmieniony przez Luisa Palmę. 25-letni skrzydłowy z Hondurasu do Kolejorza został wypożyczony przed tygodniem z Celticu Glasgow i wcześniej zdążył zaliczyć jedynie debiut przeciwko Lechii. Dziś dostał całą drugą połowę, grając najpierw na lewym skrzydle, a później jako ofensywny pomocnik, co spowodowało przesunięcie Fiabemy na pozycję napastnika.
I już sześć minut po wejściu na plac gry Palma gola mógł zdobyć… centrostrzałem. W polu karnym Breidabliku szukał właśnie Fiabemy, ale ten do podania nie doszedł, a nietknięta przez nikogo piłka trafiła w słupek bramki gospodarzy.
Tak się to spotkanie toczyło: Lech miał wynik, nie przemęczał się. Islandczycy próbowali i może nawet powinni zdobyć w tym meczu bramkę, ale ostatecznie brakowało im umiejętności albo szczęścia. Frederiksen dalej kombinował: wprowadzony Joel Pereira znów zagrał na prawym skrzydle, a Mateusz Skrzypczak jako defensywny pomocnik. Luis Palma dalej dochodził do sytuacji, dwukrotnie groźnie uderzając na bramkę, Bryan Fiabema zniknął, choć według oficjalnych źródeł rozegrał 90 minut.
W długim sezonie takie mecze po prostu się zdarzają – mecze bez historii, mecze, które trzeba przepchnąć jak najmniejszym nakładem sił. Ważne, by umieć je wygrywać. I Lech to właśnie dzisiaj zrobił. Nawet jeśli jednocześnie pokazał, że do poprawy jest jeszcze naprawdę sporo.
Breidablik Kopavogur – Lech Poznań 0:1 (0:1)
- 0:1 – Ishak 28’
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Aktywista, który zakłócił mecz Ekstraklasy, usłyszał wyrok. “Uznaję go za sukces”
- Stojilković: Balotelli mnie zadziwiał. A Puchacz włączał w szatni polski rap [WYWIAD]
- “Wow, zagrał jak maszyna”. 17-letni Polak zachwycił trenera z Bundesligi
- Przemysław Frankowski coraz bliżej nowego klubu. Zostanie wypożyczony
- Maxi Oyedele przeszedł “chrzest” w nowym zespole [WIDEO]
- “To głęboko niepokojące”. Peter Moore stanął w obronie kibiców Wisły Kraków
fot. NewsPix.pl