Wielu przed miesiącem spisało go na straty. Sugerowali, że – mimo świetnych statystyk – zbliża się jego koniec w Ajaksie i po hossie nadejdzie nieuchronna bessa. Barwnie ujął to dziennik „De Telegraaf” – Milik znalazł się na cmentarzu napastników Ajaksu i kwestią czasu jest, kiedy przepadnie na amen. Nic jednak bardziej mylnego. Polak doszedł do siebie po urazie biodra, wrócił na boisko i akurat w Halloween zmartwychwstał w koncertowym stylu. Jeżeli tak wyglądają holenderskie cmentarze, to strach pomyśleć, co tam się wyprawia w trakcie święta zmarłych.
6:0 z Rodą, dwa gole, dwie asysty. Po prostu popis Milika. Bez czczego gadania, że po powrocie potrzebuje rytmu, zbierania cennych minut, a bramki przyjdą z czasem. Milik był do bólu konkretny. Obwieścił na Twitterze, że wraca do składu i natychmiast przeszedł do czynów. Obejrzyjmy najpierw wideo…
Dwie asysty słabszą prawą nogą, idealny timing przy wykończeniu pierwszego gola i efektowny spadający liść z wolnego. Można oczywiście się przyczepić, że w obronie Rody zagrały wazony, bramkarz mógł się lepiej spisać przy wolnym i ogólnie liga holenderska – czego najlepszym przykładem Klich – odbywa się w trybie slow-motion w porównaniu z najlepszymi rozgrywkami… Można się czepiać, ale raczej nie wypada, bo Milik nie jest tam jednym z wielu, tylko zwyczajnie zamiata. W tym sezonie ma już 5 goli i 4 asysty w 9 meczach. Czyli strzela co 131 minut, a co 73 minuty ma bezpośredni udział przy golu. Pod tym względem jest skuteczniejszy od El Ghaziego (gol/asysta co 90 minut), a ciut słabszy od Fischera (gol/asysta co 71 minut). Doskonale Milik się też rozumie z Klaassenem, któremu asystował przy czterech z ostatnich sześciu goli.
– Milik strikes back – napisaliby Anglicy po wczorajszym występie, a holenderscy analitycy tymczasowo mogą schować stare teksty do kosza. Milik żyje i ma się dobrze. Teraz czekamy na potwierdzenie w czwartek z Fenerbahce i w niedzielę z Feyenoordem. Idealny moment dla Arka, by zamknąć japy tym, którzy już go skreślili.
Fot. FotoPyK