Reklama

Z czwartego szczebla do Ekstraklasy. Król odchodzi

AbsurDB

Autor:AbsurDB

18 stycznia 2025, 10:45 • 9 min czytania 18 komentarzy

Rafał Król odchodzi z Motoru Lublin. Z jednym klubem przeszedł drogę z czwartego szczebla rozgrywek do Ekstraklasy. Przypominamy dziś jego karierę oraz szukamy zawodników, którzy odbyli podobną podróż, doprowadzając swój klub z peryferii polskiej piłki do elity.

Z czwartego szczebla do Ekstraklasy. Król odchodzi

Rafał Król ogłosił, że z Motoru wraca do rodzinnego Kraśnika, gdzie zaczynał karierę. Do Lublina trafił w 2008 roku, debiutując w klubie, gdy ten był grał w II lidze. W sezonie 2010/11 występował w Zniczu Pruszków, a rok później dołączył do brata w trzecioligowej greckiej Doksie Kranula, grającej przy granicy z Albanią. Ostatecznie do Lublina (będącego już w III lidze) powrócił w 2020 roku i zdążył strzelić dwa gole w wygranym 7:0 meczu z Chełmianką, po którym rozgrywki zostały zakończone ze względu na pandemię.

A jak pandemia, to wiadomo: zamieszanie. Wywiązała się problematyczna sytuacja związana z awansem, bowiem lublinianie mieli tyle samo punktów, co Hutnik Kraków i przegrany mecz bezpośredni, ale za to korzystniejszą różnicę bramek. Najpierw prawo gry w II lidze przyznano Motorowi, by ostatecznie uhonorować nim oba kluby. Przypomnijmy – mowa o zamieszaniu z awansem z III do II ligi, czyli z czwartego na trzeci szczebel rozgrywkowy. Chyba nikt nie przewidział, że trzydziestojednoletni już wtedy Rafał Król zdoła jeszcze dotrzeć z Żółto-Biało-Niebieskimi aż do Ekstraklasy.

Rafał Król w 2010 roku
Reklama

Katastrofalne początki

Po awansie do drugiej ligi Motor z Królem, jako podstawowym zawodnikiem, zajął miejsce w środku tabeli. Rok później było znacznie lepiej, Motor był bliski awansu do I ligi, ale w finale baraży z Ruchem Chorzów pomocnik z Kraśnika trafił z rzutu karnego w słupek (przy stanie 0:2), a mecz zakończył się wynikiem 0:4.

Kolejny sezon zaczął się od wielkiego kryzysu. 18 września 2022 ostatni w tabeli II ligi Motor podejmował Wisłę Puławy w obecności zaledwie półtora tysiąca widzów. Wówczas dzieją się sceny: przed samą przerwą Rafał Król zagrywa piłkę ręką w swoim polu karnym i otrzymuje drugą żółtą kartkę. Adrian Paluchowski zamienia jedenastkę na gola. Wynik brzmi już 1:4 dla gości z Puław, a mecz zakończy się kompromitującym rezultatem 2:6.

Wczujmy się w ówczesną sytuację Króla: Masz trzydzieści trzy lata. Twoja drużyna jest na totalnym dnie, zawaliłeś mecz, w którym mieliście się odbudować, w dodatku grając z lokalnym rywalem z niewielkiego pobliskiego miasta, które zamiast obserwować Motor grający kilka szczebli wyżej, właśnie spycha go z powrotem do III ligi. Wielu dałoby sobie chyba spokój z dalszym graniem w takim momencie.

Szczególnie, że lublinianie mogli mieć wtedy déjà vu. W 2007 klub już raz wygrał trzecią ligę, ale po awansie szło mu coraz gorzej, by w fatalnym 2010 roku zająć ostatnie miejsce w lidze. Pamiętał to także dobrze Król, który grał wtedy w Motorze. Wówczas klub uratowały machlojki – wstydliwe przejęcie licencji Spartakusa Szarowola. Dziesięć lat później było uczciwie: zbawcą okazał się Zbigniew Jakubas i jego pieniądze, a w praktyce przyjście Gonçalo Feio, który osiągnął niesamowite wyniki w stosunku do tego, co zastał.

Wielka odmiana z Goncalo Feio

Od meczu z Wisłą Puławy wszystko się odmieniło. Po pierwsze – Rafał Król zaczął strzelać gole. Głównie z rzutów karnych, ale mimo wszystko: trafił aż jedenaście razy, czyli prawie trzy razy więcej niż w swoim drugim najlepszym pod tym względem sezonie w Kozim Grodzie. Jednak bramka bramce nierówna. Ta najważniejsza dopiero miała paść. Poza tym Motor piął się w tabeli nie tylko na miejsca dające szanse na utrzymanie. Przed ostatnią kolejką toczył korespondencyjny pojedynek o miejsce w barażach. Problem w tym, że mierzył się z liderującą w tabeli Polonią Warszawa. Wyniki innych meczów ułożyły się tak, że do wywalczenia play-offów wystarczał remis z Czarnymi Koszulami. Niestety dla Motoru, od 76. minuty prowadzili warszawiacy. W ostatnich sekundach meczu sprawy wziął w swoje ręce (a właściwie na głowę) Rafał Król i pięknym trafieniem dał swojej drużynie baraże. Warto dodać, że przez cały sezon był kapitanem drużyny.


Gol Rafała Króla dający Motorowi baraże o I ligę

Reklama

W nich pomocnik z Kraśnika spędził dwukrotnie sto dwadzieścia minut na boisku w meczach wyjazdowych. W Kołobrzegu po dogrywce Motor wyeliminował Kotwicę, a następnie w rzutach karnych Stomil i awansował do I ligi. Pierwszą z jedenastek wykorzystał oczywiście bohater dzisiejszego tekstu. Historię tę najlepiej obrazuje grafika z szansami klubu na awans na przestrzeni całego sezonu 2022/23:

Już zawsze będzie legendą Motoru

Na zapleczu Ekstraklasy Król grał mniej. Nie przeszkodziło mu to trafić do siatki rywali w pierwszej i w ostatniej kolejce I ligi. W derbowym półfinale baraży o Ekstraklasę z Górnikiem Łęczna nie wystąpił. Wszedł na boisko dopiero w 69. minucie gdyńskiego finału, gdy Motor przegrywał 0:1. W końcówce spotkania jego koledzy strzelili jednak dwie bramki i powrót Ekstraklasy do Lublina po 32 latach stał się faktem. Na najwyższym szczeblu rozgrywkowym Rafał Król wystąpił trzykrotnie w samych końcówkach spotkań. Po raz ostatni pojawił się na boisku w koszulce Motoru 7 grudnia w Częstochowie. Przebył zatem niesamowitą drogę z czwartego poziomu rozgrywkowego do Ekstraklasy z jednym klubem. U jego boku przez cały ten okres występował też Piotr Ceglarz, którego mogliście bliżej poznać dzięki wywiadowi Jakuba Radomskiego oraz Filip Wójcik, który jednak w III lidze nie zdążył zagrać:

– Wygraliśmy jedne baraże, a później okazaliśmy się lepsi w barażach o Ekstraklasę. Często zwyciężaliśmy dzięki golom w końcówce, w dramatycznych okolicznościach. Ludzie mówili, że jesteśmy niezniszczalni, a my po prostu staliśmy się grupą, która zawsze do końca wierzy w wygraną.

W ubiegłym tygodniu Motor ogłosił, że Rafał Król podjął decyzję o odejściu z klubu, a uroczyste pożegnanie kapitana i legendy Dumy Koziego Grodu nastąpi w lutym na domowym meczu z GKS Katowice,

Spytałem Bartłomieja Chyłę, dziennikarza portalu Prosto z Autu, a przede wszystkim kibica Motoru o to, jakie znaczenie ma ten piłkarz dla fanów:

– Jest on dla każdego z kibiców Motoru symbolem odrodzenia klubu. Było wiele projektów z ambicjami przywrócenia Lublinowi Ekstraklasy, nawet Zbigniew Jakubas nie od razu odnosił z Motorem sukcesy. Król był jednak przez niemal cały ten czas w drużynie. Kilku piłkarzy w historii zagrało więcej spotkań w żółto-biało-niebieskich barwach, choćby Marcin Syroka, u którego boku młody Król zaczynał przygodę z Motorem. To jednak Rafał może pochwalić się tym, że wprowadził zespół jako kapitan do Ekstraklasy. A kapitanem był świetnym. Umiał wziąć na siebie odpowiedzialność w trudnym momencie, np. strzelając gola pod koniec meczu Polonii Warszawa na wagę baraży o 1. Ligę, a także sporo pomagał drużynie. Jak mało kto przyczynił się do awansu do Ekstraklasy i już na zawsze będzie legendą Motoru.

Piłkarze, którzy dotarli z jednym klubem od czwartej ligi do Ekstraklasy

Z mojej analizy wynika, że jak dotąd dwunastokrotnie udało się zawodnikowi (a czasem kilku naraz) przebyć drogę z czwartego szczebla rozgrywek do Ekstraklasy, grając na każdym poziomie w barwach tego samego klubu i nie odchodząc z niego w międzyczasie. W ostatnich latach zdarza się to wręcz regularnie. Od 2019 roku tylko w 2022 nie mieliśmy beniaminka z takim zawodnikiem. Latem dokonali tego dwaj piłkarze Motoru, rok wcześniej pięciu piłkarzy Ruchu, zaś w latach 2019-21 duety z Radomiaka i Warty Poznań oraz aż siedmiu zawodników ŁKS-u.

Należy przy tym zaznaczyć, że jest to wydarzenie całkowicie abstrakcyjne w prawie wszystkich krajach świata. Awanse klubu z czwartej ligi do elity zdarzają się – owszem, ale wyjątkowo i sporadycznie, a nie praktycznie rok w rok. A pamiętać trzeba, że na powyższej liście nie ma zawodników Widzewa, który akurat między III ligą a Ekstraklasą wymienił całkowicie skład.

Jest to kolejny dowód świadczący o tym, że polska drabinka ligowa jest popsuta i niedostosowana do olbrzymiej liczby dość mocnych klubów, które są za słabe na Ekstraklasę. Powoduje to, że chwilowy kryzys klubu z elity kończy się nie jak w Czechach, czy Serbii – miejscem w dolnej połowie tabeli, tylko pogrążeniem się nawet na czwartym szczeblu i koniecznością mozolnej wieloletniej odbudowy.

Do elity z B-klasy

W 2008 roku mieliśmy jeszcze bardziej niesamowite wydarzenie: z Lechią do Ekstraklasy awansował Mateusz Bąk, który sześć lat wcześniej grał z nią w A-klasie, a jednocześnie z Piastem promocję wywalczył Jarosław Kaszowski, który w 2001 roku grał w… B-klasie. Tak opisywał on swoją karierę:

– Po każdym awansie podczas obozów rozgrywaliśmy sparingi z drużynami wyżej notowanymi. Już będąc w okręgówce czy w czwartej lidze czuliśmy, że zbytnio nie odstajemy. W trzeciej czy drugiej lidze człowiek czuł już wyraźny przeskok, ale największym był awans do Ekstraklasy. To już inny świat, kamery, kibice, dodatkowy stresik, wtedy człowiek poczuł największą różnicę. Każdy awans był wyzwaniem, ale zawsze dawałem radę i na tym polegał mój atut. Ktoś mi kiedyś powiedział: – Kasza, zawsze umiałeś się przystosować. Potem to do mnie dotarło. Jeśli w ciągu trzech lat potrafiłem przeskoczyć o cztery ligi, no to coś w tym musiało być.

Później jednak klub potraktował go bardzo mało elegancko. Pod pretekstem pandemii został wyrzucony ze stanowiska menedżerskiego w klubie. Sąd przywrócił go później do pracy, ale legenda klubu z niej ostatecznie zrezygnowała.

Jaroslaw Kaszowski (Piast, w wyskoku) i Mateusz Bąk (Lechia, na ziemi)

Dawne czasy i pionier z Cracovii

W 2002 roku drogę z IV ligi do Ekstraklasy przebyli ze Szczakowianką Jaworzno Andrzej Sermak, Łukasz Błasiak i Dariusz Kapciński, a pięć lat wcześniej – Tadeusz Fajfer z Dyskobolią. Ten ostatni zamieszany był niedawno w konflikt między Grzegorzem Krychowiakiem a lekarzem reprezentacji Polski Jackiem Jaroszewskim.

Andrzej Sermak świętuje awans ze Szczakowianką

Prawdopodobnie drogę z IV poziomu rozgrywek do Ekstraklasy pokonali tego także Dariusz Oszmiałek z Sokołem Pniewy w 1993 roku oraz Andrzej Markusik z Ruchem Radzionków pięć lat później, jednak brak jest dokładnych danych o ich występach w czwartej lidze na początku lat dziewięćdziesiątych.

Andrzej Markusik (pierwszy z prawej)

Pionierem był jednak Andrzej Turecki. W wywiadzie dla Sportowego Tempa tak opisywał swój debiut w barwach Cracovii:

– Zadebiutowałem 28 czerwca 1973, na koniec jedynego sezonu, w którym Cracovia grała w IV lidze. Przeciwnikiem był Górnik Siersza, wygraliśmy 2-0. Dzięki temu meczowi mogłem zaistnieć w Cracovii na czterech piętrach piłkarskiego wyczynu. Choć nikomu nie życzę, aby debiutował w „Pasach” akurat na takim poziomie rozgrywek. Zresztą to się nigdy nie powtórzy.

Andrzej Turecki ze sztandarem podczas odsłonięcia pomnika Józefa Kałuży

Dziewięć lat później pan Andrzej świętował z Pasami powrót do Ekstraklasy, będąc według mojej wiedzy pierwszym piłkarzem w Polsce, który dokonał tego przebywając z jednym klubem nieprzerwaną drogę z czwartego szczebla rozgrywek aż do elity. Kto będzie kolejnym po Rafale Królu?

W pracy nad artykułem posiłkowałem się stroną Centrum Składów Piłkarskich www.skladyfutbol.pl

Fot. Newspix

Kocha sport, a w nim uwielbia wyliczenia, statystki, rankingi bieżące i historyczne, którymi się nałogowo zajmuje. Kibic Górnika Wałbrzych.

Rozwiń

Najnowsze

Skoki

Polak załamany po występie. “Byłem bardzo wkurzony. Ja tak nie skaczę”

Szymon Szczepanik
2
Polak załamany po występie. “Byłem bardzo wkurzony. Ja tak nie skaczę”

Ekstraklasa

Komentarze

18 komentarzy

Loading...