Reklama

Piorunujący początek i dominacja. Bayern znaczy rozrywka

Antoni Figlewicz

Autor:Antoni Figlewicz

20 grudnia 2024, 22:22 • 4 min czytania 3 komentarze

Panowie, tak nie można, myśmy jeszcze nawet dobrze nie usiedli! Co z wszystkimi, którzy wieczór z Bundesligą zaczynali od herbaty? Macie ich na sumieniu! Ale no już, przyznajemy – to było naprawdę dobre…

Piorunujący początek i dominacja. Bayern znaczy rozrywka

Początek meczu z ery krótkich form wideo albo wręcz kreskówek spod szyldu galaktycznej piłki. Jeśli potrzebowaliście jakiegoś sporego zastrzyku energii, to pierwsze dwie minuty meczu w Monachium powinny zrobić robotę. Takiego spektaklu tuż po rozpoczęciu spotkania nie grają za często, takie cuda zdarzają się tak naprawdę tylko raz od wielkiego dzwonu.

A że dzwon zabił dziś akurat na Allianz Arenie…

Jedni i drudzy, i mocne uderzenie

Czasem do pełni szczęścia wystarczy jedno podanie wzdłuż bramki. To skuteczne, ale i bardzo dobrze znane zagranie wykorzystali dziś zarówno piłkarze Bayernu, jak i ich rywale z Lipska. Strzelanie zaczęli Die Roten – gospodarze wykorzystali koszmarny błąd w wyprowadzeniu piłki i szybkimi podaniami rozmontowali zaskoczoną obronę gości. Efekt? Michael Olise wyłożył piłkę Jamalowi Musiale, a ten z bliskiej odległości wpakował ją do siatki. Wszystko działo się tak szybko, że trudno nawet było zarejestrować, kiedy w ogóle zaczęła się ta zabójcza akcja Bawarczyków.

Ledwie jednak zdążyliśmy obejrzeć sobie parę powtórek, a już musieliśmy skupiać się na kolejnej szybkiej akcji. Goście odpowiedzieli dynamiczną kontrą, w której piłkę w pole karne posłał celnym podaniem Lois Openda. Benjaminowi Sesko do gola czasem wystarczy naprawdę niewiele, a tu napastnik Lipska dostał aż nadto. Przed upływem dwóch minut mieliśmy więc już 1:1 i apetyty na więcej.

Reklama

Pozwolili nam marzyć o jakimś szalonym wieczorze z Bundesligą.

Bayern na miarę lidera Bundesligi

Zdarza się, że jacyś futbolowi złoczyńcy najpierw podpuszczają i robią nadzieje, a potem strzelają nam z otwartej dłoni w facjatę i jeszcze się śmieją. Nie Bayern, na pewno nie dziś. Zaczęli od gry na wysokich tonach i później postanowili trzymać poziom. Bawarczycy całkiem sprawnie odzyskali swoje szybko utracone prowadzenie.

I znów wykorzystali dogranie wzdłuż bramki.

W roli asystenta kolejny raz wystąpił Olise, który miękkim dośrodkowaniem obsłużył Konrada Laimera. Pomocnik nie był pilnowany, więc też nie za bardzo musiał się męczyć z oddaniem strzału. Machnął nogą jak od niechcenia, a piłka po prostu wpadła do siatki. Ładna akcja, ładny gol. Wszystko mogło się tu podobać, no może poza obroną gości z Lipska.

Ta została wystawiona na próbę jeszcze kilka razy i nie była w stanie wytrzymać naporu rywali. Przed przerwą trzeciego gola dla gospodarzy wypracował Kimmich, który miał pod polem karnym tyle miejsca, że spokojnie mógłby tam urządzić tradycyjne polskie wesele.

Piłkarze spod znaku czerwonych byków nie mieli natomiast nawet cienia pomysłu na uszczelnienie swoich szyków defensywnych. Bayern robił to, co chciał.

Reklama

Tęgie manto. Wielki Bayern i goście bez szans

Dominacja piłkarzy Vincenta Kompany’ego była dziś bezdyskusyjna. Tak naprawdę odpuścili dziś oni tylko na ten jeden moment, kiedy drogę do ich bramki znalazł Sesko. Później już tylko tłamsili ekipę z Lipska i nie pozwolili jej na nic. W drugiej połowie spuścili nawet trochę z tonu i nie przemęczali się zbytnio w starciu z przeciwnikiem, który nie był dziś wystarczającym wyzwaniem dla lidera Bundesligi. Czwartego gola strzelili jakby od niechcenia i tylko po to, żeby dać kibicom na Allianz Arenie jeszcze jeden powód do radości. Piątego w sumie też.

Podsumujmy to krótko – Bawarczycy rozgromili dziś gości. Marco Rose stał bezradny przy linii i na pewno chciał pomóc swoim podopiecznym, ale mógł dziś zrobić tyle samo, co jego piłkarze.

Nic.

Bayern zagrał jak przyszły mistrz Niemiec i postanowił zatrzeć złe wrażenie z ubiegłego tygodnia. Przyznać należy, że naprawdę się udało. Po zaskakującej porażce w Moguncji nie ma nawet śladu.

Bayern Monachium – RB Lipsk 5:1 (3:1)

  • 1:0 – Musiala 1′
  • 1:1 – Sesko 2′
  • 2:1 – Laimer 25′
  • 3:1 – Kimmich 36′
  • 4:1 – Sane 75′
  • 5:1 – Davies 78′

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Wygrana z kontrowersją w tle. Iga Świątek w półfinale Australian Open!

Szymon Szczepanik
6
Wygrana z kontrowersją w tle. Iga Świątek w półfinale Australian Open!

Niemcy

Polecane

Wygrana z kontrowersją w tle. Iga Świątek w półfinale Australian Open!

Szymon Szczepanik
6
Wygrana z kontrowersją w tle. Iga Świątek w półfinale Australian Open!

Komentarze

3 komentarze

Loading...