Bardzo, bardzo dziwny mecz za Legią. Z jednej strony przegrany, z drugiej jest TOP8 w Lidze Konferencji. Dalej: widać było, że brakuje jej kluczowych zawodników, ale warunki tej porażki też były dość niecodzienne. Czyli jeśli ktoś by zapytał, czy być zadowolonym, czy być niezadowolonym, to trudno mu sensownie odpowiedzieć.
Bo co do meczu – kibice gospodarzy zaprezentowali oprawę, która kosztowała pierwszą połowę kilkanaście minut doliczonego czasu (a Legię może karę, mimo że to nie jej oprawa, ale UEFA to UEFA, śmiejąc się przez łzy). Po tym pokazie nijakości artystycznej spotkanie zostało wznowione, natomiast widoczność wciąż była licha – przynajmniej dla widzów, pewnie z boiska było lepiej. Ale! Gdy ta bramka Guala nie została uznana…
… to czy VAR zareagował prawidłowo? Czy wszystko zostało sprawdzone jak należy? Zrobiono to niezwykle pośpiesznie, jakby sytuacja była oczywista bez żadnych wątpliwości, zajęło to arbitrom co najwyżej kilkanaście sekund. Normalnie byśmy im zaufali, ale skoro Danielson za faul na Chodynie, który wychodził na czystą pozycję, dostał tylko żółtą kartkę, to specjalnie im nie ufamy. Pewnie, z boku była asekuracja, ale co to za asekuracja, skoro Chodyna nigdzie dalej nie musiał biec, mógł od razu strzelać, mając przed sobą jedynie bramkarza?
Zatem należy mieć wątpliwości, zastanawiać się, czy nie mieliśmy tu do czynienia ze zbyt dużym cyrkiem, ale niech to nie będzie też jedynym usprawiedliwieniem dla Legii. Wszyscy przecież widzieliśmy skład – Celhaka i Goncalves, mina na minie.
No i pierwszy gol ze środka.
Drugi gol ze środka.
Brakowało asekuracji, doskoku, bloku czy chociaż wybloku. Tym zajmują się przytomni środkowi pomocnicy, ale tych Legia w tym spotkaniu po prostu nie miała, gdyż przez swoje braki w kadrze była skazana na tych dwóch ananasów. A była skazana, bo Jacek Zieliński wcześniej nie wykonał swojej roboty odpowiednio i można gadać o UEFA, widoczności, arbitrze i innych sprawach, ale na końcu warto też spojrzeć na siebie.
No i Feio musiał do Szwecji zabrać – po części – hobby zawodników.
Fajnie, że Legia potem doskoczyła do rywala, ale cóż – zaraz dostała kolejnego gonga. Ten rywal na pewno był do walnięcia, natomiast pomijając już sprawy pozasportowe, trzeba było tam najzwyczajniej przywieźć lepszych piłkarzy.
I tyle. Warto nad tym popracować zimą, panie Jacku.
DJURGARDEN – LEGIA WARSZAWA 3:1 (2:0)
- 1:0 – Nguen 24′
- 2:0 – Hummet 45+4′
- 2:1 – Wszołek 56′
- 3:1 – Aslund 76′
WIĘCEJ O PIŁCE NA WESZŁO:
- Czy UEFA doi polskie kluby?
- Churlinov – człowiek, który dostał drugie życie
- Ukraińcy mogą przejąć polski klub
Fot. FotoPyk