Już było dobrze, już było dobrze… A potem piłkarze Feyenoordu w kilkanaście minut ośmieszyli wesołą załogę w błękitnych przebraniach z Josko Gvardiolem na czele. Tym samym miesięcznicę ostatniego zwycięstwa uczcili w Manchesterze podziałem punktów.
Pep Guardiola doczekał czasów, w których trener wicemistrza Holandii deklarował przed meczem, że nie jedzie do Manchesteru po remis. I nikt nie brał tego za objawy megalomani. Bo skoro mistrzów Anglii potrafiły pokonać ekipy z Brighton czy Bournemouth, to dlaczego miałoby się nie udać Feyenoordowi? Nom ale nie udała się ta sztuka. Brian Priske musi zadowolić się podziałem punktów.
Na początku gościom z Rotterdamu trudno było cokolwiek skonstruować w ofensywie. Holendrzy w komplecie okopali się na własnej połowie i wyglądało na to, że właśnie w ten sposób zamierzają spędzić 90 minut.
To okopanie się długo przynosiło oczekiwany efekt. Gospodarze nie potrafili sforsować szczelnej defensywy. Już przy drugiej linii zaczynały się schody. Blisko było dwa razy: przy strzałach Erlinga Haalanda (gdy gości uratowała współpraca słupka i Timona Wellenreuthera) i Phila Fodena (tu bramkarz Feyenoordu nie potrzebował już żadnej pomocy przy interwencji).
Żeby gospodarze zdobyli bramkę, potrzeba było rzutu karnego. Na kilkadziesiąt sekund przed końcem pierwszej połowy do piłki podszedł Haaland (wcześniej sfaulowany przez Quintena Timbera) i w dniu, w którym Robert Lewandowski wszedł do klubu 100, Norweg strzelił swojego 45. gola w 44. meczu w Lidze Mistrzów. Zrobił to jako najmłodszy zawodnik w historii (przebił Leo Messiego).
Tuż po przerwie wydawało się, że jest pozamiatane. Najpierw podwyższył Ilkay Gundogan, a chwilę później kolejne trafienie dołożył Haaland. Była 53. minuta i 3:0.
Realizator pokazał Guardiolę, który uśmiechnął się szeroko i wysoko uniósł obie ręce. Hiszpan wyraźnie odetchnął. Wyluzował do tego stopnia, że na ostatnie dwadzieścia kilka minut wpuścił na murawę między innymi powracającego do pełni sił Kevina De Bruyne.
Dziennikarze na Etihad Stadium domykali relacje, kibice śpiewali radośnie, a sędzia odliczał minuty do końcowego gwizdka.
A potem Pep się wściekł. Bo jego piłkarze stracili gola. Znów w katastrofalnym stylu. Asystę mógł sobie przypisać Josko Gvardiol, który dopiero co „błyszczał” w starciu z Tottenhamem. Te same ręce, które kilkanaście minut wcześniej spontanicznie wystrzeliły w górę, teraz objęły łysą głowę. Guardiola wyglądał jak Robert Więckiewicz w jacuzzi, jakby przeczuwał, co za chwilę może się wydarzyć.
No i wydarzyło się. Siedem minut później goście zdobyli bramkę kontaktową, a za kolejne siedem minut wyrównali. Napisalibyśmy: „NIEWIARYGODNE!”, ale to przecież Manchester City edycja jesień 2024, więc już nic nas nie zdziwi.
Faktem jest natomiast, że fatalna seria porażek Obywateli stanęła na pięciu. Od teraz liczymy mecze bez zwycięstwa. A już w niedzielę mecz o być albo nie być w Premier League, czyli wyjazd na Anfield.
Oj, wiele dalibyśmy za ukrytą kamerę w szatni.
Manchester City – Feyenoord Rotterdam 3:3 (1:0)
- 1:0 – Haaland 44’ (z rzutu karnego)
- 2:0 – Gundogan 50’
- 3:0 – Haaland 53’
- 3:1 – Hadj Moussa 75’
- 3:2 – Gimenez 82’
- 3:3 – Hancko 89’
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Lewy dołączył do gigantów futbolu. Lista wszystkich goli Polaka w Lidze Mistrzów
- Sto goli Lewego w Lidze Mistrzów – jak, gdzie i kiedy?
- Czy to początek końca wielkiego Manchesteru City Pepa Guardioli?
- Błędy się mnożą, a sędziowie dalej milczą
- Nie do końca złote lata GKS-u Katowice – wspomnienie Jana Furtoka
- A ty nie pijesz piwa? No to o co ci chodzi?! – archiwalny wywiad z Janem Furtokiem
Fot. Newspix