Piłkarze Ruchu Chorzów przez ostatnich kilkanaście miesięcy rozgrywali sześć dużych meczów na Stadionie Śląskim, gdy frekwencja była zdecydowanie ponadprzeciętna lub nawet rekordowa, a cała otoczka nadzwyczaj uroczysta. To idealne momenty, żeby zapewnić kibicom garść wspomnień na lata i pozyskać nowych stałych bywalców na trybunach. Niebiescy jednak niemal za każdym razem kompletnie nie wykorzystywali tej szansy i srodze zawodzili.
Gdy Ruch w lutym dostał u siebie 0:5 z Wisłą Kraków, wśród pracowników klubu siłą rzeczy panował minorowy nastrój. Padały też komentarze, że jak tu zachęcić ludzi, by licznie przychodzili na następne mecze, skoro znów w kluczowym momencie dochodzi do tak dużego rozczarowania. Bito przecież rekord frekwencji na spotkaniu ligowym w Polsce w XXI wieku, rzecz historyczna, a na boisku doszło do mordobicia w jedną stronę.
I w przypadku chorzowskiej drużyny to nie pierwszyzna. Wielkie wydarzenie z Ruchem na Stadionie Śląskim? Niemal pewne rozczarowanie.
Ruch Chorzów nie radzi sobie w wielkich meczach na Stadionie Śląskim
Inauguracja grania na tym obiekcie na “stałe” (czyli do czasu wybudowania nowego stadionu) jeszcze była do przełknięcia. Niebiescy przy 29-tysięcznej publiczności zremisowali 2:2 ze Śląskiem Wrocław, który wtedy miał świetną serię i dopiero co rozbił Legię. Punkt wywalczony w takich okolicznościach miał swoją wartość.
Później jednak było już tylko źle lub bardzo źle. Kolejne wielkie meczu Ruchu na Stadionie Śląskim:
- 0:1 z Legią Warszawa (37 223 widzów)
- 1:2 z Górnikiem Zabrze (38 106 widzów)
- 2:3 z Widzewem Łódź (49 514 widzów)
- 0:5 z Wisłą Kraków (53 293 widzów)
- 0:5 z Legią Warszawa (25 496 widzów)
Kibice Ruchu Chorzów muszą mieć naprawdę grubą skórę przy takich okazjach. Wczorajsza klęska z Legią była najbardziej bez historii ze wszystkich meczów. Nie chodzi o sam fakt, że Niebiescy odpadli – mówilibyśmy o sensacji, gdyby skończyło się inaczej – ale o to, że nawet nie nawiązali walki, w żadnym momencie nie dali choćby cienia nadziei, że Dawid może się postawić Goliatowi.
Finał dla Legii. Z Ruchu nie zostało kompletnie nic!
Skoro już o Dawidach mowa, Dawid Szulczek znajduje się pod coraz większą presją. Przychodził na Cichą jako trener będący chyba nawet lekko ponad obecny status klubu. Wielu przyjęło jego decyzję z pewnym zaskoczeniem, zakładając, że gdyby poczekał, za chwilę spokojnie zaczepiłby się gdzieś w Ekstraklasie.
Wynikowo jesień Ruchu pod jego wodzą była znakomita. Rok zakończył z dziewięcioma zwycięstwami w dziesięciu spotkaniach (licząc wszystkie fronty). Apetyty zostały rozbudzone, a sam Szulczek nie ukrywał swoich ambicji.
– W rundzie rewanżowej mamy misję pościgową. Celujemy w Ekstraklasę, trudno, żebyśmy byli minimalistami. Pracujemy w Ruchu, mamy bardzo dobrą drużynę. Nie ma sensu pompować się z meczu na mecz, ale chcemy grać w przyszłości w Ekstraklasie i zamierzamy udowodniać to w każdym spotkaniu – mówił w połowie lutego w “Przeglądzie Sportowym”.
– Pamiętam, jak po moim przyjściu rozmawialiśmy o tym, że byłoby super, gdybyśmy po jesieni mieli przynajmniej 27 punktów, żebyśmy mogli myśleć o szóstym miejscu, aby wiosną przeciwnicy musieli czuć nasz oddech na plecach. Udało się zrobić o siedem punktów więcej, więc cieszymy się z tego bardzo, a jako że apetyt rośnie w miarę jedzenia, to wiosną zamierzamy podkręcić tempo – dodawał.
Dawid Szulczek zanotował wiosenny falstart z Ruchem Chorzów.
Na razie jednak zamiast zaspokojenia tych apetytów, oglądamy regularne zabieranie michy sprzed nosa. Ruch w sześciu ligowych meczach zdobył tej wiosny trzy punkty i jeszcze ani razu nie wygrał. Jedyne zwycięstwo odniósł w ćwierćfinale Pucharu Polski z Koroną Kielce, gdy rywale nie wykorzystali dwóch rzutów karnych.
Są dla Szulczka pewne okoliczności łagodzące. Ruch, poza inauguracją z Pogonią Siedlce, mierzył się w tym roku wyłączenie z górną częścią tabeli (Wisła, Termalica, Arka Gdynia, Wisła Płock, Górnik Łęczna). Teraz jeszcze w terminarzu boje z rewelacyjnym wiosną GKS-em Tychy i Miedzią Legnica, a później seria meczów z dołem stawki.
Szulczek może też podpierać się tym, że jego zespół jako całość nie funkcjonuje źle, regularnie stwarza sytuacje, ale zawodzi finalizacja. Ruch za wiosenne spotkania w I lidze ma xG na poziomie dziesięciu goli, ale wyciągnął z tego zaledwie trzy bramki. Ekstremalna nieskuteczność.
Takie wytłumaczenia z każdym kolejnym niepowodzeniem będą jednak przekonywać coraz mniej osób. Jak już ustaliliśmy, Ruch jasno i wyraźnie celuje w Ekstraklasę, a w tym momencie traci już trzy punkty do strefy barażowej…
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO O POLSKIEJ PIŁCE:
- Koalicja bankietowa poległa! Kompromitująca klęska Kuleszy w wyborach UEFA
- Nie znasz żadnego języka? Chodź, pojedziesz z Kuleszą na kongres
- Kibice Wisły: dlaczego nas nie wpuszczacie? Też kibice Wisły: maczety i miotacze ognia
- #Nikogo. PZPN zrobił z Superpucharu pośmiewisko
Fot. Newspix