Reklama

Zaczęło się od kuriozalnego samobója. ŁKS wrócił z dalekiej podróży w starciu z liderem

Piotr Rzepecki

Autor:Piotr Rzepecki

21 września 2024, 19:47 • 4 min czytania 7 komentarzy

Zespół Marcina Brosza to prawdziwa maszyna w tym sezonie. Osiem meczów i jeden remis – tak wyglądał bilans Termaliki przed dzisiejszą konfrontacją z ŁKS-em. W sobotę „Słonie” z Niecieczy dopisują tylko jeden punkt z ŁKS-em. Tylko, ponieważ mogli, a nawet powinni wygrać. Szwankowała jednak skuteczność, a goście przebudzili się pod koniec meczu i mogą z dumą wracać do domu. Urwać punkty rozpędzonemu Bruk-Betowi – to jednak sztuka.

Zaczęło się od kuriozalnego samobója. ŁKS wrócił z dalekiej podróży w starciu z liderem

Zdecydowana większość meczu była pod kontrolą gospodarzy. Dopiero w końcówce do głosu doszli goście, ale do tego jeszcze przejdziemy. Strzelanie rozpoczęli zawodnicy ŁKS-u, już w 4. minucie wszyscy sympatycy spadkowicza Ekstraklasy z pewnością złapali się za głowy. Była to doprawdy kuriozalna sytuacja, piłkę do bramkarza zagrywał defensor gości, Łukasz Wiech. Aleksandrowi Bobkowi futbolówka jednak… podskoczyła i wtoczyła się do bramki.

Gol na 1:0 tylko napędził gospodarzy. Co rusz ataki Morgana Fassbendera, Macieja Ambrosiewicza czy Kamila Zapolnika rozbijały obronę gości, która słabła z każdą minutą. W grze ŁKS-u brakowało szybkości, dynamiki; nie było zaskoczenia jeśli chodzi o ataki z bocznych stref, Kamil Dankowski i Piotr Głowacki byli schowani, a o obecności Michała Mokrzyckiego na boisku przypomnieliśmy sobie, gdy wyłapał żółtą kartkę.

Reklama

W międzyczasie Bruk-Bet trafił drugiego gola. Akcję bramkową zapoczątkował Zapolnik, który dograł do Damiana Hilbrychta, a akcję spuentował Igor Strzałek. Pomocnik wypożyczony z Legii Warszawa uderzył z najbliższych metrów i podwyższył prowadzenie.

Wydawało się, że kolejne gole to kwestia czasu. Bruk-Bet się bawił i z łatwością kreował kolejne sytuacje. Oglądaliśmy serię ataków gospodarzy, którzy bez większych trudów przedostawali się pod bramkę Bobka. Trzeba jednak oddać bramkarzowi ŁKS-u, że prezentował się bardzo dobrze, zanotował kilka ważnych interwencji, jak ta po strzale Fassbendera. O kuriozalnym golu z 4. minuty najwidoczniej zapomniał, dowiózł ten mecz mentalnie, co było kluczowe.

Jesteśmy pod dużym wrażeniem tego, w jaki sposób zespół Brosza atakuje. Imponuje liczba schematów, fakt, że w zasadzie wszyscy gracze ofensywni potrafią wejść w pole karne, zagrać szybko czy uderzyć. Ale z drugiej strony szwankowała skuteczność. Chociażby jak w przypadku sytuacji z początku drugiej połowy, kiedy zabrakło spokoju w wykończeniu po uderzeniu Zapolnika, bardzo nieudanie dobijał wówczas Andrij Dombrowski..

Doskonale widać to było także w końcówce, kiedy chociażby Arkadiusz Kasperkiewicz miał doskonałą sytuację, by strzelić gola na wagę wygranej. I w tej okazji, i w kilku poprzednich zawsze czegoś brakowało.

ŁKS miał swój krótki moment w pierwszej i w drugiej połowie

Goście nie grali wielkiego meczu. Ale wystarczyły dwie bardzo dobre okazje, by strzelić dwa gole i wywieźć z terenu lidera jeden punkty. Ale trzeba sobie powiedzieć jasno, że mankamentów w zespole trenera Jakuba Dziółki było sporo – szwankowała gra w obronie, krycie przy stałych fragmentach gry, w ataku nie w zasadzie było szału.

Pierwsza akcja przyjezdnych, przy której mogliśmy przyklasnąć to rzecz jasna rajd i uderzenie na 2:1 Antoniego Młynarczyka. 19-latek kapitalnie zabrał się z futbolówką (i w zasadzie z Gabrielem Isikiem na plecach), wpadł w szesnastkę, wydawało się, że wyrzucił się z piłką, ale idealnie przymierzył i piłka po jego strzale wpadła pod ladę. Bramkarz Bruk-Betu nie mógł nic zrobić.

Reklama

Ładny obrazek w wykonaniu gości z Łodzi. Drugi oglądaliśmy przy bramce na 2:0, kiedy Jędrzej Zając idealnie zagrał do niewidocznego dotąd Mokrzyckiego, a ten delikatnym strzałem pokonał bramkarza gospodarzy. ŁKS odrobił zatem dwubramkową stratę.

Tym bardziej należy pochwalić gości za to, że zdołali wrócić do meczu i nie dali się Bruk-Betowi, chociaż po pierwszej połowie wydawało się, że właściwie nie mają szans na korzystny wynik.

***

To spotkanie to delikatna rysa na wizerunku „Słoni”, chociaż trzeba sobie powiedzieć wprost – niemalże wszystko w Bruk-Becie się zgadza i wydaje się, że jeśli ekipa z Niecieczy nie zboczy z obranej ścieżki, to może być pewna awansu do Ekstraklasy już w okolicach kwietnia. Dziś podopieczni Brosza zremisowali wygrany mecz, ale i tak ich dorobek punktowy jest imponujący. 26 punktów po dziesięciu meczach, pięć oczek więcej od drugiej Wisły Płock – na tym etapie sezonu to wynik absolutnie fenomenalny.

WIĘCEJ O PIERWSZEJ LIDZE:

Fot. Newspix

 

Urodził się dzień po Kylianie Mbappe. W futbolu zakochał się od czasów polskiego trio w Borussi Dortmund. Sezon 2012/13 to najlepsze rozgrywki ever, przynajmniej od kiedy świadomie śledzi piłkarskie wydarzenia. Zabawy z kotem Maurycym, Ekstraklasa, powieści Stephena Kinga.

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

Komentarze

7 komentarzy

Loading...