Bogusław Cupiał znowu musi obejść się smakiem – Wisła Kraków była bliska rozwalenia rywala słynną “siódemeczką”, ale skończyło się tylko na marnej szóstce. Krakowianie w Bielsku robili co chcieli, a że chciało im się cały czas, to oddali 22 strzały. Mieli frajera i go wydusili na tyle, na ile potrafili. A Podbeskidzie? Pobiło nasz redakcyjny rekord – mecz zakończyło z dziesięcioma minusami w “Ustaw Ligę”.
Każdy trener chciałby się tak obronić przed zwolnieniem jak zrobił to w sobotę Kazimierz Moskal. 6-0, pełna dominacja od początku do końca. Wisła dwiema bramkami powinna prowadzić już po pierwszych dziesięciu minutach. Krakowianom wychodziło wszystko, a zwłaszcza Pawłowi Brożkowi, który zagrał tak, że zasłużył u nas na dziewiątkę – nikt nie miał w tym sezonie więcej. Pan Piłkarz to za mało, by określić występ doświadczonego napastnika.
Pierwsza bramka była jeszcze przypadkowa, druga była znakomita, ale to co Brożek zrobił przy piątej, zdobytej przez Rafała Boguskiego, to było arcydzieło. Zagranie z pierwszej piłki między nogami obrońcy Podbeskidzia. Wow, po prostu wow.
Ale teraz mamy problem. Czy nie ładniejszy był gol Łukasza Burligi? To przecież była przewrotka. Powtarzamy – Łukasz Burliga zdobył bramkę przewrotką. I to nie jakąś przypadkową. To było uderzenie przemyślane od początku do końca. Jesteśmy przekonani, że gdyby Wisła oddała wszystkie uderzenia z własnej połowy, to jedna czwarta wylądowałaby w siatce. Trafił nawet Denis Popović. Z wolnego, omijając mur.
A przecież przez większość meczu Słoweniec grał jak zwykle – zwalniał, kręcił kółeczka, potrzebował kilku dodatkowych kontaktów. Tyle że miał na to tyle czasu, że mógł jeszcze pokręcić się kilka razy, a i tak go nie atakował. Dziura w środku pola Podbeskidzia była tak wielka, że można by było w niej zbudować centrum handlowe. Albo osiedle, w końcu Murapol to specjaliści w tej branży. Do tego byliby pierwszym sponsorem w historii, który zarabia na piłce. Bo samo Podbeskidzie stać było wyłącznie na postawienie w środku pola klocka.
Wisła najlepszy mecz w ostatnich czterech latach zagrała bez Arkadiusza Głowackiego. Obok Richarda Guzmicsa zagrał Maciej Sadlok, który wrócił po kontuzji palca. Mógłby jednak w sobotę nawet grać o kulach, a i tak Wisła nie straciła by zbyt wiele, bo Podbeskidzie pod pole karne krakowskiego zespołu przedzierało się niesamowicie rzadko. Bielszczanie zagrali po prostu prymitywnie i minuty Dariusza Kubickiego w Podbeskidziu są już policzone. Jak teraz muszą czuć się piłkarze Lecha Poznań, jeśli tydzień temu z tą zgrają przegrali?