Umarł król, niech żyje król! Drużyna Jacka Magiery oficjalnie przejmuje od Piasta Gliwice tytuł pana i władcy remisów. W piątym ligowym meczu tego sezonu Śląsk czwarty raz dzieli się z rywalem punktami. I to po meczu, który generalnie zawiódł. Zamiast pysznego deseru na koniec weekendu, dostaliśmy niestrawne, przeterminowane ciastko, które mogło przyprawić o mdłości.
Pierwsza połowa tego spotkania to był żart, niestety wyjątkowo nieśmieszny. Policzmy absurdalne historie, jakie się podczas niej wydarzyły:
- Cebula, który w genialnej sytuacji nie trafia w piłkę i potyka się o własne nogi.
- Nahuel, który w genialnej sytuacji, z najbliższej odległości… podaje piłkę do Tobiasza.
- Ortiz, który w genialnej sytuacji zamiast strzelać zagrywa do Musiolika, co jest generalnie bez sensu, bo przecież wiadomo, że to antymidas – czego się nie dotknie w polu karnym, to spierdzieli. Choć po prawdzie, tu nawet nie zdążył doskoczyć do piłki, był o pół tempa spóźniony.
Z tego powinny paść przynajmniej dwie bramki. To, że wrocławianie nie zdobyli żadnej, jest ich niezaprzeczalną kompromitacją.
Mało? To dodamy jeszcze Nahuela próbującego pokonać Kacpra Tobiasza centrostrzałem. Gdyby trafił, byłoby to idealne podsumowanie śląskowych starań, no ale piłka przeszła tuż obok słupka.
Generalnie – syf, kiła i mogiła. Po obu stronach, bo przecież tu nie tylko Śląsk jest winowajcą. Gospodarze oddali piłkę Legii, czekając na ewentualne kontry. Legia może i chciała coś utkać w ataku pozycyjnym, ale nie potrafiła. Współpraca Pawła Wszołka z Bartkiem Kapustką? Nie istniała. Ryoya Morishita z przodu? Katastrofa. Marc Gual? Podobnie. Coś tam próbował działać Ruben Vinagre, ale po czasie nawet on, piłkarz z nieco lepszego do niedawna świata, się poddał. No nie szło za cholerę tego oglądać, szczególnie, że jak już ktoś miał szansę, to koncertowo ją partolił, o czym pisaliśmy powyżej.
O marnej jakości tego “widowiska” świadczy fakt, że najwięcej działo się podczas… zderzeń zawodników. Najpierw Peter Pokorny i Kapustka stuknęli się kolanami, co jak wiadomo nie wróży dobrze temu drugiemu. Jego noga dziwacznie się wygięła, na szczęście mógł kontynuować grę, ba strzelił nawet dość efektownego gola, ale o tym za chwilę. Potem Artur Jędrzejczyk i Kacper Tobiasz walnęli się głowami tak spektakularnie, że aż zadrżeliśmy. Zamiast na boisko udali się więc do szpitala, miejmy nadzieję, że nic poważnego im się nie stało.
Po przerwie jakość tego meczu nieco wzrosła, z naciskiem na nieco. Ale też poprzeczka nie była zawieszona tak wysoko, jak w Chorzowie, gdzie Armand Duplantis wyskakał dziś kolejny rekord świata.
Przede wszystkim – ocknął się Kapustka. Chłop wpadł w pole karne Śląska jak do siebie i otworzył wynik meczu. Wiecie, ilu piłkarzy gospodarzy obserwowało z szesnastki jego atak? Ano pięciu! Aż przypomniało nam się słynne foto z mundialu w 1986 roku, kiedy to Diego Maradona ma piłkę, a sześciu przerażonych belgijskich zawodników czeka, co z nią zrobi. Tu było podobnie – piłkarze Jacka Magiery stali i podziwiali pomocnika Legii.
Żeby jednak nie wrzucać kamieni tylko do jednego ogródka – goście też dali popis we własnym polu karnym. Po dośrodkowaniu Petra Schwarza Tommaso Guercio miał w nim tyle miejsca, że zanim wyrównał, miał czas na… przyjęcie piłki na trzecim metrze od bramki. No ludzie kochani, są jakieś granice miernoty w defensywie. Albo i nie ma, jak widać.
Jeszcze nie otrząsnęliśmy się po tym golu i wydawało się, że piekło zamarzło, bo oto… trafił Musiolik. Pozbyć się Patryka Klimali i odblokować Sebastiana w jeden weekend? To byłoby doprawdy coś, prawda?! No ale jednak suma szczęścia w życiu równa się zero, więc okazało się, że wrocławski snajper był na minimalnym spalonym.
Generalnie Musiolik zaliczył oczywiście kiepskie spotkanie, ale jeszcze gorszy był Marcin Cebula. Jeśli ktoś pamięta jego najlepsze występy z Korony czy Rakowa, to musi dojść do wniosku, że chłop był dziś cieniem… cienia siebie z tamtych czasów. No niestety. A że w ataku, delikatnie mówiąc, nie za specjalnie brylowali też Nahuel i Arnau Ortiz, to Śląsk nie wcisnął drugiej bramki. Kibice, którzy pamiętają jego wygraną 4:0 z Legią z zeszłego roku, po tym spotkaniu muszą przybici. Naprawdę współczujemy.
Zmiany:
Legenda
Fot. FotoPyk/400mm.pl