Nasi młodsi czytelnicy mogą nie pamiętać tych czasów. Brzmi to jak poprzednia epoka, jak okres PRL-u. Ale zdarzyło się. Autentycznie taka historia miała miejsce. Zbliżało się Euro 2012, szykowaliśmy się do najważniejszego turnieju w historii polskiej piłki. Pozostawało do podjęcia kilka trudnych decyzji. Wtedy Franciszek Smuda zdecydował. Kamil Glik zostaje w rodzinnym Jastrzębiu. Na turniej jedzie Marcin Kamiński. Minęły trzy lata z hakiem, pierwszy ma pozycję czołowego stopera Serie A, natomiast drugi jest od jakiegoś czasu byłym piłkarzem Lecha. Przebywa na kontrakcie zawodniczym, jednak usług – nazwijmy to – piłkarskich nie świadczy już od dawna.
W tej kolejce Cracovia wybiła wznowienie kariery z głowy jednak nie tylko Kamińskiemu, ale też Kadarowi i Gostomskiemu. Konkurencja oczywiście nie śpi, ale wydać parę stów euro na takiego ananasa, podczas gdy Wisła z tej ligi wyjęła za darmo Guzmicsa… No, to naprawdę zasługuje na uwagę, szczególnie budując rankingi niegospodarności. A przy tym niemal jednogłośnie zrezygnować z Nikolicia – cała polityka Lecha. Miał rację Piotr Rutkowski mówiąc, że Nemanja nie pasuje do „Kolejorza”. Taka prawda – Węgier wylądował w kozakach już po raz piąty, czyli jest pod tym względem lepszy nawet od fantastycznego Mraza. To już prawdziwa sztuka.
Ostatnie tygodnie to też seria przebudzeń kandydatów na wiodące postaci ligi. W końcu chyba na dobre odbił się Mak, wrócił – jak napisaliśmy w relacji – stary dobry Akahoshi, a Kuświk z Jagiellonią zagrał chyba nawet lepiej niż w swoich najlepszych czasach z Ruchu. Z „Jagi” wyróżniamy też Filipa Modelskiego, który po bardzo równym, solidnym początku sezonu kompletnie się wykoleił. Tradycyjną wywrotkę – skoro już jesteśmy przy obrońcach – zaliczył też Mateusz Cichocki, który miał zostać według prezesa Leśnodorskiego najlepszym stoperem w historii Legii, a pracuje na miano najgorszego stopera w historii Ruchu. Przyznacie – niezły rozstrzał.
Na koniec odnotujmy też, że poznańska klątwa dotknęła również Mateusza Możdżenia. I nawet nam go szkoda, bo to inteligentny i sympatyczny chłopak, ale od kilkudziesięciu miesięcy nie daje ani pół argumentu, by traktować go jako piłkarza ekstraklasowego. Z Lecha i Lechii można wylecieć i spaść na cztery łapy. Z Podbeskidzia już niekoniecznie. A do kozaków – tytułem ciekawostki – braliśmy też pod uwagę Fojuta, Vacka, Borysiuka, Sobolewskiego i Rakelsa, którzy rozegrali w weekend wyborne partie. Wszystkich jednak nie pomieścimy, a konkurencja była naprawdę spora.
Fot. FotoPyK