Reklama

Słomiany zapał Wisły Kraków. Klub ładnych słówek i pustych zapowiedzi

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

23 września 2024, 14:29 • 6 min czytania 33 komentarzy

Ledwie dziesięć dni temu Jarosław Królewski tłumaczył, że „nowy sztab i zawodnicy potrzebują więcej czasu, by generować odpowiednią jakość”, apelując o to samo — chociaż raz dajcie im czas! — na trybunach stadionu przy Reymonta. Wisła Kraków od tamtej pory zdążyła zagrać tylko raz, ale to wystarczyło, żeby czas dla nowego sztabu się skończył. Kazimierz Moskal, wraz ze współpracownikami, wyleciał z klubu. Coraz ciężej połapać się w wiślackim uniwersum.

Słomiany zapał Wisły Kraków. Klub ładnych słówek i pustych zapowiedzi

Pozbycie się sztabu szkoleniowego, który wpakował się z zespołem do strefy spadkowej, nie wygląda na kaprysik czy fanaberię. Zwłaszcza gdy zespół zwie się Wisła Kraków, co niesie za sobą fundusze i wydatki dające nadzieję na kręcenie się po przeciwnym biegunie ligowej tabeli. Narrację do wydarzenia trzeba jednak pisać z uwzględnieniem tła. W tym przypadku wygląda ono jak część Pinturas negras Francisco Goi.

Kazimierz Moskal przejął pogorzelisko po hiszpańskim projekcie. Z klubem żegnał się dyrektor sportowy, który trzymał go w kupie, odpowiadający ówczesnej polityce trener oraz tłum piłkarzy. Zespół, który dopiero co zaserwował nam rekonstrukcję lotu Ikara, wygrywając Puchar Polski tylko po to, żeby zmarnować kolejną szansę na powrót do Ekstraklasy, zmieniał się w sposób dynamiczny i niezbyt skoordynowany.

Wisła nie była przygotowana na europejskie puchary, lecz rzutowało to na każdy aspekt życia klubu. Moskal długo zawodził, że mając świadomość zaburzonego cyklu przygotowań, otrzymał kadrę niekompletną, budowaną na bieżąco, gdy trzeba było już pędzić z miejsca na miejsce, majstrować z terminarzem i mikrocyklem treningowym. Jakkolwiek nie oceniać zawodników, którzy drużynę opuścili, nie pełnili funkcji ozdobnej.

Goku Roman wraz z Alvaro Ratonem rozegrali dwa tysiące minut, Miki Villar zbliżył się do tej granicy, Szymon Sobczak, sądząc po czasie spędzonym na boisku, był w najgorszym przypadku etatowym zmiennikiem, David Junca i Jakub Krzyżanowski w zasadzie podzielili się minutami na boku obrony. W ekspresowym tempie trzeba więc było skręcić maszynkę na nowo, podczas gdy przed pierwszym spotkaniem dopięto zaledwie trzy z ostatecznych ośmiu letnich wzmocnień.

Reklama

W takich okolicznościach wyrozumiałość, o którą Królewski sam zresztą apelował, była rozsądnym pomysłem, nie brzmiała jak ironiczne spokojnie, zaraz się rozkręci, które można rzucić w kierunku projektów bezsensownie tkwiących w miejscu. Z takim tłem decyzja o wywróceniu stolika jest zaskakująca.

Kazimierz Moskal zwolniony z Wisły Kraków. Jakiemu procesowi ufa klub?

Wisła Kraków bardzo chciałaby funkcjonować według hasła trust the process, tylko nie za bardzo już wiadomo, w który proces trzeba wierzyć. Funkcjonowanie tego klubu wygląda jak chwytanie się każdej możliwej idei, żeby chwilę później utłuc ją w zalążku. Malując tło zwolnienia Kazimierza Moskala, trzeba przecież odnotować wypływające z wiarygodnych źródeł plotki o tym, że kandydatura tego szkoleniowca nie do końca pasowała Jarosławowi Królewskiemu, ale ten dał się przekonać, że to właściwa opcja.

Faktycznie, Moskal nie wyglądał na pomysł oderwany od rzeczywistości. Nie takie zespoły wprowadził do Ekstraklasy, jego drugi pobyt w Łodzi pokazał, że potrafi nie tylko prezentować ofensywną (krakowską!) piłkę, ale i znacząco poprawić skuteczność gry defensywnej, która stała za promocją ŁKS.

Ba, Jarosław Królewski nie tyle sugerował, ile prezentował dane potwierdzające jego dopasowanie do oczekiwań Wisły.

Nie był to jednak wybór stricte analityczny, który możemy podpisać w ten sam sposób, co Alberta Rude, więc jeśli nie mówimy o całkowitej zmianie, to przynajmniej o znaczącej korekcie kursu, którym podążała Biała Gwiazda. Kursu, który został obrany dosłownie chwilę wcześniej. Kursu, który miał zostać podparty i umocniony transferami przesianymi przez zaawansowany proces analityczny.

Reklama

Jeśli jednak spodziewaliście się czegoś na wzór Toulouse FC, gdzie komputerowcy wynajdowali zawodników w drugiej lidze holenderskiej, Bułgarii czy trzeciej lidze angielskiej, tylko dlatego, że ci pasowali im do modelu gry, możecie się zawieść. Wisła Kraków swoje nieoczywiste strzały sprowadziła do zakontraktowania chłopaków z Rzeszowa, Stalowej Woli czy Niecieczy i bardzo oczywistych kierunków zagranicznych, gdzie odnaleziono najzwyklejszych gości w kwiecie wieku, którym akurat nie szło w obecnym klubie.

Nikogo to nie dziwi, bo głębokich analiz i poszukiwania ukrytych perełek w morzu liczb było w tym tyle, ile czasu otrzymał Moskal po deklaracji Jarosława Królewskiego. Żaden model statystyczny nie wyplułby match! niczym Tinder, gdyby wstukano w niego polecenie dopasowania Wiktora Biedrzyckiego do stylu gry oczekiwanego przez Wisłę Kraków. Szkoleniowcowi pozwolono więc zbudować sobie zespół, nie dając mu czasu, żeby rozhuśtał tę bandę i chociaż spróbował sprawdzić, jak działa.

Wyrzucono go w momencie, w którym zespół, mimo spiętrzonej listy zaległości na biurku, ma na koncie niemal dwukrotnie więcej oficjalnych spotkań niż jego ligowi rywale. W ten sposób nie funkcjonuje żaden klub data-driven. Pytanie, czy jest w ogóle sens umieszczać Wisłę w tym gronie, skoro na chwilę obecną to raczej klub ładnych słówek i zapowiedzi?

Moskal Wisły nie naprawił, ale czy miał na to szansę i czas?

Nie powiemy jednak, że jest to decyzja spod znaku „kowal zawinił, cygana powiesili”. Nie tak dawno przecież wykładaliśmy, że Kazimierz Moskal nie rozprawił się z problemami, które Wisłę Kraków męczą od wielu miesięcy. Wciąż był to zespół przewidywalny w decydującym fragmencie boiska, męczący się z każdym rywalem, bo ci do stawienia oporu potrzebowali jedynie względnej organizacji w niskim bloku. Taki widok sprawiał, że ofensywa Białej Gwiazdy traciła rozum, ładowała z dystansu lub z miejsc w polu karnym, które nie dawały większych szans na strzelenie bramki.

Wisła Kraków – drużyna, od której odwrócił się los?

Można dyskutować o tym, czy trener Moskal dostał wystarczająco dużo czasu, środków oraz zaufania, żeby Wisłę odmienić, ale nie zmienia to faktu, że jej nie odmienił. Jeśli Jarosław Królewski miał wobec niego jakieś wątpliwości, po paru miesiącach praktyki mógł się przekonać, że jego obawy były słuszne.

Skuteczność można jeszcze zrzucić na karb pecha (choć byłoby to zbyt łatwe podsumowanie problemu), ale jeśli jesteś drużyną, która spędza półtorej godziny w ataku, musisz pamiętać o tym, żeby w jakimkolwiek stopniu zabezpieczyć tyły. Zespół z Krakowa nie robił tego kompletnie, ŁKS w trzydzieści minut stworzył sobie dwie niemal czterdziestoprocentowe sytuacje bramkowe, Arka Gdynia miała pięć okazji o xG minimum 0,2, Ruch Chorzów miał jedną, Polonia Warszawa dwie. Rywale notorycznie potrafili wykreować coś lepszego niż Wisła, więc Wisła punkty gubiła.

Moskal nie oderwał także łatki zespołu lubującego się w skrajnie głupich sytuacjach, utrudnianiu sobie życia. Kuriozalne rzuty karne towarzyszyły Wiślakom od startu rozgrywek, czerwone kartki niemal tydzień w tydzień osłabiały zespół. Drużyna zakładała niezbyt skuteczny wysoki pressing, była niedoszacowana pod względem zdobyczy punktowej, ale też cieniowała w wielu innych rubrykach, które mogłyby posłużyć za dowód, że może i wyników nie ma, jednak gra sugeruje, że zaraz przyjdą.

Nie ma więc wątpliwości, że Wisła Kraków pod Kazimierzem Moskalem nie była zespołem idealnym, nie była organizmem wyleczonym i naprawionym po ostatnich, burzliwych miesiącach. W głowie kołacze jednak pytanie: czy kiedykolwiek będzie? Czy anonsowany przez konto „Bako skaut” możliwy powrót Alberta Rude nie okaże się tylko klasycznym przestawieniem wajchy w nadziei, że tym razem zadziała? Wszak, gdy Królewski zatrudniał Moskala, oceniał całkiem poważnie:

W polskiej piłce patologią jest, że prezesi, opinia publiczna, kibice, przyzwyczailiśmy się do zwalniania trenerów. Po prostu, w trakcie sezonu. O ile jeszcze rozumiem dłuższą pracę, to ocenianie trenerów po kwartale, jest skandaliczne. Wywieranie presji, próby rozliczeń, patrzenie na jakikolwiek projekt z perspektywy czterech miesięcy, jest po prostu skandalem z punktu widzenia intelektu, zarządzania jakimkolwiek projektem.

Tymczasem jego zarządzanie klubem przywodzi na myśl hasło słomiany zapał, bo tak szybko nowe idee okazują się przeterminowane, zastępują je kolejne i następne. Wisła podjęła już tyle prób znalezienia recepty na swoje problemy, że wątpimy, że w ogóle wie, gdzie jej szukać.

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

Komentarze

33 komentarzy

Loading...