Prawie wszyscy pogrzebaliśmy Śląsk żywcem po rundzie jesiennej. My, dziennikarze, ale też kibice WKS-u. Nie ma co teraz udawać, że tak nie było, zwłaszcza że wszystkie logiczne argumenty przemawiały właśnie za spadkiem wrocławian. Nawet dyrektor sportowy klubu, który z wypowiedzeniem w ręku może dziś obserwować spłacające się transfery, w styczniu na łamach Weszło nie sprzedawał wizji cudownego odrodzenia. Nowy prezes – to samo, bez ogródek wspominał o planie działania, jaki rozpisuje na 1. ligę. Najważniejsi ludzie w klubie mieli w sobie wystarczająco sceptycyzmu i słusznie, ale nadeszła ta chwila, kiedy można powiedzieć: panowie, hola, poczekajcie.

Tam, gdzie kurs obiera logika, tylko zdarzenia nieprawdopodobne są w stanie ją zmienić. O dziwo, tak jak w ostatnich tygodniach we Wrocławiu, gdzie za sprawą nowego trenera zaczęły dziać się namacalne cuda.
Śląsk Wrocław Ante Simundzy przetrwać po prostu musi
Śląsk po wyjazdowej porażce z Legią na początku marca, to Śląsk niewątpliwie zasługujący na utrzymanie w Ekstraklasie. Najważniejsze liczby są pod tym względem bardzo korzystne dla najgorszej ekipy jesieni. Seria spotkań przywracających nadzieję zaczęła się od remisu z Pogonią, potem przeszła w zwycięstwo ze Stalą i Lechem, na chwilę wyhamowała na podziale punktów z Motorem, aż wreszcie doczekała się efektownej kontynuacji z Cracovią.
Jeśli ktoś do ostatniego meczu Śląska miał wątpliwości, że to chwilowy wyskok, nad którym nawet nie ma sensu się pochylać, bo i tak nie przyczyni się do uratowania Ekstraklasy, niech jeszcze raz włączy 4:2 z ekipą „Pasów”. Gdyby przypadkowej osobie spoza Polski dać ten mecz WKS-u do obejrzenia, nikt by się nie zająknął, że to drużyna ze strefy spadkowej. Różnica w grze na tle meczów jesiennych była tak duża, że aż mogła przypomnieć się ekipa wicemistrzowska.
Nie chodzi jednak tylko o efektowność, która z wiadomych przyczyn emocjonuje najbardziej. Spójrzmy na to, czego ona jest dowodem – za sprawą gola z połowy Ince, okienka Pozo czy super gola Żukowskiego – że podopieczni Ante Simundzy nie są już w rozsypce mentalnej. Ba, grają dzisiaj lepiej niż większość ligi, łącząc styl z dobrym punktowaniem.
Tabela Ekstraklasy od początku roku

Ante Simundza czyni cuda. Piłkarze uwierzyli, że mogą grać jak czołówka
Patrząc tylko na wyniki, w ostatnich pięciu spotkaniach Śląsk był gorszy jedynie od Rakowa. Strzela dużo, traci stosunkowo mało. Okej, w żadnym z tych meczów nie zachował czystego konta. Ale kogo to obchodzi, jeśli z przodu nadrabia bramkami właściwie każdy, nawet największy przeciętniak z pogranicza kadry i listy transferowej. Wkomponować takiego Pozo, który napędza drugą linię Śląska, nie mogło być wielką sztuką, bo gość z takim CV powinien błyszczeć niezależnie od trenera. Ale odgruzować Ortiza, przypomnieć światu o istnieniu Ince’a, nadać Żukowskiemu cechy porządnego skrzydłowego, czy uczynić z Szoty najmocniejszy punkt obrony? I to wszystko za jednym zamachem? Czegoś takiego nie powstydziłby się na ławce trenerskiej David Copperfield.
Żeby nie być gołosłownym, na wiosnę:
- Ince: dwa gole
- Żukowski: dwa gole i asysta
- Ortiz: gol i asysta
A warto też pochwalić Petra Schwarza, który u Simundzy wskoczył na wyższy poziom, strzela gole, jest jednym z najważniejszych zawodników i nie wygląda już jak syty kot z fajnym kontraktem pod pachą (życzymy dużo zdrowia, bo po Cracovii przeszedł operację jamy brzusznej i nie wiadomo, kiedy wróci). Albo Marca Llinaresa, którego rażący deficyt minut z 2024 roku całkiem skutecznie udaje się zapudrować.
Ale to też nie tak, że w ostatnich tygodniach na obecności nowego szkoleniowca zyskał każdy. Nie, wystarczy wspomnieć Samca-Talara, Jaspera czy Balutę, którzy nie poszli za falą rosnącej formy większości zespołu. Niektórzy głowami chyba dalej tkwią w rundzie jesiennej, ale to nie przeszkadza tym mniej oczywistym postaciom w kontekście walki o utrzymanie błyszczeć.
To oczywiście zasługa Ante Simundzy, który sprawił, że jesienne wersje tych samych zawodników dzisiaj wydają się być odległym wynaturzeniem. I to nawet do takiego stopnia, że Al-Hamlawi, który po dublecie z Lechem zebrał zasłużone pochwały za fajną puentę dobrej formy strzeleckiej, w meczu z Cracovią za kolegami obecnymi w klubie od dawna po prostu nie nadążał. Na takich przykładach widać, co znaczy posiadanie konkretnego fachowca sprawdzonego za granicą – drogiego, prawdopodobnie ponad budżetowe możliwości Śląska na dłuższą metę, owszem. Ale jednak fachowca, który tę robotę chciał w przeciwieństwie na przykład do trenera Gaula, który kręcił nosem i nie mógł się zdecydować.
Simundza okaże się warty dużej kasy? „Wróciła wiara w umiejętności”
Po pierwszych tygodniach pracy Simundzy we Wrocławiu, jeszcze w styczniu, pytaliśmy w klubie, jaki jest i co zmieniło się względem kadencji Jacka Magiery. Wtedy opinie, które sprawiały wrażenie trochę niedorzecznych ze względu na miejsce w tabeli, dziś dobrze uzupełniają obraz metamorfozy, jaki widzimy na boisku.
– Ante powiedział chłopakom, że będą grać jak najlepsi w lidze. Przyszedł, w kilka dni się rozeznał i stwierdził, że Śląsk nie będzie walczył o utrzymanie, tylko o miejsce w górnej części tabeli. Zupełnie na poważnie zapewniał, że realnym celem jest pierwsza ósemka. W tym przekazie jest bardzo pozytywny i konkretny, zaraża osobowością. Dużo wymaga, ale daje do tego konkretne narzędzia. Podkręcił śrubę na treningach, wniósł nowe zasady kontaktu z zawodnikami, super trener. Dzięki niemu wróciła wiara w umiejętności u piłkarzy – usłyszeliśmy w klubie tuż przed startem rundy wiosennej.
W grudniu wiele wskazywało na to, że Śląsk jest kompletnie stracony z dziewięcioma punktami brakującymi do bezpiecznej strefy. Ale w kwietniu, po kilku istotnych zmianach w składzie i gabinetach, przewidywania idą już w zupełnie innym kierunku. Optymizm wzbudza dodatkowo fakt, że gorzej punktowo i stylowo od WKS-u prezentuje się właściwie każdy zespół z dołu tabeli. A że trudno na tym etapie sezonu oczekiwać gwałtownej przemiany, wiele w tej kwestii raczej się nie zmieni.
Miejsce w tabeli jesienią, a do tej pory zdobyte punkty wiosną:
- (18.) Śląsk – 15
- (17.) Lechia – 10
- (16.) Korona – 18
- (15.) Puszcza – 8
- (14.) Zagłębie – 10
- (13.) Stal – 5
Wrocławianie trafili z timingiem idealnie – za chwilę święta wielkanocne, czas stojący pod znakiem nadziei, radości i przebaczenia. Radość? Jest. Mecze Śląska znowu dobrze się ogląda. Nadzieja? A jakże, rozpalona na nowo. Przebaczenie? Blisko, bliziutko. Jeśli Śląsk utrzyma takie tempo do końca miesiąca, w jakimś stopniu przeprosi się z całą Ekstraklasą i będzie miał znacznie lepsze widoki na utrzymanie w ostatnich kolejkach.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Al-Hamlawi. Piłkarz-parkourowiec z Palestyny, który otarł się o śmierć
- Rafał Grodzicki o Śląsku Wrocław: Realia są brutalne [WYWIAD]
- Prezes Śląska: Pion sportowy miał wcześniej zbyt daleko idące kompetencje [WYWIAD]
- Wizerunkowy samobój? Śląsk zwalnia dyrektora, który daje wyniki
- Prezes Śląska: Nie jestem “Anty Grodzicki”. To uczciwa decyzja [WYWIAD]
- Był zmiennikiem Aguero, strzelał Barcelonie. Kim jest nowy piłkarz Śląska?
Fot. Newspix