Gdy Todd Boehly zaczął budować Chelsea FC na własną modłę, skupując młodych zawodników na niespotykaną dotąd skalę i oferując im wieloletnie, dłuższe niż reszta branży kontrakty, mówiono, że próba zrobienia z klubu piłkarskiego drugiego LA Dodgers jest skazana na niepowodzenie. W krótkim czasie grupa BlueCo dorobiła się jednak dwóch z trzech najmłodszych drużyn w Europie i kadry, w której ponad dziewięćdziesiąt procent minut rozegrali piłkarze związani z The Blues na więcej niż kolejny sezon. Analitycy twierdzą, że nie ma kadry, którą zbudowano z większą dbałością o długofalową strategię. Ile w tym prawdy? Czy niekonwencjonalne metody doprowadzą Chelsea do złotej ery?

BBC informuje — w zakładce „skład” na stronie Chelsea FC widnieje czterdziestu dwóch piłkarzy. Grupa treningowa, która przygotowuje się do nowego sezonu, liczy do dwudziestu ośmiu zawodników, zależnie od sytuacji zdrowotnej. Piętnastu graczy ćwiczy w czymś, co w Polsce nazwalibyśmy Klubem Kokosa. Anglicy wymyślili własny termin: bomb squad.
Raport British Broadcasting Corporation pochodzi z sierpnia minionego roku. Niespełna rok później Chelsea może zamknąć wciąż trwający sezon zdobyciem drugiego trofeum, klub zapewnił sobie także powrót do Ligi Mistrzów. Kluczem do sukcesów była między innymi zakrojona na szeroką skalę rotacja w składzie, która wyróżnia Enzo Mareskę na tle innych szkoleniowców. W Europie trener skorzystał z trzydziestu sześciu piłkarzy, w lidze z dwudziestu dziewięciu, w Klubowych Mistrzostwach Świata z dwudziestu siedmiu.
— Gdy grasz co trzy dni, potrzebujesz szerokiej kadry. To coś, co przyda nam się w przyszłości — przyznał sam zainteresowany.
Do utraty tchu. Czy największe kluby świata grają zbyt wiele meczów?
Przyszłość to coś, o co Todd Boehly dba od kilku okienek transferowych. Jego strategia budowania składu — masowe skupowanie utalentowanych, młodych piłkarzy — była wyszydzana, lecz przynosi pierwsze sukcesy. Chelsea FC znalazła częściową receptę na przeładowany kalendarz gier, nadmierną eksploatację zawodników i krążenie z kontynentu na kontynent, w pogoni za zaspokojeniem potrzeby oglądania idoli przez fanów z każdego zakątka świata.
Amerykanie zrewolucjonizowali europejski, zwłaszcza angielski, futbol pomysłami zaczerpniętymi z własnego podwórka. Czy Todd Boehly i jego plan na budowę klubu piłkarskiego na wzór baseballowej franczyzy okaże się najlepszym, co mogło spotkać Chelsea?
Todd Boehly i Chelsea FC. Strategia z baseballu, długie kontrakty i miliony na transfery – tak buduje się klub przyszłości?
Spis treści
- Todd Boehly i Chelsea FC. Strategia z baseballu, długie kontrakty i miliony na transfery - tak buduje się klub przyszłości?
- Transfery Chelsea jak w baseballu. Todd Boehly i odbudowa wielkiego LA Dodgers
- Kreatywna księgowość. Todd Boehly, Shohei Ohtani, LA Dodgers i najwyższy kontrakt w historii sportu
- Dlaczego Chelsea FC podpisuje nawet ośmioletnie kontrakty z nowymi piłkarzami?
- Cięcie kosztów i potencjalne pułapki. Co dają Chelsea długoletnie kontrakty z piłkarzami?
- Najlepsi fachowcy w świecie futbolu. W Chelsea FC transfery robią ludzie, którzy zbudowali sukcesy Brighton, Monaco, Barcelony i Benfiki
- Jeff Bezos też był uważany za szaleńca. Strategia Chelsea ma sens i przyniesie sukcesy?
- WIĘCEJ O CHELSEA FC NA WESZŁO:
Transfery Chelsea jak w baseballu. Todd Boehly i odbudowa wielkiego LA Dodgers
Todd Boehly popełniał błędy, wiele błędów, kosztownych zresztą. Raz, że nie trafiał z trenerami, rozpędzając karuzelę nazwisk, które przewinęły się przez ławkę Chelsea. Dwa, że początkowa polityka transferowa odbija się czkawką do teraz — Raheem Sterling za moment dołączy do tegorocznego grona zbędnych postaci w nowej odsłonie bomb squad, który tym razem liczy około dziesięciu nazwisk. Trzy, że stracił jakościowych zawodników, za których nie obejrzał nawet funta: Antonio Ruediger oraz Andreas Christensen w tym samym momencie przenieśli się do Hiszpanii jako piłkarze bez kontraktu.
To właśnie ostatni z przytoczonych błędów ostatecznie pchnął nowego właściciela Chelsea FC do wdrożenia polityki kontraktowej rodem z baseballu, gdzie Boehly odniósł ogromny sukces. Chcąc zrozumieć to, co robi angielski klub, trzeba najpierw zerknąć na Los Angeles Dodgers, drugi najpopularniejszy zespół MLB. Gdy Todd Boehly wraz ze wspólnikami zainwestował we franczyzę z największej metropolii w Kalifornii, LA Dodgers staczali się w przeciętność. W „The Times” czytamy:
„Boehly zamienił 'najgorzej prowadzoną drużynę sportową w USA’ w niesamowitą historię sukcesu. Dodgers wypadli z pierwszej dziesiątki listy płac w MLB, w walce o wolnych agentów przebijały ich mniejsze kluby. Boehly uczynił z LA Dodgers 'big spenders’, franczyzę znaną z podpisywania gwiazd na oszałamiająco długich oraz drogich kontraktach. Zatrudnił także najlepszych specjalistów z innych klubów, czyniąc Andrew Friedmana najlepiej opłacanym dyrektorem w historii baseballu”.

LA Dodgers świętują wygraną w World Series
Rola Todda Boehly’ego w sukcesie klubu z Los Angeles pozostaje niesprecyzowana. David Samson, który przez piętnaście lat zarządzał Miami Marlins, tłumaczył w swoim podkaście, że współwłaściciel „nie jest twarzą franczyzy” oraz „nie ma decydującego zdania w organizacji” natomiast „zawsze interesowało go bycie frontmanem w mediach”, stąd też wszelkie pochwały spływają głównie na niego. Nawet jeśli strategia, która przywróciła świetność LA Dodgers nie jest autorskim pomysłem właściciela Chelsea, wciąż można go łączyć z listą sukcesem, który nadeszła wraz ze zmianą władz:
- pierwszy tytuł World Series od ponad trzech dekad i kolejny cztery lata później,
- cztery tytuły National League Pennants,
- drugie najlepiej oglądane finały World Series w ostatnich latach i dwukrotny wzrost oglądalności w średniej grupie wiekowej,
- rozbudowa stadionu i zwiększenie przychodów z tego tytuły,
- potrojenie wartości franczyzy na przestrzeni dekady,
- podwojenie łącznych przychodów klubu.
Guggenheim Baseball Management, czyli grupa trzymająca władzę w LA Dodgers, na wstępie zapowiedziała, że dyrektorzy klubu „powinni myśleć odważnie”, jeśli mowa o rekrutacji nowych zawodników. Niedługo potem payroll Dodgers przebił wydatki New York Yankees. Strategia była prosta — kto gra grubo, wygrać musi.
W pierwszych czterech latach nowych rządów w Los Angeles na wynagrodzenia wydano ponad miliard dolarów. Popisowym ruchem Todda Boehly’ego i jego kompanów było podpisanie najwyższego kontraktu w historii sportu z Shohei Ohtanim. Japończyk otrzymał dziesięcioletnią umowę wartą 700 milionów dolarów. Z czasem New York Mets pobili ten rekord, podpisując piętnastoletni kontrakt z Juanem Soto, lecz gdy zmierzymy roczne zarobki, Ohtani wciąż jest najlepiej opłacanym zawodnikiem w MLB.
Albo raczej byłby, bo faktycznie zarabia… dwa miliony zielonych rocznie.

Mural Shonehi Ohtaniego w Los Angeles
Kreatywna księgowość. Todd Boehly, Shohei Ohtani, LA Dodgers i najwyższy kontrakt w historii sportu
Złośliwi twierdzą, że jest to najbardziej złożony i ordynarny proces prania pieniędzy czy też mechanizmu unikania podatków w historii sportu w Stanach Zjednoczonych. Bardziej życzliwi, że co najwyżej popis kreatywnej księgowości na niespotykaną dotąd skalę. Fabian Ardaya, dziennikarz The Athletic, ujawnił, że Shohei Ohtani odroczył ponad 97% swojego wynagrodzenia w Los Angeles Dogers do momentu wygaśnięcia jego umowy z kalifornijską franczyzą. Przez dekadę Japończyk będzie otrzymywał dwa miliony dolarów od klubu.
W kolejnych dziesięciu latach LA Dodgers wypłacą mu zaległe 680 milionów dolarów.
Shohei Ohtani. Cudowne dziecko baseballu [HISTORIA]
Ohtani przystał na nietypowy deal, bo kontrakty reklamowe zapewniają mu pięćdziesiąt milionów dolarów rocznie, więc biedował nie będzie. Dodatkowo skusiła go wizja budowy jeszcze silniejszego, zgarniającego tytuł za tytułem składu. Dodgers przy pomocy nietypowego mechanizmu finansowego odblokowali bowiem setki milionów dolarów na pensje kolejnych zawodników. Skorzystał na tym przede wszystkim Yoshinobu Yamamoto, który podpisał dwunastoletnią umowę o wartości 325 milionów dolarów — najwyższy kontrakt, jaki kiedykolwiek otrzymał zawodnik występujący na pozycji miotacza.
W dziesiątce najwyższych kontraktów w historii sportu znajdziemy natomiast innego zawodnika LA Dodgers. Mookie Betts za reprezentowanie tej franczyzy otrzyma łącznie 365 milionów dolarów. Nieco mniej, lecz wciąż sporo, zarabia Blake Snell, którego krótki, czteroletni kontrakt gwarantuje mu miejsce w dziesiątce najlepiej opłacanych baseballistów pod względem rocznego wynagrodzenia.

Armand Duplantis otrzymał koszulkę LA Dodgers z nazwiskiem Ohtaniego od dziennikarza z Japonii
Świat MLB głowi się nad tym, jak Dodgers udźwigną konieczność wypłacania gigantycznych pieniędzy Ohtaniemu po wygaśnięciu jego umowy, lecz Todd Boehly nie ma wątpliwości, że taktyka obrana przez władze klubu jest słuszna. Twierdzi, że deal był oczywisty, bo gwarantuje LA Dodgers podbój nowych rynków, w tym najcenniejszego — Japonii. Uważa, że sprzedaż gadżetów, praw telewizyjnych oraz produktów spod znaku nowych technologii, pomoże sfinansować całe przedsięwzięcie. Przewiduje, że Japończycy oszaleją, gdy wirtualna rzeczywistość zaoferuje im możliwość podziwiania najlepszego sportowca w kraju z domowego zacisza.
— To był oczywisty wybór. Jestem przekonany, że organizowanie wydarzeń, meczów w Tokio czy Osace przyciągnęłoby kilka milionów Japończyków każdego roku — wróżył w jednym z wywiadów.
Swoista dźwignia finansowa oburzyła baseballową konkurencję, która uważa, że Dodgersi w nieuczciwy sposób zbudowali przewagę nad resztą stawki, lecz nikomu nie udało się skutecznie podważyć metod grupy Guggenheim Baseball Management. Boehly zrobił więc to, co zrobiłby każdy skuteczny biznesmen na jego miejscu — stwierdził, że skoro udało się tam, to nie zaszkodzi spróbować podobnych metod także w futbolu, gdzie normą były dotąd maksymalnie pięcioletnie umowy.
Dlaczego Chelsea FC podpisuje nawet ośmioletnie kontrakty z nowymi piłkarzami?
Biznesmen dostrzegł furtkę, która zezwala klubom podpisywać dłuższe kontrakty, gdy krajowe przepisy nie ograniczają takich działań. Nie musiał być wizjonerem, bo Chelsea FC nie wymyśliła koła. Dziewiętnastoletni Cesc Fabregas podpisał swego czasu ośmioletni kontrakt z Arsenalem. Lionel Messi związał się z Barceloną na dziewięć lat. Wojciech Stawowy… ok, zostawmy. W każdym razie zdarzało się to w wyjątkowych przypadkach, tymczasem The Blues zaczęli wdrażać tę strategię na szerszą skalę, co wywołało poruszenie w środowisku. Todd Boehly wyjaśniał:
— Siedmioletni kontrakt to tak naprawdę pięcioletnia umowa, bo nigdy nie możesz doprowadzić do tego, żeby umowa wygasła w ostatnim sezonie. Albo przedłużasz go wcześniej, albo robisz coś innego, cokolwiek jest najlepsze dla gracza i klubu. Franczyzy, które dominują przez lata, wyróżnia stabilność w zespole, biurach oraz sztabie szkoleniowym. Posiadanie młodej drużyny z dłuższymi niż się przyjęło kontraktami to dobry początek, podwaliny pod długofalowy projekt.
Faktycznie, badania dowodzą, że drużyny, które najczęściej odnoszą sukcesy, są budowane z dużym wyprzedzeniem. Zwykle dwa, trzy sezony wcześniej, w tym czasie skład zdobywa wspólnie doświadczenie. CIES Football Observatory prowadzi statystykę stabilności składów, która mierzy średni pobyt w klubie zawodników, którzy wybiegają na murawę. Wynika z niej, że w trzech z pięciu najlepszych lig w Europie mistrzostwa zdobyły zespoły, które najdłużej grają w podobnym składzie. Wyjątki to FC Barcelona oraz PSG, czyli lecz dla odmiany są to najmłodsze drużyny w swoich ligach.

Ciekawych wniosków jest więcej. Drugim najbardziej stabilnym zespołem w Niemczech jest SC Freiburg, który właśnie zajął najlepsze miejsce w Bundeslidze w XXI wieku i drugie najlepsze w historii. Najlepszy pod tym względem w Hiszpanii Athletic Bilbao po dekadzie wrócił do czołowej czwórki. Na stabilności korzystały także Atalanta Bergamo czy Newcastle United.
Chelsea FC daleko do przytoczonych przykładów — to drugi najmniej stabilny zespół Premier League. Wizja Boehly’ego zakłada jednak, że w ostatnich okienkach transferowych zbudowano drużynę na lata, więc za jakiś czas tabela się odwróci i The Blues będą na czele. Właściciel klubu widzi dwa kolejne kluczowe elementy tej strategii.
Podpisując wczesne umowy z przyszłymi gwiazdami optymalizuje koszty. Cole Palmer będzie po trzydziestce, gdy wygaśnie jego obecny kontrakt z klubem. Najlepsze lata kariery powinien więc spędzić w Chelsea, zainwestowano w to, że za dwa, trzy, pięć lat może zdobyć Złotą Piłkę, żeby nie wyciągać go w peaku kariery za zdecydowanie większe pieniądze.
Jednocześnie Chelsea FC staje się atrakcyjna dla inwestorów oraz sponsorów. Związanie się umową z tym klubem to gwarancja, że przez kolejne pięć lat twarzami twoich produktów będą Palmer i spółka. Ekspert Stephen Taylor Heath na łamach The Athletic stwierdza, że będzie to miało pozytywny wpływ na długość umów handlowych zawieranych z poszczególnymi podmiotami, co z kolei przełoży się na wzrost przychodów i większą konkurencję o możliwość reklamowania się przy The Blues.
Cięcie kosztów i potencjalne pułapki. Co dają Chelsea długoletnie kontrakty z piłkarzami?
Tylko czterech zawodników Chelsea FC ma kontrakty, które wygasną na przestrzeni trzech najbliższych lat. Osiemnastu członków kadry ma z kolei umowy, które obowiązują dłużej niż przez pięć następnych lat. Todd Boehly chwali się, że obniża to koszty utrzymywania drużyny. Portal The I Paper ujawnia, że The Blues podpisują umowy, które w naszym zakątku świata znamy z przykładów Jagiellonii czy klubów czeskich. To znaczy gwarantuje mniejszą sumę bazową i duże premie zależne od gry oraz osiągnięć. Dzięki temu średnie tygodniowe wynagrodzenie piłkarza Chelsea jest niższe od średniej Premier League.
Eksperci zauważają jednak, że to lekko naciągana teza.
— Skupianie się tylko na podstawowej pensji nie ma większego sensu. Kluczowe są całkowite koszty wynagrodzenia piłkarzy, w tym premie oraz rozliczenie praw do wizerunku — tłumaczy w The I Paper Stefan Borson, który odpowiadał za finanse w Manchesterze City.
Polska piłka to czeski film, czeska to sukces w Europie. Jak to robią sąsiedzi? [REPORTAŻ]
Faktycznie, może i średnia pensja w Chelsea FC jest niższa, lecz całkowity payroll albo nie ustępuje wynikom ligowych rywali, albo nawet przewyższa ich wydatki. Znów jednak mamy do czynienia z problemem, jakim jest ocena krótkoterminowych efektów długofalowego planu, bo optymalizacja kosztów działania klubu będzie widoczna, gdy z listy płac zejdą piłkarze tacy jak Raheem Sterling. Rzeczywistość zakrzywia też to, że patrzymy na kwoty transferowe w odniesieniu do sezonu, w którym doszło do podpisania zawodnika, podczas gdy strategia The Blues umożliwia także lepszą amortyzację wydatków. Tom Bason, ekspert finansowy, wyjaśniał to czytelnikom „Daily Mirror”:
— Kwoty transferowe są rejestrowane asymetrycznie. Oznacza to, że podczas sprzedaży zawodnika cała kwota jest natychmiast dodawana do bilansu finansowego klubu, podczas gdy opłata transferowa dla klubu kupującego jest rozkładana na długość trwania umowy.

Todd Boehly z trofeum za wygraną w Lidze Konferencji
Chelsea FC robi więc to samo, co LA Dodgers. Klub znalazł furtkę, stosuje kreatywną księgowość, żeby zwiększyć możliwości finansowe. Balansowanie na krawędzi tego, co dozwolone, skończyło się jednak ciut gorzej niż w przypadku baseballowej franczyzy. UEFA niedawno ukarała angielski zespół za naruszenie przepisów finansowych ponad trzydziestoma milionami euro grzywny. Czarny scenariusz sprawi, że kara wzrośnie nawet do osiemdziesięciu milionów. Federacja usunęła też lukę w przepisach, która pozwalała na dłuższą niż pięcioletnia amortyzację kosztów transferu.
Cytowany już Stephan Taylor Heath dostrzega jeszcze jedną pułapkę, w którą może wpaść Todd Boehly. — W przypadku niewypału transferowego może się to skończyć tak, jak posiadanie na kontrakcie dwóch czy trzech trenerów. W budżecie płacowym nadal będzie widniał zawodnik, który nie gra i musisz opłacać jego oraz jego zastępcę.
W podobnym tonie wypowiada się Kieran Maguire, który potwierdza tezę kolegi po fachu, wskazując na konkretny przykład Mychajło Mudryka.
— W piłce nożnej nie da się „przenieść” gracza, który nie spełnia oczekiwań. Nie jestem pewien, czy właściciele klubu w pełni rozumieją zawiłość rynku piłkarskiego, który jest bardziej płynny niż rynek amerykańskich sportów opartych na franczyzach, w których to właściciel kontroluje sytuację zawodnika.
Kolejnym minusem jest fakt, że w przypadku rozłożonej na lata amortyzacji rośnie też kwota, którą trzeba uzyskać za piłkarza w przypadku jego sprzedaży, żeby Excel zaświecił się na zielono, podczas gdy wiadomo, że wartość zawodnika, który nie wypalił, gwałtownie spada. Wreszcie trzeba pamiętać o istnieniu list zgłoszeniowych do poszczególnych rozgrywek. Rotacje są świetne, lecz wszyscy wszędzie grać nie mogą. The Athletic prognozuje, że właśnie to będzie największym problemem Chelsea w najbliższym czasie i potencjalnym zapalnikiem w szatni.
Najlepsi fachowcy w świecie futbolu. W Chelsea FC transfery robią ludzie, którzy zbudowali sukcesy Brighton, Monaco, Barcelony i Benfiki
Todd Boehly sam określa swój plan jako „poszerzanie portfolio” i „dbanie o aktywa grupy”. Brzmi bardzo po amerykańsku, lecz strategia BlueCo nie jest zupełnie oderwana od futbolowych realiów. Grupa połasiła przecież na klub-farmę, kupiła RC Strasbourg, który działa w podobny sposób: skupuje młodych, utalentowanych piłkarzy, tworzy bezpośrednie zaplecze dla Chelsea FC. Klub z Londynu zaklepuje największe talenty zanim w ogóle będą one mogły legalnie przeprowadzić się do Anglii. Przykładami Kendry Paez czy kazachski wonderkid Dastan Satpajew.
Średnia wieku piłkarzy sprowadzanych do obydwu klubu jest coraz niższa — w przypadku „The Blues” to obecnie dwadzieścia lat.
Wszystko wspiera zaawansowany proces rekrutacji, który mocno wspiera analiza danych na poziomie światowej czołówki. Todd Boehly był obśmiewany jako facet, który bawił się w dyrektora sportowego, lecz fakty sią takie, że Chelsea skompletowała dream team fachowców w strukturach klubu:
- Paul Winstanley – dyrektor sportowy sprowadzony z Brighton,
- Sam Jewell – szef skautingu sprowadzony z Brighton,
- Sachin Gupta – ekspert od danych sprowadzony z NBA (dzięki niemu Sixers zatrudnili Joela Embiida),
- Javier Fernandez – dyrektor działu naukowego sprowadzony z Zelus Analytics, który budował świetny dział data w Barcelonie,
- Laurance Stewart – dyrektor techniczny sprowadzony z AS Monaco,
- Nick Chadd – performance manager sprowadzony z Benfiki,
- Stehpan Lewis – szef działu medycznego sprowadzony z Fulham, pracował także w Brighton.
Przez Chelsea FC przewinął się także ceniony dyrektor techniczny Christopher Vivell. Więcej niż nazwiska tych ludzi mogą wam powiedzieć miejsca, w których pracowali. Todd Boehly nieprzypadkowo wybierał najlepszych ekspertów z klubów, które słyną z analizy danych i transferowych success stories; które zarabiały kosmiczne pieniądze dzięki skutecznemu skautingowi oraz identyfikacji talentów.

Behdad Eghbali, współwłaściciel Chelsea FC, wyjaśniał, że to na tym polu klub może zyskać ogromną przewagę, jeśli tylko pójdzie śladem sportów amerykańskich.
— Europejski sport jest pod tym względem dwadzieścia lat do tyłu. W każdej dobrej drużynie w Stanach Zjednoczonych jest dziesięciu, dwudziestu, trzydziestu analityków, którzy wykorzystują dane. To pas startowy do sukcesów.
Pod tym względem wzorem do naśladowania dla Chelsea stał się Tony Bloom. Z tą różnicą, że The Blues nie chcą kupować młodo i względnie tanio, po to, żeby drogo sprzedać. Oni po prostu „kumulują aktywa”. Środowisko żartuje, że Chelsea FC realizuje wizję „odwróconego Moneyball”, czyli przepłaca, nadpłaca i wydaje w czasie realnym, żeby zapewnić sobie przyszły sukces. Ale Todd Boehly twierdzi, że to on wie, co wydarzy się w kolejnej dekadzie, podczas gdy reszta nie jest tego świadoma.
— Uważam, że mamy jedną z najlepszych młodych drużyn. Chcieliśmy się upewnić, że możemy utrzymać zespół razem przez dłuższy czas. Jedyny sposób na stabilizację, która jest podstawą sukcesu, to czas. Nie patrzymy na to, co zrobiliśmy, jak na wydatki, lecz jak na inwestycję. Budujemy portfolio zawodników, którzy mogą grać na najwyższym poziomie przez jak najdłuższy czas — wyjaśniał właściciel klubu.
Jeff Bezos też był uważany za szaleńca. Strategia Chelsea ma sens i przyniesie sukcesy?
Chelsea FC twardo stoi więc na stanowisku, że rozdmuchana kadra pełna młodych piłkarzy na długich kontraktach to działanie słuszne i koniecznie. Todd Boehly przed rokiem apelował o czas, który pozwoli stworzyć drużynę z „niewiarygodnych indywidualności”. Niedawno dodał, że „jeśli nie podążasz za błyszczącym światełkiem, zrealizujesz plan, który doprowadzi Chelsea do należnego temu klubowi miejsca”. To zdanie ewidentnie podziela cytowany już Kevin Maguire.
— Chelsea zawsze była innowacyjna, przecież już Roman Abramowicz wywrócił rynek transferowy do góry nogami. Teraz robi to Todd Boehly. Jeśli nadal będą wystarczająco długo kombinować, w końcu złożą drużynę, która zagwarantuje sukces sportowy, nawet jeśli jest to ryzykowna strategia.

CIES Football Observatory w raporcie „Gotowi na przyszłość” wyróżnia Chelsea FC jako najlepiej zbudowany pod kątem długości kontraktów klub w Europie. Ponad dziewięćdziesiąt procent minut w minionym sezonie rozegrali piłkarze, którzy nie opuszczą klubu w następnych miesiącach czy nawet latach. Tylko w dwóch klubach w Europie ani minuty nie rozegrał zawodnik z trójką z przodu. Tak, jeden z nich to Chelsea. Blisko dwie trzecie minut dla The Blues zagrali zawodnicy w przedziale wiekowym 22-25, z kolei 98,8% minut dla RC Strasbourg to dzieło piłkarzy z kategorii U25.
— Wszyscy możemy spojrzeć na tę strategię i cynicznie stwierdzić, że to szaleńcy. Jeff Bezos też jednak był uważany za szaleńca. Jeśli zapytasz mnie o logikę, komercyjny punkt widzenia, to duża część tej strategii nie ma dla mnie większego sensu, ale niektórzy amerykańscy inwestorzy podchodzą do tego innowatorsko: robimy to inaczej, bo wiemy, że mamy najlepszy pomysł. Nikt jeszcze nie wie, czy mają rację, czy też nie dostrzegają zawiłości tego biznesu. Może jest w tym głębsza strategia, której reszta świata jeszcze nie widzi? W końcu kim jestem, żeby kwestionować strategię miliarderów, którzy odnieśli takie sukcesy? — ocenia Stefan Borson.
The I Paper nawet nie pyta, lecz stwierdza, że „właściciele Chelsea cieszą się zaufaniem dziesiątek miliarderów, ludzie nie przekazują takich pieniędzy idiotom”. I dodaje: nie napisali tej strategii na serwetce. Dwóch z trzech zwycięzców europejskich pucharów w minionym sezonie to dwie z trzech najmłodszych drużyn w topowych ligach na kontynencie. Obydwie spotkają się w finale Klubowych Mistrzostw Światach.
To nie może być przypadek.
WIĘCEJ O CHELSEA FC NA WESZŁO:
- Tysiąc Abramowicza. Najważniejsze wydarzenia ery Abramowicza w Chelsea
- Millwall, West Ham, Chelsea, Fulham. Jak wyglądają puby kibiców w Londynie? | REPORTAŻ
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix