Jakkolwiek ktoś chce ocenić konflikt Feio z Zielińskim i Mozyrką, to znaczy wybrać jedną czy drugą stronę – albo stwierdzić, że obie są siebie warte – trudno nie zauważyć czegoś innego, co już nie jest kwestią opinii tylko kwestią faktów. Otóż w Legii kłótnie trenera z działaczami to po prostu chleb powszedni.
Wiadomo, że Feio to furiat, ale w Warszawie naprawdę nie potrzeba furiata, żeby mieć z kimś scysję. Dzieje się to tak często, że być może nawet gdyby spokojny Mirosław Jabłoński jakimś cudem przejął zespół – chociaż po Jozaku czy Klafuriciu, jaki to cud – mogłoby dojść do awantury.
Nie jest przecież tak, że tylko Feio atakował Zielińskiego na konferencjach prasowych. Jego poprzednik, Kosta Runjaić, po porażce z Widzewem na niedługo przed swoim zwolnieniem mówił w ten sposób: – Nie tylko ja odpowiadam za tę sytuację, nie jestem jedynym odpowiedzialnym za to, co się dzieje.
Inny cytat: – W tym sezonie zagraliśmy wiele spotkań, również w Europie. Niełatwo tym wszystkim zarządzać – zwłaszcza kiedy zimą tracisz dobrych piłkarzy.
Pamiętamy jak było: Legia zimą sprzedała Slisza i Muciego, a wzięła Zybę i Morishitę. Trener nie czuł więc, że w tamtym okienku otrzymał pomoc, bo miał jeszcze sporo do przejechania, a zabrano mu samochód i wręczono niespecjalnie sprawny rower.
I mówił o tym otwarcie. To z kolei cytat po zremisowanym meczu z Jagiellonią, czyli ostatnim spotkaniu Runjaicia (a trzecim po Widzewie): – Nie mówmy tylko o jakości, Qendrim Zyba ma potencjał. To jest młody zawodnik, potrzebuje czasu. Tak jak powiedziałem, przyszedł w połowie sezonu ze słabszej ligi. Zetknął się tutaj z innym sposobem grania, my też trochę się zmieniliśmy. Nie graliśmy wszystkich meczów tak, jak chciałem, czyli z utrzymaniem przy piłce, atakiem pozycyjnym, wyprowadzeniem piłki. […] Jeśli tracisz reprezentanta jak Slisz, który rozegrał niesamowite spotkanie z Walią, nie da się zastąpić go piłkarzem, który przychodzi z takiego poziomu. To jest oczywiste, ale myślę, że to wiecie, on to wie, każdy to wie.
Nie było szczypania się w język, udawania, że nic się nie dzieje. Za Runjaiciem nie ciągnie się taka opinia jak za Feio, a jednak też był – cóż – wkurwiony tym, w jakich warunkach przychodzi mu pracować.
I musiał odejść. Co ciekawe nie w momencie kryzysu, kiedy Legia na wiosnę nie wygrała sześciu meczów z rzędu i kosztowało ją to choćby bolesny oklep od Molde, ale w momencie wychodzenia z kryzysu. Przed Jagiellonią warszawianie wygrali dwa mecze – z Górnikiem i Piastem.
Zieliński zdawał się tego nie dostrzegać, mówiąc: – Przygotowywałem zarząd, że może dojść do takiej zmiany. To nie jest efekt impulsywnej decyzji, a wcześniejszych analiz, trwających ostatnie pół roku. W rozmowie z Kostą powiedziałem mu, że od października wpadliśmy w dość mocny dołek. Zanotowaliśmy cztery porażki z rzędu, przerwane pucharowym zwycięstwem. Potem kolejna porażka i tak dalej.
Feio, Zieliński i Mozyrko – od współpracy do wojny. Kulisy konfliktu w Legii!
Również Aleksandar Vuković miał swoje do powiedzenia zarówno po swojej pierwszej kadencji, jak i po misji ratunkowej, kiedy wyciągał Legię z objęć pierwszej ligi.
Mówił o konieczności zmian w głowach rządzących klubem (drugie odejście): – Wiem, w jakim kierunku klub powinien iść, co zmienić, ale to wymaga refleksji, powrotu do konsekwentnego działania, co nie jest łatwe. (…) Pewnie i wy tak odebraliście, że mój powrót, to było w pewnym sensie przyznanie się do błędu. (…) Bardzo dużo zależy, czy w głowach dowodzących klubem nastąpi zmiana. Otoczka na pewno nie pomoże. Społeczność Legii straciła cierpliwość i nie będzie zmiłuj. Czasu także nie będzie.
O tym, że padł ofiarą spisku (pierwsze odejście): – Nie mam wątpliwości, że w otoczeniu prezesa od jakiegoś czasu nie brakowało osób, którym zależało na moim zwolnieniu. I że nie będzie ono możliwe – przynajmniej przez jakiś czas – jeśli pokonam Karabach i awansuję z Legią do Ligi Europy. Osoby, które “pracowały” nad moim zwolnieniem, doskonale zdawały sobie z tego sprawę. No i teraz można im pogratulować. Nawet nie tyle mądrości, ile zwyczajnie cwaniactwa. (…) Żalu już dzisiaj nie czuję, ale w tamtym momencie ten żal był. Natomiast z ręką na sercu pamiętam, że wtedy pomyślałem, że to nie ja powinienem żałować najbardziej.
Owszem, nie jest to tak efektowne jak otwarty konflikt w trakcie pracy, ale jednak sporo mówi o pracy Vukovicia – nie czuł, że ma poparcie, czuł, że bierze udział w warszawskiej odmianie House of Cards i musi mierzyć się nie tylko z przeciwnikami ligowymi, ale i zausznikami Mioduskiego.
Czyli właściciela. Kiepskie położenie.
Kolejny konflikt: Mioduski vs Michniewicz
Zresztą też i Mioduski w legijnych konfliktach potrafił grać pierwsze skrzypce, wystarczy wspomnieć jego relacje z Czesławem Michniewiczem. Zaczęło się, a jakże, od narzekania na transfery.
Michniewicz mówił: – Trzeba powiedzieć wprost, że sytuacja kadrowa na dziś wygląda bardzo słabo. Jeśli mamy grać na trzech frontach, to kadra musi być szersza, musimy mieć więcej ludzi do gry. W lipcu i sierpniu zagramy 15-16 meczów i tym stanem osobowym, jaki mamy, będzie to trudno pociągnąć.
Mioduski odpowiedział całą serią.
– Trener Michniewicz ma duże doświadczenie i wiedzę, ale do pucharów europejskich przygotowuje się po raz pierwszy. (Swoją drogą to nawet nie była prawda).
– Jako klub przekazaliśmy mu wytyczne, że treningi powinny zacząć się miedzy 2 a 4 czerwca, aby mieć 5 tygodni na przygotowania. Trener przesunął jednak termin na 7 czerwca, a na koniec przedłużył jeszcze urlop kilku kluczowym zawodnikom, wiedząc, że kilku innych przebywa na kadrach i nie będą z nami trenowali od początku. To jego decyzje i bierze za nie odpowiedzialność. Ale nie powinien potem być zaskoczony sytuacją, do której sam tymi decyzjami doprowadził.
– Wszyscy mamy przed sobą jeszcze bardzo ciężką pracę, ale nie mam wątpliwości, że jako klub dostarczamy trenerowi narzędzia i elementy niezbędne do awansu do europejskich pucharów. Drużyna nie została osłabiona, a podstawowej kadrze jest stabilizacja. Oprócz Pawła Wszołka nikt nie odszedł. Wzmocniliśmy się na dwóch kluczowych pozycjach, a następne wzmocnienia są w drodze.
Zatem: wcale nie potrzeba Jacka Zielińskiego, żeby pokłócić się o transfery (przecież równolegle trwał jeszcze inny konflikt, Michniewicz vs Kucharski). Niemniej to były tylko drobne podszczypywania, bo wszystko się rozlało już po zwolnieniu Michniewicza, kiedy Mioduski na Twitterze odpalał kolejne, mocne strzały:
– Mam diagnozę, co się stało i kto jest odpowiedzialny za wyniki. Mogę powiedzieć, że w 90% odpowiedzialny za to jest sztab, który był w Legii.
– Paweł Wszołek? To trener nie chciał Pawła Wszołka. Gwilia? Trener nie chciał Gwilii. Nie odszedł nikt inny istotny. Vesović? Nie odszedł dlatego, że go nie chcieliśmy. Gdzie jest dzisiaj Vesović, co on dzisiaj robi?
– Doszli do nas zawodnicy, którzy byli albo podstawowymi zawodnikami w silnych drużynach, albo królami strzelców lub blisko w swoich ligach, albo liderami asyst jak Josue, Emreli czy Rose, który grał 3,5 tysiąca minut w Arisie czy Ribeiro, który przez dwa lata grał non stop w Nottingham Forrest. Wszyscy dzisiaj są pod formą. Każdy jeden jest gorszy niż był. Co, oni zapomnieli grać w piłkę? To kto jest winien tego, jak oni dzisiaj wyglądają? Ja? Mamy najszybszego zawodnika w Europie na skrzydle, który nam wygrał mecz ze Spartakiem.
– Muszę powiedzieć, że brakowało zaufania z jednej, jak i drugiej strony i to był duży problem dla klubu, dla mnie, dla wszystkich.
Michniewicz natychmiast zareagował, pisząc: – Słyszę, że komuś się bardzo brzydko “ulało”. Może kiedyś przyjdzie taki czas, że i mi się “uleje”.
A po czasie, w Kanale Sportowym, komentował opinię Mioduskiego o 90% winy: – To było najbardziej przykre. Odchodząc z Legii rozmawiałem z prezesem Mioduskim i dyrektorem sportowym Radkiem Kucharskim. To było dzień po meczu z Piastem (1:4, 24 października). Tamto spotkanie kompletnie nam nie wyszło. Mieliśmy fajne momenty w grze, ale obijaliśmy słupki, a Piast zdobywał bramki. Nic nie zapowiadało, że prezes wypowie się w taki sposób. Nagle był ten pokój na Twitterze, ale prezes się tak wypowiedział. Po ludzku było mi przykro. Wydawało mi się, że rozmawiamy z prezesem na dobrym poziomie. On może mieć swoją ocenę i w jego ocenie tak wszystko może wyglądać, czyli 90 do 10 procent. Jeżeli jednak prezes tak analizuje sytuację, że problemem Legii był tylko trener, to za rok lub dwa wszystko się powtórzy. Refleksja powinna być głębsza.
Nawet Magiera się wkurzył
Jeszcze wcześniej w klubie pracował Sa Pinto, ale ten z kolei kłócił się nawet z dzwonem w kościele, więc nie ma sensu go zbytnio analizować – wiadomo, że nie była to spokojna kadencja, a w zasadzie kadencyjka. Niemniej strzały po zwolnieniu potrafił odpalić również Jacek Magiera, a chodziło między innymi o transfery.
W Stanie Futbolu trener mówił: – Prezes Mioduski w jednym z wywiadów powiedział, że zwolnił mnie, bo nie podobał mu się sposób konstruowania drużyny. A za transfery odpowiedzialny był on. Na mojej liście byli głównie Polacy, na przykład Mariusz Stępiński, Artur Sobiech i Rafał Wolski. To zrzucanie odpowiedzialności.
Było też o wyjeździe do USA: – To był trudny, przejściowy czas. Zmiany na stanowiskach kierowniczych, brak ludzi mogących podejmować decyzje. Zarzucano mi, że drużyna pojechała na obóz na Florydę. Trzy dni wcześniej spotkałem się z jednym z doradców Mioduskiego, który oświadczył mi, że polecimy do USA. Powiedziałem, że nie ma takiej opcji, bo to zły czas i źle wpłynie to na zespół. Usłyszałem, że ważny jest punkt marketingowy.
*
Legia od wielu lat wydaje się być niezdolna do braku konfliktu ze swoim trenerem. Zwolnienia w tej branży to normalność, ale dzieje się to przecież często z klasą, strony sobie dziękują i potem w wywiadach nie trwa jazda bez trzymanki. W Warszawie jest zupełnie inaczej – kłótnie są w trakcie pracy, po pracy, a nawet i przed nią, bo przecież Vuković przed powrotem na ratunek miał swoje do powiedzenia.
Trudno zakładać, że Legia ma niezwykłego pecha i za każdym razem bierze trenerów kłótliwych. Oczywiście – Feio, Sa Pinto czy nawet Michniewicz to duże prawdopodobieństwo dymów (dwaj pierwsi – gwarancja), ale Runjaić, Vuković albo Magiera? No nie.
Zatem problem jest w klubie, konkretnie we władzach. I dopóki one nie wyciągną wniosków, to konflikty wciąż będą się mnożyć, nawet jeśli zespół obejmie zakonnik.
Nie chodzi o to, że wszyscy mają się ze sobą zgadzać, ale przydałoby się ten temat ucywilizować. To pomoże, a nie przeszkodzi w osiąganiu lepszych wyników.
WIĘCEJ O LEGII WARSZAWA:
- Trela: Sukces, czyli wynik ponad stan. Paradoks jesieni Legii Warszawa
- UEFA doi polskie kluby? Płacimy najwyższe kary, Legia wydała fortunę
- Legia Warszawa chce młodego obrońcę [NEWS]
Fot. FotoPyk & Newspix