Trochę się dziś w pierwszej lidze działo… Wisła Płock wskoczyła na fotel lidera, bo wygrała bardzo ważny mecz w Bydgoszczy – mnóstwo było walki, Lebedyński czy Mica potrzebują porządnej regeneracji, a trener Kaczmarek może przybić piątkę z asystentami. Wisła wygrywa z kolejnym zespołem, który myśli o awansie, i korzysta na porażce Zagłębia Sosnowiec w Ząbkach. Na szczycie pierwszej ligi solidny ścisk.
Aż trudno uwierzyć, ale zaraz za Stomilem znajduje się GKS Katowice. Jerzy Brzęczek wyprawia w tym klubie cuda, bije na głowę wyniki osiągane przez Piotra Piekarczyka. Gdyby przedstawić za ten czas tabelę zaplecza Ekstraklasy, GKS byłby wiceliderem. Pięć meczów: trzy zwycięstwa, dwa remisy, w bramkach dziewięć do dwóch. Efekt nowej miotły? No, na to by wyglądało. Ale z drugiej strony październikowy bilans Artura Skowronka, który niedługo przed Brzęczkiem trafił do Olimpii Grudziądz, to 0-0-5. Dziś przegrał u siebie z GKS-em Bełchatów. Kwestią czasu jest, kiedy poleci.
Pomiędzy nimi znajduje się Ryszard Tarasiewicz, trener Miedzi. Ale dziś wesołej miny to mieć nie może. Jego piłkarze prowadzili w Katowicach z Rozwojem prawie od samego początku, stwarzali sobie kolejne sytuacje, choć nie potrafili ich wykorzystać. Wydawało się, że dowiozą skromne prowadzenie do końca – aż tuż przed końcem wyrównał Czerkas, a w doliczonym czasie trafił jeszcze Patryk Kun. Kibicom z Legnicy puszczają nerwy: zwracają uwagę na kolejną spartaczoną końcówkę, ostatnio tak Miedź przegrała w Nowym Sączu. W sieci można znaleźć różne grafiki: „Bez talentu, bez honoru, bez ambicji!”, „Piłkarzyki sprzedawczyki” czy „Mendy i śmiecie w Legnicy w ryj wyłapiecie”.
**
Dziś mieliśmy przede wszystkim dwa mecze na szczycie. Do Ząbek przyjeżdżało Zagłębie Sosnowiec – beniaminek, który robi furorę i ostatnio zasiadał na fotelu lidera. Ale nie, nie ma w tym większego przypadku: wielokrotnie zwracaliśmy uwagę na bardzo dobrą grę podopiecznych Artura Derbina, nie przegrali żadnego z ostatnich szesnastu spotkań wyjazdowych. W tygodniu rozegrali już jeden mecz, w Pucharze Polski ulegli Cracovii 1:2, a to rodziło obawy o dzisiejszą dyspozycję.
No i Zagłębie oberwało porządnie. Beniaminek strzelił Dolcanowi gola, nie oddając nawet jednego celnego uderzenia, to Matuszek niefortunnie zablokował dośrodkowanie Dudka i przelobował własnego bramkarza. Nie był to jednak dla gospodarzy powód do zmartwień – oni już prowadzili 4:0, kontrolowali wydarzenia na boisku. A swój show miał Marcin Krzywicki, który zdobył dziś dwie bramki w lidze, czyli tyle, ile uzbierał… od piątej kolejki poprzedniego sezonu.
**
Wisła Płock wskazuje na pozycję numer jeden i potwierdza, że poważnie traktuje sprawę awansu do Ekstraklasy. Już wcześniej wygrali na wyjeździe z drugim Zagłębiem, trzecim Dolcanem, teraz – z szóstym Zawiszą. Piłkarze Marcina Kaczmarka właściwie zareagowali na przegraną sprzed tygodnia, u siebie z Chrobrym.
Nie będziemy ukrywali: gra Nafciarzy nam się podobała. Pewnie Kaczmarek z miłą chęcią zabrałby z Zawiszy kilka indywidualności, ale na swoich podopiecznych narzekać nie ma prawa. Zaczęło się jednak golem dość absurdalnym – Sapela obronił w sytuacji sam na sam strzał Recy, piłka odbiła się jeszcze od rywala i powoli zmierzała do siatki. Mógłby ją spokojnie wybić Banović, gdyby tylko… w nią trafił. Podwyższył Lebedyński, kontaktową bramkę zdobył Smektała, a sprawę rozwiązał w końcówce meczu Piotrowski. Ale Zawisza znów trochę dorzucił od siebie: był mocno nieporadny w defensywie, popełniał głupie błędy, z których korzystali rywale.
Fot.FotoPyK