Reklama

Trela: Czas Skandynawii. Jak europejski futbol zakochał się w ludach północy

Michał Trela

Autor:Michał Trela

15 lutego 2025, 08:51 • 11 min czytania 14 komentarzy

Gdzie spojrzeć, tam gra jakiś Duńczyk, Szwed albo Norweg. Niesprzyjające warunki klimatyczne i ograniczony potencjał ludnościowy przestały tam stanowić wymówkę w szkoleniu dobrych piłkarzy. A kluby cenią zawodników z północy Europy za zupełnie inne cechy niż 20 lat temu.

Trela: Czas Skandynawii. Jak europejski futbol zakochał się w ludach północy

Najlepszy napastnik świata jest Norwegiem. Najbardziej pożądany na rynku transferowym snajper to Szwed. Inny Szwed to czołowy strzelec Premier League. A za jeszcze innego Manchester United płacił niedawno 74 miliony. Kapitanem Arsenalu jest Norweg. Na Old Trafford właśnie trafił Duńczyk, a niewykluczone, że latem dołączy do niego kolejny. Gole dla Atletico strzela Norweg. W pomocy Tottenhamu biega Szwed. Boki obrony Borussii Dortmund tworzą Norweg i Szwed. Szwed jest liderem środka pola Eintrachtu Frankfurt. Duńczycy prowadzą kluby w Premier League i Bundeslidze. Duńczyk jest liderem Ekstraklasy, a Norweg jego asystentem. Duńczycy pracowali w obecnej edycji Ligi Mistrzów, choć nie było w niej żadnego duńskiego klubu. Norwegowie zamknęli do niej drogę mistrzowi Polski, który do dziś wspomina intensywność tamtych spotkań. Trzy narody o niekorzystnym dla futbolu klimacie, zamieszkiwane łącznie przez 17 milionów ludzi, rozpychają się na piłkarskich szczytach na niespotykaną wcześniej skalę.

Na pierwszy rzut oka nie ma wielkich powodów, by czuć wobec któregokolwiek z nich kompleksy. Ćwierć wieku temu to co innego. Duńczycy wygrali Euro, gdy Polacy nigdy na nim nie grali. Regularnie gnębili nas Szwedzi. Norwegowie byli wiceliderem rankingu FIFA, mieli piłkarzy w Manchesterze United i ogrywali Brazylię na mundialu. Stopniowo udawało się jednak przełamywać kolejne bariery. Zaczął Jerzy Engel, dwukrotnie ogrywając Norwegię w eliminacjach do mundialu w Korei i Japonii. Potem kadra Adama Nawałki zostawiła za plecami Danię w kwalifikacjach do mistrzostw świata. Wreszcie Czesław Michniewicz przełamał szwedzką niemoc.

Równolegle indywidualne symboliczne bastiony zdobywali piłkarze. Polacy dotarli do Manchesteru United, Barcelony, Realu, Juventusu czy Interu. W trójkę grali w finale Ligi Mistrzów. Arkadiusz Milik wygrał rywalizację z Kasprem Dolbergiem w Ajaksie Amsterdam. Polskie kluby wprawdzie nie zaczęły grać w Lidze Mistrzów, ale przynajmniej Rosenborg przestał. Liga polska wyprzedziła szwedzką. Polskie kluby zaczęły wygrywać z duńskimi i mają szanse wypchnąć je z czołowej piętnastki rankingu UEFA. Norwegowie nie grali na wielkim turnieju od ćwierć wieku, podczas gdy my byliśmy na sześciu z rzędu. Szwedzi dopiero byli w trzeciej dywizji Ligi Narodów, podczas gdy my byliśmy w pierwszej. Może i nie gonimy całej Europy, ale Skandynawię na pewno.

NOWE ATRYBUTY SKANDYNAWÓW

To wszystko jednak powierzchowne. Kwestia korzystnego momentu i odpowiedniego naświetlenia wygodnych faktów. Bo gdy u nas powoli środowisko zaczyna orientować się, że po Robercie Lewandowskim może nas czekać wyraźna piłkarska zapaść, bo szkoleniowa dziura coraz wyraźniej straszy, Skandynawowie przeżywają na rynku moment bezprecedensowego triumfu. Ze względu na ich kulturową bliskość, łatwość aklimatyzacji, pracowitość, dobrą znajomość języka angielskiego i stereotypową siłę fizyczną, kluby angielskie zawsze przychylnie patrzyły na Skandynawów. Ostatnio jednak narody z północy Europy rozpanoszyły się po całej Europie i to w innych rolach niż się tradycyjnie przyjęło. Podczas gdy kiedyś, oczywiście upraszczając, po technikę jeździło się na Półwysep Iberyjski, po kreatywność do Holandii, po charakter na Bałkany, a po warunki fizyczne do Skandynawii, dziś Skandynawowie coraz częściej oferują także kreatywność i technikę.

Reklama

Erling Haaland, Alexander Sorloth, Aleksander Isak czy Viktor Gyokeres to oczywiście fizyczne bestie. Szybkie i silne góry mięśni. Każdy jednak odnalazł się w środowisku, w którym wyłącznie przyrodzonymi atrybutami by nie przetrwał. W drużynie Pepa Guardioli trzeba mieć choć minimum zmysłu i techniki do gry kombinacyjnej. Nie da się bez niego odnieść spektakularnego sukcesu również w czołowej drużynie w Portugalii. Ani w Atletico Madryt. Isak z kolei wnosi do Newcastle nie tylko umiejętność strzelania goli, ale też dryblingu, zdobywania przestrzeni z piłką przy nodze. Jak Zlatan Ibrahimović, najlepszy skandynawski napastnik poprzedniego pokolenia, który do monstrualnych rozmiarów dokładał gibkość, technikę i fantazję, tak najlepsi północnoeuropejscy napastnicy obecnego pokolenia są czymś więcej niż tylko twardo stojącymi na nogach drągami do ściągania piłek na ziemię.

Zmieniający się profil skandynawskiego piłkarza widać jeszcze lepiej u piłkarzy z innych pozycji. Christian Eriksen, zmierzający już do końca kariery, zawsze grał głównie mózgiem. Hugo Larsson dyryguje środkiem pola Eintrachtu w wieku 20 lat wcale nie dlatego, że ma żelazne płuca. Morten Hjulmand, kapitan Sportingu, notuje wiele przechwytów, ale zainteresowanie Manchesteru United wzbudza, bo zawsze chce piłkę, po którą schodzi do obrońców, stawiając stempel na każdej akcji. I bo ma osobowość lidera. Trudno też nazwać Dejana Kulusevskiego „fizolem”, skoro najchętniej w ogóle nie rozstawałby się z piłką. Albo powiedzieć, że Martin Oedegaard zrobił karierę w Arsenalu, bo jest silny i wysoki. Najlepsi Duńczycy, Szwedzi czy Norwegowie są już pożądani w innych celach, niż byli 20 lat temu Thomas Gravesen, Olof Mellberg, czy Henning Berg.

EUROPA CZERPIE GARŚCIAMI

Nie znaczy to jednak, że stereotypowa skandynawska solidność, zadziorność, wytrzymałość kompletnie zanikła i nie jest już ceniona. Norweg Julian Ryerson wyrósł na najrzetelniejszego bocznego obrońcę Borussii Dortmund od czasów Łukasza Piszczka nie dlatego, że wyjątkowo dobrze gra w piłkę, ale dlatego, że jest wyjątkowo nieprzyjemny dla skrzydłowych rywali. Duńczyk Conrad Harder, coraz mocniej szykowany do roli następcy Gyokeresa w Lizbonie, na razie nie zachwyca umiejętnościami technicznymi, a tym, że jak młody Haaland, idzie całym sobą na każdą piłkę, haruje w pressingu, osobowością wypełnia pole karne. Isaak Hien przebił się u Gian Piero Gasperiniego w Atalancie, bo potrafi doskonale przyczepić się do rywala i kryć go indywidualnie, wysysając z niego ochotę do gry. Nowo nabyta skandynawska technika i kreatywność są oprócz ich tradycyjnych cech, a nie zamiast nich.

Rynek zorientował się, że z tych trzech małych krajów warto czerpać garściami. Podczas gdy w Polsce ubolewa się nad malejącą liczbą minut rodaków w ligach TOP5, Szwedom, Norwegom i Duńczykom ciągle rośnie. Według danych fbref.com w Anglii, Francji, Włoszech, Niemczech i Hiszpanii gra w tym sezonie 52 Duńczyków, 37 Szwedów i 25 Norwegów. To 114 piłkarzy z narodów o liczebności mniej niż połowy Polski. Odcinając narody, dla których ligi TOP5 to własne podwórko, na najbardziej pożądane rynki więcej piłkarzy eksportują dziś w Europie tylko Holendrzy, Portugalczycy i Belgowie. Pod względem liczby minut spędzonych przez piłkarzy na boiskach wszystkie trzy skandynawskie kraje są w czołowej dziesiątce Europy – Dania czwarta, Szwecja siódma, Norwegia dziesiąta. Polska zajmuje jedenaste miejsce. Tymczasem pod względem liczby ludności Szwecja jest w Europie szesnasta, Dania 24., a Norwegia 26.

Ligi TOP5 nie są jednak całym światem. Według danych z atlasu migracji CIES Football Observatory, uwzględniającego 135 lig z 88 krajów, poza granicami grało w 2024 roku 265 Szwedów, 269 Duńczyków i 161 Norwegów, przy ledwie 129 Polakach. W bieżącej edycji Ligi Mistrzów Duńczycy stanowili natomiast najliczniejszą nację spośród tych, które nie miały w niej żadnego klubu. Norwegowie byli na trzecim, a Szwedzi ósmym miejscu. Polska akurat w tym zestawieniu wypadła nieźle, zajmując drugie miejsce. Liczy się jednak nie tylko liczba piłkarzy, ale ich jakość. Biorąc pod uwagę wyceny z Transfermarkt, Polska ma obecnie jedenastu zawodników wartych przynajmniej 10 milionów euro. Szwedzi i Norwegowie dwunastu (mówimy o krajach kilkukrotnie mniejszych od Polski). Sześciomilionowa Dania, zamieszkiwana przez nieznacznie więcej osób niż województwo mazowieckie, trzydziestu jeden.

Reklama

ZAWROTNE KWOTY TRANSFEROWE

To, jak cenieni są obecnie Skandynawowie, widać również po kwotach transferowych. W obecnym sezonie tylko jeden Polak (Kamil Grabara, wyjeżdżając, notabene, z ligi duńskiej) zmienił klub za przynajmniej dziesięć milionów euro. Szwedzi mieli dwa takie transfery, Norwegowie trzy, a Duńczycy dziewięć. Łącznie daje to 14 Skandynawów, którzy zmienili kluby za bardzo znaczące kwoty. Po raz kolejny widać wyraźnie, że na lidera regionu wyrosła Dania, której sukces na Euro 2020 nie okazał się jednorazowym wyskokiem. Tamtejszy futbol wyraźnie się odbudował i świadczą o tym wszelkie wskaźniki.

Nie w każdym przypadku oczywiście bezpośrednimi beneficjentami są miejscowe kluby. Często kwoty podbijane są transakcjami dokonywanymi już na rynku zachodnioeuropejskim. Gyokeres opuszczał ojczyznę za raptem milion euro, 24 zarobiło na nim Coventry City, a Sporting skasuje jeszcze wielokrotność tej ceny. Osiem milionów, jakie zapłacił Salzburg za nastoletniego Haalanda, wydawało się już bardzo znaczącą kwotą, ale biorąc pod uwagę, że Borussia kupiła go za dwadzieścia, sprzedała za sześćdziesiąt, a dziś jest wyceniany na 200 milionów, Molde wcale nie zarobiło na nim kroci. Za Isaka najwięcej nie skasował AIK Solna, który sprzedał go Dortmundu za niespełna 9 milionów, lecz Real Sociedad, oddając go do Newcastle za 75 milionów euro. Nie chodzi jednak wyłącznie o kwoty. Do tego dochodzą przecież procenty od kolejnych transferów, a przede wszystkim rynkowa renoma, która sprawia, że za kolejnych można krzyknąć więcej. Gdyby nie kariery skandynawskich napastników jak Haaland, Gyokeres, czy Isak, Nordsjaelland pewnie trudniej byłoby wyciągnąć od Sportingu 19 milionów za 19-letniego Hardera, który w lidze duńskiej strzelił siedem goli. Kluby kupują nie tylko potencjał, ale też wyobrażenie. A wyobrażenie o tym, kim może się stać blondwłosy rosły napastnik z północy Europy, jest aktualnie mocno ekscytujące.

Odbija się to oczywiście także w kwotach, za które kluby ze Skandynawii sprzedają piłkarzy. Tylko Szwedzi rekord transferowy mają na poziomie zbliżonym do polskiego. Norwegowie sprzedali trzech piłkarzy za kwoty wyższe niż rekordowe transfery wychodzące z Ekstraklasy. Duńczycy mieli takich ruchów dwanaście, a najbardziej dochodowy przyniósł Nordsjaelland 25 milionów euro. Klub, który niedawno rozbił w sparingu Lecha Poznań 7:1, wyrobił sobie w branży szkoleniowej markę jednej z najbardziej wydajnych akademii w Europie. W Polskich warunkach za niedościgniony wzór słusznie stawiany jest Kolejorz, ale patrząc na to, jak radzą sobie gracze wypromowani w duńskim klubie, trzeba nabrać pokory. Od Mohammeda Kudusa, przez Stanislava Lobotkę, po Andreasa Schjelderupa, jak Europa długa i szeroka, w silnych klubach grają byli piłkarze Nordsjaelland. Dwunastu jego byłych zawodników jest dziś wycenianych na ponad dziesięć milionów euro. Lech ma takich trzech.

ROSNĄCA MARKA TRENERÓW

Rosnąca pozycja postaci ze Skandynawii dotyczy już nie tylko boisk, ale tego, co dzieje się obok nich. Zwłaszcza Duńczykom udaje się przełamywać bariery, które dla polskich trenerów są tradycyjnie nie do sforsowania. Gdy w lecie po Arnego Slota zgłosił się Liverpool, działacze Feyenoordu schedę po nim powierzyli Brianowi Priskemu. Z Rotterdamu właśnie go zwolniono, nie okazało się to historią sukcesu, ale znajmy proporcje: wielki holenderski klub zatrudnił zagranicznego trenera, który nigdy nie pracował na tamtejszym rynku, ani nie wyrobił sobie tam renomy jako zawodnik, wyłącznie na podstawie tego, jak radził sobie w zawodzie. A potem ten trener dotarł do fazy pucharowej Ligi Mistrzów, ogrywając Bayern Monachium i remisując z Manchesterem City. Z perspektywy Feyenoordu może była to zła decyzja, ale z perspektywy trenera to pół roku i tak było amerykańskim snem. Dodajmy, że zwolnioną przez Priskego posadę w Sparcie Praga zajął jego duński asystent Lars Friis, który uciułał cztery punkty w fazie ligowej.

Duńskich trenerów można dziś zobaczyć nie tylko w Lidze Mistrzów. Od kilku lat Brentford z powodzeniem prowadzi Thomas Frank, a dyrektorem sportowym projektu przez jakiś czas był Rasmus Ankersen, jeden z mózgów stojących za innowacyjnym projektem FC Midtjylland. Dziś jest dyrektorem generalnym Southampton i prezydentem Goeztepe. Jego brat Jonas Ankersen uruchomił popularną platformę TransferRoom, znaną jako „Tinder transferów piłkarskich”. Furorę w Bundeslidze robi FSV Mainz prowadzone przez Bo Henriksena. W Moguncji mają dobrą historię z duńskimi trenerami, bo kilka lat temu Thomasa Tuchela zastąpili tam Kasprem Hjulmandem, dzisiejszym selekcjonerem reprezentacji, a potem udany okres zanotował tam jeszcze Bo Svensson (do niedawna prowadzący Union Berlin). W Bundeslidze działa też w Augsburgu Jess Thorup. Johannes Thorup został natomiast zeszłego lata zatrudniony w Norwich City bezpośrednio po pracy w Nordsjaelland. Jesper Soerensen, zakończywszy pracę w Broendby, został właśnie zwerbowany przez Vancouver Whitecaps z MLS. A Mike Tullberg jako trener tymczasowy wygrał z Borussią Dortmund dwa mecze, zanim wrócił do prowadzenia zespołu U19. Odnotujmy, że wpływ skandynawskich trenerów widać także w Polsce, bo Duńczyk Niels Frederiksen błyskawicznie wyprowadził Lecha Poznań z kryzysu, formując z niego kandydata do mistrzostwa, a o jego norweskim asystencie Sindrem Tjelmelandzie niektórzy piłkarze mówią per „geniusz”.

Szwedzcy i norwescy trenerzy aż takimi osiągnięciami jak Duńczycy nie mogą się pochwalić, ale wciąż mają pozycję, której polscy mogą zazdrościć. Olof Mellberg pracuje w MLS z St. Louis, Jimmy Thelin prowadzi Aberdeen, Ole Gunnar Solskjaer po pracy w Manchesterze United zajął się niedawno Besiktasem. Eirik Horneland, po latach prowadzenia Brann Bergen, został miesiąc temu zatrudniony przez Saint-Etienne, Henning Berg trenuje AEK Larnaka, a i w Polsce pozostawił po sobie przynajmniej niezłe wspomnienia. Ronny Deila zajmuje się natomiast Atlantą United w MLS. Powiedzieć, że skandynawscy trenerzy zdobywają szczyty, byłoby przesadą, ale przynajmniej są zauważani.

CZEKANIE NA PLONY

Źródła takich przemian tkwią oczywiście w świadomym wieloletnim działaniu. Podejmowanych przez krajowe związki od lat wysiłkach na rzecz szkolenia trenerów, wprowadzania nowych metod, indywidualnego podejście do zawodników i dbałości o rozwój ich osobowości. A przy tym w inwestycjach w infrastrukturę (hale pneumatyczne, sztuczne boiska), które umożliwiają regularną grę, mimo niesprzyjających warunków pogodowych. W Danii jako początek systemowego szkolenia wskazują 2008 rok. Inwestowanie w akademie oraz ich ciągłe ulepszanie, trenerów, środki treningowe kazało czekać na plony kilkanaście lat, ale gdy w końcu przyszły, okazało się, że boiskowa technika nie jest zarezerwowana dla południowców a kreatywność dla Holendrów.

Polska liga zbliża się do duńskiej wynikami w pucharach, ale pod względem profilu piłkarzy dzieli je przepaść. Średnia wieku dla tamtejszych rozgrywek to 25,7 i jest piąta wśród najniższych w Europie. Odsetek minut wychowanków w Norwegii, której liga rankingowo jest nad polską, wynosi 22% i jest najwyższy w Europie (w Szwecji 18, Danii 17, w Polsce 10%). Niższy jest tam natomiast procent minut spędzanych na boiskach przez piłkarzy zagranicznych. W Norwegii obcokrajowcy stanowią ledwie ¼ piłkarzy z najwyższej ligi, w Szwecji 1/3, w Danii jest ich mniej niż połowa. W Polsce po raz pierwszy miejscowi stanowią już mniejszość. Nie da się tego odwrócić zakazami, nakazami, limitami, czy pomstowaniem na trenerów i działaczy. Ale przykład Skandynawii pokazuje, że przy odpowiednim szkoleniu nic nie jest w futbolu wyryte w skale. Ani „tradycyjne” atrybuty piłkarzy z danego kraju, ani naturalne ograniczenia, które teoretycznie dają przewagę krajom większym i z cieplejszym klimatem. Patrząc na aktualne tendencje, czasy, w których Szwedzi są dla reprezentacji rywalem nie do przeskoczenia, Norwegia jeździ na wielkie turnieje, a Dania odgrywa na nich rolę, o której Polska może tylko pomarzyć, mogą powrócić.

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

fot. NewsPix.pl

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Widzew Łódź gotowy do wielkich zmian. “Doszliśmy do pełnego porozumienia”

Szymon Janczyk
13
Widzew Łódź gotowy do wielkich zmian. “Doszliśmy do pełnego porozumienia”
Piłka nożna

Kapitan reprezentacji Anglii zagra dla Polski. Kibicuje Lechowi, jest nadzieją Chelsea

Szymon Janczyk
38
Kapitan reprezentacji Anglii zagra dla Polski. Kibicuje Lechowi, jest nadzieją Chelsea
Inne sporty

Były trener kadry Polski skazany za seksaferę. “Po zamroczeniu następowała próba gwałtu”

Szymon Janczyk
22
Były trener kadry Polski skazany za seksaferę. “Po zamroczeniu następowała próba gwałtu”
Ekstraklasa

Lechia Gdańsk i obóz w Dubaju – absurd sezonu w Ekstraklasie [PATOLIGA]

Jakub Białek
41
Lechia Gdańsk i obóz w Dubaju – absurd sezonu w Ekstraklasie [PATOLIGA]

Felietony i blogi

Ekstraklasa

Widzew Łódź gotowy do wielkich zmian. “Doszliśmy do pełnego porozumienia”

Szymon Janczyk
13
Widzew Łódź gotowy do wielkich zmian. “Doszliśmy do pełnego porozumienia”
Piłka nożna

Kapitan reprezentacji Anglii zagra dla Polski. Kibicuje Lechowi, jest nadzieją Chelsea

Szymon Janczyk
38
Kapitan reprezentacji Anglii zagra dla Polski. Kibicuje Lechowi, jest nadzieją Chelsea
Inne sporty

Były trener kadry Polski skazany za seksaferę. “Po zamroczeniu następowała próba gwałtu”

Szymon Janczyk
22
Były trener kadry Polski skazany za seksaferę. “Po zamroczeniu następowała próba gwałtu”
Ekstraklasa

Lechia Gdańsk i obóz w Dubaju – absurd sezonu w Ekstraklasie [PATOLIGA]

Jakub Białek
41
Lechia Gdańsk i obóz w Dubaju – absurd sezonu w Ekstraklasie [PATOLIGA]