Nieprawdopodobnie silne uderzenie, nieprawdopodobnie silny charakter, nieprawdopodobnie silny uścisk dłoni. Ktokolwiek wspomina Krzysztofa Surlita, zawsze zaznacza, że to człowiek, który był prawdziwym uosobieniem mocy, siły, jakiejś przedziwnej upartości i hardości. To właśnie on tworzył słynny widzewski charakter, to on był jednym z architektów potęgi tego klubu, to on przeszedł do historii jako bombardier z atomowym uderzeniem na długo przed tym, gdy piłkę kopać zaczął Roberto Carlos.
Organizm z żelaza. Nogi. Dłonie. Płuca. Niestety, nie serce. Dziś mija dokładnie osiem lat od tragicznego w skutkach meczu Gwiazd Polskiej Piłki Nożnej z oldbojami Pogoni Szczecin. Osiem lat od ostatniego spotkania Krzysztofa Surlita, osiem lat od meczu, którego nie było mu dane dokończyć.
Oficjalna strona Widzewa wspomina: życie oddał piłce i na boisku zmarł. Podobnie jak starszy brat, Wiesław, był wyjątkową postacią dla tego klubu. Ściągnięty przez równie legendarnego jak mocarne rodzeństwo prezesa Ludwika Sobolewskiego kładł fundamenty pod “Wielki Widzew” Bońka czy Smolarka. Ten pierwszy zresztą wspomina do dziś ów potężny uścisk, który według wielu kolegów znieść mógł jedynie… rodzony brat. Ważniejszy od siły fizycznej był jednak hart ducha, którym Surlit zarażał wszystkich kolegów. Czytając relacje widzewiaków z tych najlepszych dla nich dni, aż trudno uwierzyć w to, jak olbrzymi wpływ na losy tego klubu miał duet turów. Bramkarz Wiesław i bombardier Krzysztof.
Bombardier… Tak zresztą pożegnano go na pomniku. Najsłynniejszemu bombardierowi i prawdziwemu Widzewiakowi – kibice – przeczytamy na jego grobie, gdy odwiedzimy łódzki cmentarz Zarzew. Pamięć o Surlicie jest wciąż żywa, o czym świadczą westchnienia fanów za każdym razem, gdy widzewiacy ustawiają piłkę do dośrodkowania na trzydziestym metrze. Kiedyś z tej odległości Surlit próbowałby strzału i prawdopodobnie albo zdobyłby gola, albo chociaż uszkodził bramkarza.
Zresztą, piłkarze z al. Piłsudskiego powinni wspominać Surlita nawet podczas przygotowywania obuwia do gry. Strona widzewlodz.info przypomina bowiem kolejną anegdotę o tym, jak Smolarek zapomniał kleszczy do wkrętów. Naturalnie w szatni znalazł się mocarz, który wykręcił je gołymi rękami. Naturalnie był to Krzysztof.
Niemal dwieście spotkań w Widzewie, a pośród pokonanych bramkarzy nie tylko Jan Tomaszewski, ale i Dino Zoff z Juventusu Turyn (dwukrotnie!) czy Gary Bailey z Manchesteru United. Temu drugiemu Surlit strzelił oczywiście z jakiejś chorej odległości, ze stojącej piłki. W swoim unikalnym stylu. Stylu, który niestety bezpowrotnie odszedł razem z “Czapką”.