Przyjemne uczucie, kiedy oglądasz mecz tylko po to, żeby zobaczyć młodego Polaka i po ostatnim gwizdku możesz napisać o nim coś pozytywnego. I właściwie tylko o nim, do tego jednym głosem z zagranicznymi mediami. Tylko, jeśli rzecz jasna bierzemy pod uwagę postawę Arsenalu, która w ogólnym rozrachunku była wręcz dramatyczna. To, że Sheffield Wednesday wyeliminowało ich z Pucharu Ligi to mało powiedziane. Drugoligowiec wyrzucił ich na zbity pysk, wygrywając 3:0, a właściwie jedynym jasnym punktem na wyjątkowo ciemnym tle był debiutujący Krystian Bielik.
Czy zrobił coś szczególnego, wirtuozerskiego? Zdobył bramkę, strzelił w poprzeczkę, wywalczył rzut karny? Nie, nic z tych rzeczy. Po prostu pozostawił po sobie dobre wrażenie, co z drugiej strony, w obliczu mizerii pozostałych, nie było wyczynem wybitnym. Oprócz niego debiutowało jeszcze trzech – Alex Iwobi, Glen Kamara i Ismael Bennacer, ale wyłącznie o tym pierwszym oraz byłym piłkarzu Legii można napisać cokolwiek pozytywnego. I tym się właśnie wyróżnił. Angielskie media nie mają wątpliwości: Polak w szeregach Arsenalu był jedynym wygranym tego wieczoru i podczas półgodzinnego występu być może przekonał do siebie nie tylko kibiców, ale i Arsene’a Wengera, który – jak się przewiduje – da 17-latkowi chociaż odrobinę szans na grę w pierwszym zespole.
Nie można powiedzieć, że wszedł i pozamiatał, ale można, że wszedł i zrobił swoje, na tyle, ile mógł. Grał bez kompleksów, bardzo rzadko na alibi. Podejmował ryzyko i nawet jeśli coś nie wyszło, jeśli piłka nie była zagrana idealnie w tempo czy pod sam but kolegi, to potem przełamywał się i podejmował je raz jeszcze. Tą pewność siebie dało się wyczuć właściwie przy każdym jego kontakcie z futbolówką. Widać też, że chłopak wyrabia się technicznie. Mimo słusznego wzrostu, bo to w końcu blisko 190 cm, porusza się z gracją. Nie dziwi fakt, że Wenger widzi go bardziej w środku pola niż na pozycji stopera, na której gra w drużynie Arsenalu U-21.
Przez cały mecz śledziliśmy Twittera, przede wszystkim angielskiego, i szczerze mówiąc nie znaleźliśmy wpisu negatywnego. Ktoś napisał nawet, że dziwi się dlaczego Wenger nie dał mu zagrać od pierwszej minuty, skoro właściwie jako jedyny w tym spotkaniu wyglądał jak zawodowy piłkarz. Wiadomo – przesada, ale w każdej takiej przesadzie jest też ziarnko prawny. Chłopak sobie zasłużył.
Pytanie brzmi: co teraz? Czy na dłużej zadomowi się w pierwszej drużynie? Czy będzie miał szansę chociaż wchodzić z ławki rezerwowych? Nawet jeśli zadebiutuje w Premier League, to nie przebije ani Cesca Fabregasa, ani Jacka Wilshere’a, którzy swoje pierwsze mecze rozgrywali mając lat szesnaście. Zdaniem Daily Mail Bielik ma jednak realne szanse na zaistnienie już w tym sezonie, głównie przez falę kontuzji w środku pola. Urazy w tym momencie leczą Arteta, Ramsey, Wilshere i Rosicky. Zdrowi są Cazorla, Coquelin i Flamini, ale ten ostatni w tym sezonie zagrał ledwie 29 minut. Furtka nie jest otwarta na oścież, ale z pewnością uchylona.
Na koniec wypada jednak trochę ostudzić temperaturę. To dopiero pierwszy mecz. Ba, pierwsze minuty Bielika w Arsenalu. Zagrał naprawdę nieźle, ale nie jakoś nadzwyczajnie, ale mimo wsyzstko trudno nie być podbudowanym. Kiedy wyprowadzał się do Londynu, obawialiśmy się, że przepadnie. Że być może będzie pałętał się po jakichś wypożyczeniach, a tymczasem krok po kroku realizuje wielki cel. I robi to nadzwyczaj szybko, bo w Arsenalu jest przecież dopiero niecały rok. Pierwszym występem zrobił sobie dobry PR i przykuł uwagę kibiców.
Tak trzymaj, chłopie.
PB