Czy Roma spadnie z ligi? To najważniejsze pytanie, które mogą sobie stawiać osoby obserwujące włoską Serie A. Niby brzmi to kuriozalnie, ale zobaczymy jednak, jak ten zespół poradzi sobie, mając nóż na gardle. Dziś mimo że przez długie fragmenty ich gra wyglądała obiecująco, zostali skarceni w najbardziej bolesny sposób. Przyczynił się do tego buńczuczny Nicolo Zaniolo, który w Rzymie przeszedł drogę od bohatera do zera. 25-latek sprawił, że przypomnieliśmy sobie rok 2017 i występ Kaspra Hamalainena, który dał Legii Warszawa zwycięstwo z Lechem Poznań.
Pozornie piękniejsza twarz
Przez większość czasu to Roma była drużyną, którą należało tutaj chwalić. W końcu to oni przed pierwszym gwizdkiem byli 13. drużyną w tabeli, a ich rywal wiceliderem. W ostatnich tygodniach mówi się, że Atalanta osiągnęła historyczną formę. Podopieczni Gian Piero Gasperiniego wygrali dziesięć z ostatnich 11 meczów, a w pięciu poprzednich spotkaniach średnio zdobywali 3,2 bramki na mecz. Do świetnie wyglądającego ataku zdołali dołożyć szczelną obronę, co okazało się zabójcze nawet dla Napoli – obecnego lidera, którego rozbili 3:0. Wydawało się, że tutaj nie będzie czego zbierać.
Giallorossi potwierdzili jednak, że po przyjściu 73-letniego Ranieriego widać w tym zespole dobre symptomy. Wielu miało obawy o to, czy wracający z emerytury szkoleniowiec znajdzie w sobie odpowiednie pokłady energii. Widać, że robiąc to, co się kocha, można stawić czoło nawet matce naturze. Roma od początku zaczęła rozgrywać mecz na swoich warunkach. Rzymianie wygrali rywalizację w środku pola, Leonardo Paredes wreszcie wyglądał jak na początku kadencji Daniele De Rossiego. Gospodarze zdołali kilkukrotnie zagrozić faworytom, a Atalanta nie miała żadnego pomysłu na sforsowanie muru, który postawili.
W rolę szefa obrony wcielił się Mats Hummels, na którego po transferze do Romy spadło wszystkich dziesięć plag egipskich. W końcu jednak zobaczyliśmy go w wydaniu, które widzieliśmy w minionej edycji Ligi Mistrzów. Być może Ranieri sprawi, że Niemiec nie potraktuje swojej wizyty we Włoszech wyłącznie jako okazji do życia w uroczym kraju.
Los pokazał jednak, że Niemiec stał się w tym meczu bohaterem romantycznym, czyli starającym się, aczkolwiek finalnie cierpiącym po przepięknej walce. Do momentu jego pognębienia można podopiecznych Ranierego chwalić. Śmiało powinno się też stwierdzić, że w końcu czuć, jakby się oglądało Romę, a nie jej tanią podróbkę wyprodukowaną przez Ivana Juricia.
La dedica della Roma a Edoardo Bove nel riscaldamento prima della sfida contro l’Atalanta ❤️ pic.twitter.com/3I1WKqMlMF
— Cronache di spogliatoio (@CronacheTweet) December 2, 2024
Król jest nagi
Dziś nie do końca należy oddawać cesarzowi, co cesarskie. W końcu to przegrani pochodzą z miasta Cezara… Nie będzie jednak żadnym odkryciem, że Atalanta grała dobrze, skoro odniosła zwycięstwo w ósmym meczu z rzędu. Skupmy się więc na mankamentach Romy. Pierwszym wydaje się nieskuteczność Artema Dowbyka. Ukraiński napastnik dwukrotnie znalazł się w rewelacyjnej sytuacji bramkowej. Widząc jego zachowanie w polu karnym aż trudno uwierzyć, że ten zawodnik w zeszłym sezonie La Liga zdobył 24 bramki i sięgnął po Trofeo Pichichi. Mając takiego napastnika, trudno myśleć o zwycięstwach. Lukaku w obecnej formie zdobyłby tutaj dwie bramki.
Drugą największą bolączką wydaje się przygotowane fizyczne. O ile Roma w pierwszej połowie konsekwentnie realizowała swój plan, o tyle po przerwie uwidoczniły się jej braki kondycyjne. Dodajmy do tego fatalną dyspozycję Zekiego Celika oraz Paulo Dybali, który poza dwoma niezłymi podaniami nie potrafił zespołowi dać tego, do czego przyzwyczaił w poprzednich latach. Dziś znacznie lepiej wychodził mu trashtalking z Martenem De Roonem, który następnie odpłacił się golem. To i tak była tylko niewinna igraszka przy późniejszej szpilce, którą Atalanta wbiła Giallorossim…
Z kronikarskiego obowiązku warto również odnotować, że w 82. minucie wszedł na boisko Nicola Zalewski i nie zrobił nic, aby odwrócić losy meczu i przekonać do siebie nowego trenera.
Widać niewielkie pozytywy po przyjściu Ranierego, fakt jest jednak taki, że Roma w trzecim meczu po jego powrocie zdobyła tylko jeden punkt. Nikt za wrażenia artystyczne punktów nie daje. Dziś Giallorossi plasują się na 15. miejscu w tabeli i mają zaledwie dwa punkty przewagi nad strefą spadkową. Quo vadis Romo?!
Śladami Hamalainena
Kiedy Nicolo Zaniolo wymuszał na Romie transfer, kibice go znienawidzili. W Rzymie droga od bohatera noszonego na rękach, do kogoś, kogo nazywa się kawałkiem gówna, jest niezwykle krótka. Niegdyś Włoch czarował na Stadio Olimpico, a jego bramka zapewniła wygraną w finale Ligi Konferencji Europy nad podopiecznymi samego Arne Slota.
Widząc dziś jego buńczuczne zachowanie, kibice błyskawicznie okazali mu nienawiść zapisaną również na okolicznościowych transparentach.
Dziś nikt za bardzo nie wiedział jak 25-latek zachowa się w swoim powrocie na Stadio Olimpico. To jeden z najbardziej gorących stadionów we Włoszech, tutejsza atmosfera potrafi onieśmielić wielu. Warto również podkreślić, że kibice Romy i Atalanty za sobą nie przepadają. Zaniolo niejednokrotnie pokazywał jednak, że nigdy nie związał się w zażyły sposób z pokorą, co udowodnił podczas rywalizacji z Romą. Najpierw hucznie świętował bramkę De Roona na 1:0, którą potraktował jako osobisty triumf. Kiedy w 89. minucie ustalił wynik spotkania na 2:0, zdjął koszulkę i celebrował trafienie jakby wygrał scudetto. Rzym nigdy mu tego nie wybaczy. Dziś zawodnik Atalanty będzie musiał być uważnie eskortowany, ponieważ emocje będą długo buzować wśród krewkich fanów.
Ile razy w piłce wiedzieliśmy podobny przykład? Karcenie swojego byłego zespołu przez piłkarza, który ma coś do udowodnienia to coś, co jest tak samo pewne jak śmierć, podatki i zwycięstwa polskich drużyn w Lidze Konferencji. Dziś przypomniała się historia Kaspera Hamalainena z 2017 roku, kiedy po powrocie na Bułgarską zdobył on dwie bramki, które podlały ówczesny pożar benzyną. Takie historie, jak ta dzisiejsza z udziałem Zaniolo, sprawiają, że piłka to sport pełen gorącego temperamentu.
— Atalanta B.C. (@Atalanta_BC) December 2, 2024
Sport, który kochają masy.
A Atalanta kolejny raz udowadnia, że po zdobyciu upragnionego trofeum złapała sporo pewności siebie i może powalczyć o tytuł mistrzowski. Na ich merytoryczne pochwały przyjdzie czas, dziś oddaliśmy się emocjom.
Roma – Atalanta 0:2 (0:0)
- 0:1 – De Roon 69′
- 0:2 – Zaniolo 89′
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Motor to znak jakości, choć dziś nie było strzelaniny
- Strejlau o Brychczym: Człowiek o niezwykłej strukturze i wrażliwości
- Dramat Edoardo Bove. Fiorentina znów naznaczona cierpieniem