Reklama

A taki był ładny, amerykański… Nuri Sahin i jego problemy w BVB

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

30 października 2024, 14:11 • 8 min czytania 8 komentarzy

Odpadła z Pucharu Niemiec, w Bundeslidze znajduje się dopiero na siódmym miejscu z siedmioma punktami straty do lidera z Monachium, a w Lidze Mistrzów zebrała lanie od Realu Madryt, mimo dwubramkowego prowadzenia. Borussia Dortmund Nuriego Sahina z tygodnia na tydzień zawodzi coraz bardziej i w Zagłębiu Ruhry głośno dyskutuje się na temat przyszłości szkoleniowca. Czy pomnik nowoczesnego trenera, który doprowadził BVB do tytułów, runie tak szybko, jak został wzniesiony?

A taki był ładny, amerykański… Nuri Sahin i jego problemy w BVB

W polityce popularnym i często stosowanym pojęciem na błyskotliwie i błyskawicznie prowadzone kariery jest “delfin”. Tak nazwano m.in. Mateusza Morawieckiego (powstała o tym książka właśnie o takim tytule), który z nikomu nieznanego podrzędnego polityka, doszedł do stanowiska premiera. Swobodnie można je również stosować w innych dziedzinach życia, bo przykłady osób, które w krótkim czasie przeszły potocznie mówiąc drogę od pucybuta do milionera, przyciągają uwagę i blask fleszy. Również w sporcie spotkamy delfiny i to niekoniecznie na basenie olimpijskim.

Poszukiwania drugiego Kloppa

Taką karierę w Dortmundzie zrobił bowiem Nuri Sahin. Zapewne każdy pamięta jego świetną karierę, ale tę zawodniczą. Występował nie tylko w Borussii, ale również Realu Madryt czy Liverpoolu. Jako szkoleniowiec pierwsze kroki zaczął stawiać dopiero trzy lata temu w Turcji jako grający trener, a już latem objął zespół finalisty Ligi Mistrzów, choć jeszcze na początku roku był tylko asystentem. W Dortmundzie uwierzono bowiem w jego nowoczesne metody treningu, dobre relacje z zawodnikami i pomysł na grę.

Sahin był bowiem taki ładny, amerykański – jak rzekł Pawlak w filmie “Sami swoi”. Uosabiał wszystkie cechy nowoczesnego szkoleniowca, a do tego miał gen BVB. Tym przekonał jego władze, które zwolniły Edina Terzicia. Odrzuciły również zaloty innych trenerów, m.in. Roberto De Zerbiego, o którego zabiegało wiele klubów, którego na swojego następcę w Manchesterze City namaścił Pep Guardiola i który ostatecznie przeniósł się z Brighton do Marsylii. Włoch nie miał bowiem tego, czego włodarze z Dortmundu od blisko dekady bezskutecznie poszukują, czyli genu Jürgena Kloppa.

A Sahin – wypisz, wymaluj – był jak Klopp. To przecież u niego stał się jednym z najlepszych pomocników na świecie. Bardzo dobrze zna jego metody treningowe. Potrafi sobie zjednać zawodników. Stawia na ofensywny futbol. Otoczył się wianuszkiem asystentów, w tym Łukaszem Piszczkiem, którzy również pamiętają czasy prosperity BVB. Zaliczył również podobny start kariery szkoleniowej, będąc grającym trenerem w Antalyasporze, podobnie jak Klopp w Mainz.

Reklama

Od dekady szuka się w Dortmundzie drugiego Kloppa. Wygląda to na zadanie tak proste, jak odnalezienie świętego Graala. Sahinowi na razie bardzo daleko do byłego trenera.

Tyle że Sahin Kloppem nie jest i raczej nie będzie.

W dwa lata od grającego trenera w Turcji po przejęcie finalisty LM

Klopp bowiem w Mainz spędził siedem lat. Z przeciętną drużyną z Moguncji zrobił awans do Bundesligi i potrafił utrzymać ją w elicie przez trzy sezony. Potem objął Borussię, z którą pierwszy sukces osiągnął po trzech latach. U Sahina stało się to natomiast dużo szybciej. Dwa lata w Antalyi to najpierw zajęcie siódmego miejsca, a później regres na trzynaste. Turek rzucał pracę w poprzednim sezonie, gdy zespół Skorpionów plasował się na szóstej lokacie, a ostatecznie finiszował na dziesiątej.

Przez pół roku jako asystent miał być prawą rękę Terzicia, a ostatecznie wysadził go z siodła, stając – zdaniem niemieckich mediów – po stronie zawodników w konflikcie, którymi głównymi postaciami byli ówczesny trener i Hummels. Sahin zdobył tym samym posłuch szatni, osłabił rolę swojego przełożonego, którego kilka dni po finale Ligi Mistrzów zastąpił.

W czerwcu 2022 roku Turek figurował jeszcze jako piłkarz Antalyasporu, choć był już jego trenerem i ani razu nie wpuścił się na boisko. A już w czerwcu 2024 roku objął stanowisko trenera finalisty Ligi Mistrzów. Tak właśnie można opisać błyskotliwą karierę delfina. Taka łatka to nie tylko komplement, ale również wielkie oczekiwania, z którymi jak dotąd Sahin sobie nie radzi.

Problemów w obronie ciąg dalszy

Problemy zaczęły się jeszcze latem. Ponownie dała znać o sobie wadliwa defensywa. Borussia poniosła porażkę w sparingu z tajskim Pathum United i zachowała tylko jedne czyste konto w przedsezonowych meczach. Nie udało się to również w Pucharze Niemiec przeciwko występującemu na co dzień na czwartym poziomie rozgrywkowym Phönix Lubeka. Do tego latem z zespołu odeszło sześciu defensorów, z czego dwóch z podstawowego składu. Przyszło natomiast dwóch: Waldemar Anton i Yan Couto. A mimo to Sahin wymyślił sobie grę trójką środkowych obrońców, mając ich w składzie dokładnie trzech: Antona, Schlotterbecka i Süle.

Reklama

Na efekty tych decyzji nie trzeba było długo czekać. W 13 meczach za kadencji Turka BVB straciło 22 gole. W ostatnim meczu pucharowym z Wolfsburgiem w linii defensywnej od pierwszej minuty musieli wystąpić dwaj środkowi pomocnicy: Emre Can na środku i Pascal Gross na prawej. O alternatywach wśród rezerwowych nawet nie będziemy pisać, bo możliwe, że już więcej nie zasiądą na ławce klubu z Bundesligi.

Nie jest to jedynie wina Sahina, że w tak naiwny sposób skonstruowano skład Borussii. Niemniej jednak sposób gry, to już zdecydowanie autorski pomysł Turka. A wygląda on tak, jakby czerpał inspiracje od swoich poprzedników, i to nie tych, którzy na stanowisku potrafili zdobywać średnio dwa i więcej punktów na mecz. BVB 36-latka przypomina bowiem zespół Petera Bosza. Nastawiony na ultraofensywę, umiejący długo utrzymywać się przy piłce, ale również łatwy do rozszyfrowania.

Miał być Klopp, rośnie Bosz

Siedem lat temu Holender zanotował fantastyczne wejście do Dortmundu. Do końca września pozostawał niepokonany w Bundeslidze. Strzelił 32 gole w 13 meczach – ekipa Sahina ma dotychczas o jedno trafienie mniej po takiej samej liczbie gier. Ale potem wszystko siadło. Od października do grudnia, kiedy go zwolniono, Borussia wygrała tylko jeden mecz – pucharowy z Magdeburgiem. Rywale odczytali bowiem, jak ominąć wysoko grającą defensywę. Jak bronić się przed schematycznymi atakami pozycyjnymi dortmundczyków. I trzeba przyznać, że nie była to enigma, a dość proste środki, których zastosowanie nie przerastało ani Hannoveru, ani APOEL Nikozja.

Pierwsze symptomy podobnej gry widzimy w zespole Sahina. Bo o ile piłkarze BVB byli w stanie odpowiedzieć czterema trafieniami na dwie bramki Heidenheim czy Bochum, tak w rywalizacji z nieco lepiej zorganizowanymi drużynami w obronie skończyło się stratami punktów. To przełożyło się na cztery porażki w ostatnich pięciu meczach.

W ostatnich dniach nie da się patrzeć na grę Borussii Dortmund.

Nikogo nie cieszy bowiem 80-procentowe posiadanie piłki, jeśli ze starcia w delegacji do Augsburga wraca się bez punktów. A łącznie we wszystkich wyjazdowych meczach w Bundeslidze zdobyło się punkt i jest się trzecią najgorszą drużyną.

Rosnąca frustracja

Osiemdziesiąt procent posiadania piłki niekoniecznie oznacza więcej szans. Po prostu nie wchodziliśmy w strefę zagrożenia wystarczająco często. Nasz skład nie jest pozbawiony doświadczenia i mam nadzieję, że wszyscy, zawodnicy i trenerzy, stawią czoła obecnej sytuacji i wspólnie ją przezwyciężą – powiedział na konferencji po przegranym 1:2 meczu z Augsburgiem Sahin.

Pożar w Borussii robi się coraz większy i frustrację powoli widać wśród zawodników. Po odpadnięciu z Pucharu Niemiec w furię na ławce rezerwowych wpadł Gregory Kobel, który ze złości kopał i uderzał wszystko, co napotkał na swojej drodze. Szwajcar jest bowiem jednym z nielicznych zawodników w Dortmundzie, który sportową złość potrafi pokazać na boisku, wznosząc się na wyżyny swoich umiejętności, a nie jedynie kłapać o niej dziobem niczym Emre Can, który w poprzednim sezonie był na wylocie z klubu, a teraz pełni funkcję kapitana.

Coraz bardziej donośne pojawiają się zatem głosy o możliwym zwolnieniu Sahina. Na razie w Dortmundzie działacze zachowują spokój, mówiąc, że Klopp na początku również potrzebował sporo czasu, zanim jego drużyna zaczęła odpowiednio funkcjonować. Były menedżer Liverpoolu w 2008 roku poruszał się jednak w zdecydowanie innych realiach. Premii za osiągnięcia w Pucharze Niemiec, Bundeslidze i Champions League nie wpisywano tak skrupulatnie do budżetu. Dziś odpadnięcie na wczesnym etapie z DFB Pokal sprawia, że w klubowej kasie będzie brakowało na coś pieniędzy. Jeszcze większa dziura zrobi się, jeśli podobnie stanie się w Lidze Mistrzów, nie mówiąc już o braku kwalifikacji do najbardziej elitarnych europejskich rozgrywek w Bundeslidze.

Kto ma zarządzać kryzysem?

Borussia jest już za dużym klubem, by mogła sobie pozwolić na dwa przejściowe sezony budowania zespołu i brak gry w europejskich pucharach. Z tego powodu w Dortmundzie nie bardzo wiedzą, jak zarządzać obecnym kryzysem. Ręce umywa bowiem Hans-Joachim Watzke, który stwierdził, że będzie jedynie obserwatorem i nie zamierza się opowiadać po żadnej ze stron przy potencjalnym zwolnieniu Sahina. Chce spokojnie pracować do końca swojej kadencji, która kończy się w grudniu 2025 roku.

Największa odpowiedzialność powinna zatem spaść na dyrektora zarządzającego Larsa Rickena. To dla niego zupełna nowość, bo ten urząd piastuje dopiero od kilku miesięcy, dlatego nie chce wykonywać żadnych pochopnych ruchów. Wciąż w klubie są jeszcze Sebastian Kehl, Sven Mislintat i Matthias Sammer, którzy powinni służyć Rickenowi dobrą radą, ale znalezienie wspólnego języka między całą czwórką może być bardzo trudne, o czym świadczą sprzeczki z pierwszego półrocza 2024 roku.

Jak się okazuje, równie duży chaos jak na boisku panuje w gabinetach BVB, dlatego Sahin nie może spać spokojnie, mimo zapewnień o bezpiecznej posadzie. Kolejne tracone gole, które w prostej linii przełożą się na porażki, będą przybliżały go do zwolnienia. I nikogo nie będzie obchodziło, że po dwóch kolejkach Borussia była liderem fazy ligowej Champions League, jeśli po czterech czy pięciu wypadnie ze strefy premiowanej awansem do fazy pucharowej. W końcu w październiku 2017 roku nikt nie wyobrażał sobie, że za dwa miesiące pracę w Dortmundzie straci Peter Bosz. Tak się jednak stało i dziś już nikt nie płacze po Holendrze.

Podobnie będzie z Sahinem, jeśli nie zaprowadzi porządku, a nie jedynie zmarnuje ogromny potencjał, który drzemie w zespole z Dortmundu. Być może ten delfin wcale nie potrafi pływać w morzu pełnym rekinów.

WIĘCEJ O NIEMIECKIM FUTBOLU:

Fot. Newspix

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Komentarze

8 komentarzy

Loading...