Reklama

„Był moim pierwszym nowoczesnym trenerem”. Luka Elsner i jego historia

Przemysław Michalak

05 czerwca 2025, 11:38 • 12 min czytania 7 komentarzy

Cracovia zatrudniając Lukę Elsnera bardzo pozytywnie zaskoczyła. Gdyby trener z takim CV przyszedł dziś do Legii Warszawa lub Lecha Poznań, nadal pisalibyśmy w pochwalnym tonie, że działacze się wykazali. 42-letni Słoweniec jeszcze pod koniec stycznia remisował we francuskiej ekstraklasie z PSG, które dopiero co wygrało Ligę Mistrzów. A praca na takim poziomie to wcale nie jest epizod w jego karierze. Nie wypada więc nie przyjrzeć się bliżej szkoleniowcowi, który ma sprawić, że Pasy wykonają kolejny krok do przodu i na poważnie zaatakują miejsca pucharowe. 

„Był moim pierwszym nowoczesnym trenerem”. Luka Elsner i jego historia

Już po pobieżnym zapoznaniu się z życiorysem Elsnera widać, że jest postacią nietuzinkową. Znajduje się w wieku, w którym wielu dopiero wchodzi do trenerskiego świata, a on ma już za sobą 13 lat doświadczenia w samodzielnej pracy, w tym m.in. 81 meczów w Ligue 1 (trzy kluby) i 62 mecze w belgijskiej ekstraklasie (trzy kluby).

Reklama

Cracovia bierze trenera z Ligue 1. Wow! W Ekstraklasie naprawdę coś drgnęło

Jak zapewne zauważyliście, nigdzie szczególnie długo nie zagrzał miejsca, skoro przy tylu pracodawcach średnia meczowa oscyluje w granicach dwudziestu kilku spotkań. Nie zawsze jednak chodziło o to, że jego przełożeni nie byli zadowoleni z efektów. Z Le Havre odszedł po awansie do francuskiej elity i utrzymaniu jako beniaminek, co doceniło stojące wyżej w hierarchii Reims. Podobnie było z przejściem z KV Kortrijk do Standardu Liege, tyle że tu działo się to w trakcie sezonu, z dnia na dzień.

Luka Elsner – historia nowego trenera Cracovii

Rodzina z wielkimi tradycjami piłkarskimi

Szukając polskiego odpowiednika, Elsner obrał podobną drogę, co Jacek Magiera. Obaj zawodnicze kariery zakończyli bardzo wcześnie – Magiera jako 29-latek, Słoweniec jako 30-latek.

Luka i jego brat Rok, który zdobył mistrzostwo Polski ze Śląskiem Wrocław, w praktyce byli skazani na piłkę. Ich dziadek Branko Elsner jest jedną z najważniejszych osób w historii słoweńskiego futbolu, wielu uważa go za ojca trenerów w tym kraju. Dwukrotnie prowadził reprezentację Austrii (raz tymczasowo), a z Wackerem Innsbruck wygrał ligę austriacką. Luka wspominał w wywiadach, że to właśnie dziadek od razu dostrzegł u niego żyłkę trenerską i nakierowywał go na tę ścieżkę.

Z kolei jego ojciec był bardzo dobrym zawodnikiem, mającym na koncie grubo po ponad setce meczów dla Crvenej zvezdy Belgrad i OGC Nice. W pewnym momencie uratował karierę syna.

Pamiętam naszą rozmowę z czasów, kiedy byłem na testach w Domżale. Rozgrywaliśmy mecz towarzyski w Austrii i przegraliśmy sromotnie. Byłem jednym z najgorszych na boisku. Wracaliśmy autobusem do domu, zadzwoniłem do niego i powiedziałem, że nie wierzę, że jestem wystarczająco dobry. Spokojnie powiedział mi, żebym został, trenował tak dobrze, jak potrafię, wycisnął z siebie wszystko i zobaczymy, co z tego wyniknie. Wiemy, jak to się wtedy potoczyło. Gdyby go tam nie było, prawdopodobnie w tamtym czasie zrezygnowałbym z futbolu. To mówi wystarczająco dużo o tym, jak ważny był na mojej drodze – opowiadał Elsner portalowi Siol.net.

Talent do języków

Ze względu na grę ojca w Nicei, Luka od piątego roku życia dorastał nad Sekwaną i dziś mówi perfekcyjnie po francusku. To zresztą poliglota, ma talent do języków. Trudno nawet stwierdzić, iloma włada. Jedna wersja mówiła o pięciu, druga o siedmiu.

Chyba jeszcze tylko arabskiego nie zna (śmiech). Mówi po słoweńsku, francusku, angielsku, serbsko-chorwacku, nie wiem, czy też nie po niemiecku. Na pewno jest multijęzykowy – potwierdza nam Erik Janża. Kapitan Górnika Zabrze najpierw przez dwa sezony był podopiecznym Elsnera w NK Domżale, a później przez około pół roku w cypryjskim Pafos.

To fajny i przede wszystkim bardzo inteligentny człowiek. Dużo czasu poświęcił na zdobywanie wiedzy i przygotowanie do tego zawodu. Miał naprawdę dobre przemowy przed meczami lub w przerwie, potrafił przekonująco użyć fragmentu jakiegoś filmu. Pracowałem z nim, gdy był jeszcze bardzo młody, ale już wtedy wszyscy mówili, że to jeden z najbardziej obiecujących trenerów w Słowenii. Kolejne lata pokazywały, że się rozwijał i szedł w dobrym kierunku – dodaje Janża.

Luka Elsner pod koniec swojego pobytu w NK Domżale. W eliminacjach Ligi Europy trafił na West Ham Slavenia Bilicia – u siebie sensacyjnie wygrał 2:1, ale w rewanżu poległ 0:3. 

W Domżale był też wtedy Uros Korun. Były obrońca Piasta Gliwice pamięta jeszcze Lukę Elsnera jako piłkarza. Często razem występowali w obronie. – Najczęściej ustawiano go na środku, ale zdarzały mu się też występy na prawej stronie. Był solidnym, walecznym obrońcą, ale wydaje mi się,  że trenerem będzie lepszym niż piłkarzem, a w zasadzie już jest. Od razu było widać po nim, że pójdzie w pracę szkoleniową. Już jako zawodnik zwracał uwagę na te kwestie, interesował się, zadawał pytania – mówi Korun.

Elsner pierwsze piłkarskie kroki stawiał we Francji, ale na poziom zawodowy wszedł dopiero po zawitaniu do NK Domżale w 2004 roku. W ciągu ośmiu lat – z krótkimi przerwami na Austrię Kaernten i Al-Muharraq z Bahrajnu – i stał się legendą tego klubu. Z klubem będącym do tej pory mocno w cieniu wywalczył dwa mistrzostwa kraju, Puchar Słowenii i dwa Superpuchary Słowenii. Został też klubowym rekordzistą pod względem liczby występów na najwyższym szczeblu. W dorosłej reprezentacji poprzestał na jednym jedynym spotkaniu, ale po zawieszeniu butów na kołku nie miał poczucia niedosytu. – Myślę, że wydobyłem z siebie wszystko. Nie byłem najbardziej utalentowany, więc trudno byłoby mi osiągnąć cokolwiek więcej – stwierdził.

Szybkie pożegnanie z boiskiem

A karierę piłkarską zakończył momentalnie. Jednego dnia był zawodnikiem, następnego już trenerem. – Brakowało mi motywacji. Po meczu z Olimpiją w Stożicach, który przegraliśmy, usłyszałem, że nastąpi zmiana na stanowisku trenera. Darko Birjukova zastąpił Stevan Mojsilović, a ja zgodziłem się zostać jego asystentem. Nie była to łatwa decyzja, ale uważałem, że wybrałem słusznie. Mógłbym grać jeszcze ze trzy lata, ale nie widziałem w tym sensu. Wolałem zacząć nową historię i stać się tym, kim mam nadzieję być przez kolejne 30-40 lat. Przyjąłem ofertę i praktycznie z dnia na dzień przeszedłem z roli zawodnika na trenera – opowiadał.

Mojsilović pracował w Domżale do sierpnia 2013, gdy został pożegnany, a na jego miejsce wskoczył właśnie Elsner i rozpoczął pracę na własny rachunek. W pierwszym sezonie zespół zajął szóste miejsce, za to w drugim był rewelacją i prawie do samego końca bił się o najwyższe cele. Finiszował na najniższym stopniu podium, tak samo było rok później.

Janża: – Po dziesięciu kolejkach byliśmy na pierwszym miejscu i nie straciliśmy żadnego gola! Nasza gra bazowała na mocnej defensywie i wbiciu tej jednej bramki. Obojętnie, czy ze stałego fragmentu, czy jakoś inaczej. Obrona u niego zawsze była na pierwszym miejscu.

Korun: – Pobiliśmy wtedy klubowy rekord w liczbie meczów z rzędu bez straconego gola.

Obrona jest najważniejsza

Sam Elsner we wspomnianej rozmowie z Siol.net nie ukrywał, że budowanie zespołu zaczyna od tyłu. Zapytany o swój piłkarski ideał, odpowiedział: – Zespół ma właściwą mentalność, jest ze sobą połączony i wszyscy pracujemy razem dla jednego celu, a żadna jednostka nie jest ważniejsza od zespołu. W ramach tego każdy musi dać z siebie wszystko na każdym treningu, w każdym meczu. Kiedy to osiągnę, mogę zacząć budować na sprawach piłkarskich. Chcemy zaatakować przeciwnika, ale nie na zasadzie, że liczymy na strzelenie jak największej liczby goli, a potem czekamy, ile nam wpadnie. Nie, u mnie piramida jest odwrócona.

I dodał: – Przede wszystkim chcę, aby moi zawodnicy upewnili się, że nie stracą gola, a dopiero wtedy próbujemy zagrozić bramce przeciwnika. Oczywiście nie oznacza to, że bronimy się i czekamy na błędy drugiej strony, nie. Przede wszystkim chcę, abyśmy dali rywalowi jak najmniej czasu na posiadanie piłki i grali jak najdalej od naszej bramki. Staram się również, aby mój zespół był agresywny przez cały czas. Ale najpierw powtórzę raz jeszcze: ważna jest jedność w zespole.

Uros Korun rozumie takie podejście swojego rodaka. – Przeważnie prowadził słabsze drużyny, którymi raczej nie mógł grać inaczej. Nie możesz grać otwartego futbolu przeciwko PSG i tak dalej. Sądzę, że w Cracovii będzie mógł pokazać coś więcej niż szczelną defensywę – uważa mistrz Polski z Piastem Gliwice.

Przedstawiciel nowej fali trenerów

Elsner w kolejnych klubach nie zawsze jednak hołdował defensywie. W cypryjskim Pafos, swojej pierwszej zagranicznej pracy, miał ambitniejsze plany.

 – Ofensywna gra, wysoki pressing, wysoki odbiór – takie były jego założenia. Taktycznie był bardzo dobrze przygotowany. Do każdego rywala podchodziliśmy indywidualnie, z określonym planem. Generalnie potrafi się dostosować do środowiska. We Francji czy Belgii bazuje się na szybkości w grze i tak też wyglądały jego drużyny – mówi nam Daniel Sikorski, który był wtedy napastnikiem Pafos.

Elsner na Wyspie Afrodyty wytrwał tylko pół roku. – Trudno mu było to szybko wcielić w życie, bo Pafos stało się niemal całkowicie nowym zespołem. Przyszło ponad dwudziestu zawodników, którzy musieli się od zera zgrać. Każdy trener miałby wtedy ciężko – uważa Sikorski, który dziś jest dyrektorem sportowym Arisu Limassol.

Mimo że nie pograł u niego za wiele, o nowym szkoleniowcu Cracovii ma jak najlepsze zdanie: – Bardzo dobrze wspominam Lukę. Był moim pierwszym nowoczesnym trenerem, z tej młodej generacji. Przywiązywał dużą wagę do analizy, statystyk, rozmów z piłkarzami, ich przygotowania mentalnego. Miał wtedy jeszcze mało doświadczenia, ale od wielu osób słyszałem – mam go gdzieś na szerokiej liście trenerów, których monitoruję – że w kolejnych latach bardzo się rozwinął jeśli chodzi o zarządzanie drużyną i wydobywanie potencjału z zawodników. Jestem przekonany, że może zrobić wiele dobrego w Cracovii.

Już w Domżale wiele czasu poświęcał na analizy, były bardzo szczegółowe. Miał nowoczesne podejście, które dziś jest już w zasadzie standardem. Kluby co chwila poszerzają sztaby, coraz więcej pracują na liczbach i tak dalej – potwierdza Uros Korun.

Niestrawne Le Havre, ofensywne Reims

Co do francuskich rozdziałów Luki Elsnera, nastawienie na defensywę nie zawsze się potwierdzało.

Do początku tego sezonu właśnie w kontekście obrony bym o nim mówił, bo jego Le Havre – szczególnie w Ligue 2 – dla postronnego kibica było nie do oglądania, a kilka razy je obejrzałem – stałe fragmenty i mecze w większości po 1:0, 0:0, 1:1. Po awansie Elsner po prostu nie miał kadry, żeby grać ofensywny futbol, bo kreatywnych piłkarzy tam nie uświadczysz. Lepiej spróbować nabić trochę punktów solidną defensywą i to się udawało, dając efekt w postaci utrzymania – tłumaczy Michał Bojanowski, ekspert od francuskiej piłki.

Doceniono tę pracę, stąd zdecydowany awans do Reims i tam miał start fantastyczny – remis z PSG i Olympique Marsylia, po siedmiu kolejkach czwarte miejsce i bardzo miła dla oka gra ofensywna. I jest taki wywiad, w którym Elsner mówi właśnie o tym, że żaden trener nie marzy o grze defensywnej, po prostu musi się dostosować do możliwości, które ma. Natomiast Reims zaczęło coraz słabiej trzymać się finansowo. Zimą sprzedało Marshalla Munetsiego i Emmanuela Agbadou, którzy trzymali środek pola i obrony, a że jeszcze przez kontuzje wypadli ważni lub bardzo ważni Reda Khadra, Mohamed Daramy i Teddy Teuma, to już naprawdę ciężko było coś z tym dalej pociągnąć – wyjaśnia Bojanowski.

25 stycznia 2025, ostatni mecz Luki Elsnera w roli trenera Reims, gdy zremisował 1:1 z PSG (po raz drugi w sezonie). W tle Luis Enrique. 

Fakty są jednak takie, że Elsner zostawił Reims na bezpiecznym trzynastym miejscu. Pożegnał się remisem z PSG, a nieco wcześniej wyeliminował Monaco z Pucharu Francji (4:2). Degrengolada nastąpiła już po odejściu Słoweńca. Jego następca Samba Diawara w piętnastu meczach ligowych wywalczył tylko 11 punktów. Zaczął od sześciu kolejnych porażek, potem przyszło odbicie, ale końcówka znów była słaba. O utrzymanie trzeba było zagrać w play-offach z FC Metz i w tym dwumeczu lepszy okazał się dotychczasowy drugoligowiec (1:1, 1:3).

Rozgoryczenie w Amiens

Po raz pierwszy we Francji Elsner pokazał się trenersko latem 2019 roku, gdy Amiens wyciągnęło go z belgijskiego Unionu Saint-Gilloise. Jego podopiecznymi byli m.in. Serhou Guirassy i Gael Kakuta. – Miałem okazję być na żywo na jednym meczu z OM i do dzisiaj żaden piłkarz mnie tak nie oczarował jak właśnie Kakuta. 90 minut tylko na niego patrzyłem, każdy kontakt z piłką był magiczny. Ciekawe, czy sam Elsner miał o nim podobne zdanie – zastanawia się Bojanowski.

Wyniki Amiens notowało dość słabe – tylko cztery zwycięstwa i aż 11 remisów w dwudziestu ośmiu meczach – ale szansa na utrzymanie nadal była. Strata do strefy barażowej wynosiła cztery punkty, lecz właśnie wtedy nastąpił covid, a Ligue 1 jako jedyna topowa liga nie dograła sezonu i zakończyła rywalizację, od razu uznając spadkowiczów.

Słoweński szkoleniowiec czuł się oszukany i nie zamierzał tego ukrywać. – Od kiedy jestem w piłce nożnej, nigdy nie przeżyłem takiego szoku. Generalnie jesteśmy panami swojego losu i naszych występów na boisku, ale tutaj nie spodziewałem się tak szybkiej decyzji. To jak bycie trafionym mieczem, czyste cięcie. Spadam z chmur i jestem bardzo zraniony. W sporcie podstawową zasadą jest to, że szanse są równe na początku i takie same na końcu. Jeśli decyzja nie jest podejmowana poprzez działanie na boisku, nie można mówić o sportowej uczciwości. Będziemy walczyć z tą decyzją poprzez wszystkie możliwe kanały – mówił rozgoryczony.

Niczego jednak nie udał się wskórać, Amiens nowy sezon rozpoczęło w Ligue 2. Elsner utrzymał posadę, ale działacze uznali, że pięć punktów po pięciu meczach rokuje zbyt słabo i we wrześniu go pożegnali. Do Francji wrócił po dwóch latach, mając za sobą pracę w Kortrijk i Standardzie. Z Le Havre wywalczył awans do francuskiej ekstraklasy i resztę już wiecie.

Opanowanie i ciężka praca

Piłkarze Cracovii mogą się spodziewać, że na jego treningach lekko nie będzie, co nie znaczy, że posmakują starej szkoły. Wręcz przeciwnie.

 – Treningi i wszystkie inne rzeczy były u niego naprawdę fajne. Pamiętam nasze obozy. To były jedne z cięższych okresów przygotowawczych jakich doświadczyłem. Wiele biegaliśmy, pracowaliśmy nad siłą i wytrzymałością, ale czuliśmy, że to później przyniesie efekty. Z zespołu, który dopiero co zajął siódme czy ósme miejsce stworzył ekipę walczącą o mistrzostwo. Chodzi o czasy sprzed prawie dziesięciu lat. Teraz pewnie trochę się zmieniło, bo cała piłka wyraźnie się zmieniła – podkreśla Erik Janża.

 – Zawsze na początku przygotowań treningi są ciężkie, u niego również, ale na boisku też spędzaliśmy wiele czasu. Luka był obrońcą, więc nam najwięcej mógł coś podpowiedzieć. Byłem zadowolony z tej współpracy – dodaje Uros Korun.

Bałkański charakter w jego przypadku niekoniecznie będzie cechą wyróżniającą. – Raczej charakteryzował go spokój, nie był zbyt emocjonalny. Nie szedł w skrajności. Gdy wygrywaliśmy, nie przesadzał z radością, a gdy przegrywaliśmy, nie eksplodował ze złości i nie chciał wszystkiego zmieniać. Nie wprowadzał niepotrzebnej nerwowości – przypomina sobie Korun.

 – Gdy nie szło, jak prawie każdy trener potrafił się wkurzyć i czasami w szatni poleciała jakaś butelka – zaznacza Janża, ale też nie widział w jego zachowaniu przesady.

 – Rzuciły mi się w oczy komentarze dwóch kibiców, którzy pisali, że on jest za miły i za grzeczny na bycie wielkim trenerem. I coś w tym może być, bo zupełnie nie kojarzę go z jakichś odpałów na ławce – mówi Bojanowski.

Najważniejsze jednak, że Luka Elsner zdaje się znać na swojej robocie i powinien to w Krakowie pokazać. – Mało który słoweński trener wchodził na taki poziom, dostając kluby we Francji i Belgii, czyli wielkich piłkarsko krajach. Skoro mu się to udało, po prostu musi być dobry – kończy Erik Janża.

Pozostaje wyczekiwać na start nowego sezonu. Nie tylko kibice Cracovii przebierają nogami z niecierpliwością.

PRZEMYSŁAW MICHALAK

CZYTAJ WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE:

Fot. Newspix/Łukasz Żołądź/Cracovia

7 komentarzy

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama