Reklama

Simone Inzaghi stworzył potwora. Ale to nadal za mało

Antoni Figlewicz

31 maja 2025, 12:20 • 7 min czytania 2 komentarze

Od statusu wiecznie drugiego z braci, aż po moment, w którym mówiąc „Inzaghi” mamy na myśli właśnie aktualnego trenera Interu. Długą i niełatwą drogę przeszedł szkoleniowiec Nerazzurrich, by wreszcie odlepić od siebie łatkę przyklejoną mu przed laty. Łatkę tego gorszego, mniej znanego, mniej wnoszącego do świata piłki. Teraz nikt już nie śmie powiedzieć, że Simone znaczy mniej od Filippo. A i tak możemy śmiało uznać, że włoski trener jest jeszcze niekiedy trochę niedoceniany – choć kompletnie niesłusznie i zasłużenie coraz więcej osób zauważa jego pracę wykonywaną w Lombardii.

Simone Inzaghi stworzył potwora. Ale to nadal za mało

Najlepszym sposobem na przekonanie tej garstki jeszcze nieprzekonanych będzie oczywiście wygranie finału Ligi Mistrzów i ostateczne potwierdzenie statusu doskonałego trenera, na jaki pracuje w ostatnich latach Simone Inzaghi. Gdy jednak zapytamy was o trzech najlepszych szkoleniowców na świecie, to nie ma wcale dużej szansy na to, że w takim zestawieniu zmieścicie Włocha. Ale właściwie, to czemu nie?

Reklama

Tydzień temu portal Give Me Sport zrobił swój ranking – wskazano w nim dwudziestu trenerów, którzy w tym momencie (to bardzo ważne, w tym momencie) są najlepsi na świecie. Simone Inzaghi zajął miejsce czwarte. Za plecami Pepa Guardioli, Carlo Ancelottiego i Arne Slota. Mimo problemów dwóch pierwszych, trudno ich jednak zdjąć ze szczytu, na który opiekun Interu próbuje się usilnie wdrapać. A na fali jest przecież jeszcze Xabi Alonso, swoje robi Hansi Flick. W stawce jest ciasno, nie ma łatwo.

Choć też wydaje się, że Inzaghi nie chce walczyć o status najlepszego trenera na świecie za wszelką cenę. Nie wygląda na faceta, który miałby na tym punkcie obsesję.

Wiecznie drugi w końcu jest tym pierwszym. Simone Inzaghi osiem lat temu [CZYTAJ WIĘCEJ]

Simone Inzaghi jest trenerem światowej czołówki. Teraz znów walczy o wygraną w Lidze Mistrzów

Może jednak powinien tę obsesję mieć? Wielu zauważa, że wszystko pięknie, fajnie, chłop robi dobrą robotę, ale koniec końców może zostać z niczym w tym sezonie. Na początku marca Inzaghi pytany o walkę o dublet poprawił podczas konferencji prasowej jednego z dziennikarzy.

Tryplet – rzucił tylko. Miał prawo o nim myśleć, Inter realnie liczył się w walce o trzy trofea.

Mistrzostwo sprzątnęli mu jednak sprzed nosa Antonio Conte i jego paka z Napoli. Puchar Włoch wygrała w tym sezonie Bologna z Łukaszem Skorupskim w bramce, a Inter nie dotarł nawet do finału. Ligę Mistrzów… można wygrać, ale przecież PSG jest już tak wygłodniałe sukcesu na arenie międzynarodowej, że porażka Interu już naprawdę nikogo nie zdziwi. Będzie wręcz uznana za oczekiwaną, bo Nerazzurri mimo wszystko nie są uznawani za faworytów.

Cierpią trochę na ten syndrom Inzaghiego, który z każdym rokiem coraz bardziej zasługuje na docenienie i choć powoli zyskuje odpowiedni szacunek, to nadal tak jakoś za wolno.

Simone Inzaghi zyskuje status doskonałego fachowca. A właściwie to już zyskał

Mówimy o tym, że zrobił dwa finały Ligi Mistrzów w trzy sezony, ale przechodzimy nad tym do porządku dziennego, bo co to jest taki finał, dajcie spokój. A Inzaghi nie dokonał tego z Realem Madryt, tylko z Interem – może nie bandą patałachów, ale też zespołem, który w takim miejscu w Europie melduje się zdecydowanie rzadziej. I nie jest tak ekscytujący.

Styl gry. Idealne wykorzystanie ulubionej formacji

Charakterystyczna dla drużyn Inzaghiego budowa zespołu to efekt umiejętnego rozwijania swojej filozofii na przestrzeni lat. Zarówno w Lazio, jak i później w Interze, włoski szkoleniowiec preferował zdecydowanie ustawienie w formacji 3-5-2. Naciskał na swoich piłkarzy, by wypracowywali w kolejnych spotkaniach przewagę ofensywną, głównie dzięki zdobywaniu przestrzeni. Nie można jednak powiedzieć, że Inzaghi narzucał swoim drużynom grę krótkim czy długim podaniem – on narzucał cel, którego realizacja wymagała momentami różnych środków.

Simone Inzaghi apeluje o spokój. “Oczekuję determinacji i czystych głów” [CZYTAJ WIĘCEJ]

Już za czasów Lazio dało się zauważyć, że najbardziej charakterystycznym punktem jego taktyki są grający bardzo wysoko wahadłowi, którzy w działaniach defensywnych mają za zadanie odbierać piłkę rywalom już w okolicach linii pomocy rywali, choć zdarzały się momenty, w których trener ustawiał swój zespół nisko, bardziej w formacji 5-3-2. W Interze Inzaghi jeszcze bardziej zaufał drużynie i korzystając z tego, że ma do dyspozycji lepszych piłkarzy, pozwolił sobie na odrobinę – nazwijmy to może tak – ekstrawagancji. Nadal jednak mimo zmienności pozycji i różnego wykorzystania takich piłkarzy jak choćby wszechstronnie uzdolniony Hakan Calhanoglu trzon pozostawał ten sam. 3-5-2, szeroko ustawieni i ofensywnie usposobieni wahadłowi.

Denzel Dumfries i Simone Inzaghi

Inzaghi i jego piłkarze nie chcą znowu przeżyć zawodu. Jeden przegrany finał już im wystarczy

Inter zanotował najwięcej dośrodkowań w Serie A w sezonach 2022/23 i 2023/24, a w kampanii ligowej 2021/22 zajął pod tym względem drugie miejsce. W formacją z piątką obrońców, wahadłowi dostarczyli w pole karne rywali naprawdę wiele piłek. Odpowiedzialni za to byli głównie Federico Dimarco, Denzel Dumfries, Matteo Darmian i Ivan Perisic – analizuje grę Nerazzurrich portal Coaches’ Voice.

W tym samym miejscu czytamy, że Simone Inzaghi powinien być uznawany, za największą gwiazdę Interu.

Nerazzurri dostosowani do rywala. Włoch potrafi takie cuda

Dla ekipy Inzaghiego nie ma jednak większego znaczenia, czy rywal wyjdzie ustawiony szeroko, czy jednak zdecydujesię na zbitą formację. Zespół ze stolicy Lombardii samym swoim ustawieniem często potrafi wymusić powstawanie luk, w które potrafią się wcisnąć piłkarze środka pola – Barella, Frattesi czy wspominany już Calhanoglu. Oni też potrafią siać spustoszenie pod bramką rywali i często są nawet groźniejsi, niż koledzy obsadzający pozycje wahadłowych.

Żeby nie było – piłkarze z środka pola też potrafią pojawić się w bocznym sektorze i dorzucić w szesnastkę. Inzaghi naprawdę stworzył w Mediolanie drużynę zdolną dostosowywać się do konkretnych sytuacji zastanych na boisku. Drużynę mającą swój styl, ale niekoniecznie trzymającą się swoich popisowych numerów. Albo wręcz mającą tych popisowych numerów kilka.

Ich trzej obrońcy zwykle pozostają w fazach defensywnych na swoich pozycjach, ale zewnętrzni stoperzy mają od Inzaghiego pozwolenie, aby w razie potrzeby wyjść do przodu. W takiej sytuacji wsparciem są zwykle dwóch akurat grających nieco niżej wahadłowych albo jeden z pomocników i jeden z wahadłowych, co pozwala na moment przejść do ustawienia z czwórką w defensywie – czytamy z kolei w analizie gry Interu na portalu TMS. Nie zdziwcie się więc, gdy zobaczycie jak Bastoni, Bisseck czy Darmian wyskakują z linii obrony nieco wyżej i odbierają piłkarzom PSG piłkę już w okolicach koła środkowego. Nawet dosyć prawdopodobne, że zaobserwujemy dziś taki obrazek.

Inter w meczu z Milanem w 2023 roku.

Derby Mediolanu w półfinale Ligi Mistrzów w roku 2023. Tu doskonale widać, jak zachowuje się Darmian (źródło: TMS)

W arsenale różnych zagrań Interu kryje się więc naprawdę sporo, o czym przekonała się Barcelona. Przed dwumeczem półfinałowym Inzaghi jakby sobie założył, że z tak rozpędzoną Dumą Katalonii po prostu musi tracić gole, ale nie przeszkadzało mu to za bardzo. Nerazzurri zagrali w grę rywali i skutecznie im się odgryzali, w efekcie dając nam fenomenalne widowisko z udziałem dwóch fenomenalnych drużyn. Przed tym półfinałem nie powiedzielibyście, że w dwumeczu skończy się to wszystko wynikiem 7:6. I to dla ekipy z Mediolanu.

Zaskakiwać nie znaczy wygrywać. Inzaghi jest konsekwentny i liczy na sukces

Nie zaskoczenie ma być dziś największą siłą Interu w starciu z PSG. Oj nie… Dziś Nerazzurri liczą raczej na triumf systemu i, no tak wypada napisać, systematyki. Od wygranej w finale z Bayernem mija w tym roku piętnaście lat – przez kolejne sezony od wielkiego sukcesu Jose Mourinho i jego podopiecznych mediolańczycy nie byli nawet specjalnie blisko triumfu. Aż pojawił się Simone Inzaghi.

Dziś przed szansą staje więc nie tylko on sam, ale i Inter, który do finału zapuszcza się rzadko, właściwie to bardzo rzadko. Oznacza to, że stawka jest mimo wszystko podwójna.

Przegranego Inzaghiego nie będą zaliczać do grona najlepszych współcześnie trenerów, zawsze znajdą akurat trzech lepszych i tak jak zwykle umieszcza się go tuż za plecami „jakiejś” czołowej trójki szkoleniowców, tak dalej będzie to wyglądało tak samo. Nie można być w pełni docenionym, nie można być najlepszym, jeśli nie odnosi się największych sukcesów, nawet jeśli twoja praca jest jasnym dowodem na to, że potrafisz bardzo dużo.

No i druga strona medalu. Inter bez trofeum w tym sezonie będzie zwyczajnie wielkim przegranym. I nie zmieni tego garść komplementów ani nawet żadna dogłębna analiza jego gry. Nerazzurri niby nie muszą dziś wygrać, ale jednak bardzo tego potrzebują. Problem w tym, że rywale też trafili się bardzo zniecierpliwieni…

CZYTAJ WIĘCEJ PRZED FINAŁEM LIGI MISTRZÓW NA WESZŁO:

Fot. Newspix

2 komentarze

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Liga Mistrzów

Hiszpania

Szczęsny rozbrajająco szczery: „Rekord Barcelony? Niestety mój”

Wojciech Piela
4
Szczęsny rozbrajająco szczery: „Rekord Barcelony? Niestety mój”
Reklama
Reklama