Aryna Sabalenka przez jakiś czas nie była widoczna w kobiecym tourze. Z powodu kontuzji zrezygnowała z Wimbledonu. Potem też (co zapowiedziała wcześniej) odpuściła występy w igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Białorusinka postanowiła w stu procentach skupić się na kończącej sezon rywalizacji na kortach twardych. Ale dzisiaj potwierdziła, że formy jej nie brakuje. I niestety: Iga Świątek, która od dłuższego czasu świetnie radziła sobie z Białorusinką, tym razem w Cincinnati musiała uznać jej wyższość.
Biorąc pod uwagę, jak często mówimy o rywalizacji Świątek z Sabalenką, nieco zaskakujący może być bilans ich bezpośrednich spotkań. Przed dzisiejszym meczem Polka wygrała z Białorusinką 8 z 11 meczów. Na dodatek jej zwycięstwem zakończyły się trzy poprzednie starcia z Aryną – w półfinale WTA Finals i w meczach o tytuł w Rzymie i Madrycie. Jak się jednak dziś okazało: statystyki to tylko statystyki. Sabalenka była dziś w 1/2 turnieju w Cincinnati po prostu lepiej dysponowana.
26-latka nie tylko posyłały kolejne pociski w polu serwisowym, ale bardzo agresywnie returnowała przy podaniach Polki. To sprawiło, że szybko uzyskała w pierwszym secie przełamanie. Świątek co prawda po chwili odpowiedziała jej tym samym, ale był to tylko przebłysk lepszej gry raszynianki. Bo generalnie na korcie rządziła Sabalenka. Pierwszą partię wygrała w zaledwie 35 minut. Oj, nie tego spodziewaliśmy się zobaczyć w Cincinnati.
Czy Iga odżyła w drugiej partii? Po części. Bo to jednak dalej Aryna była stroną przeważającą, ale nasza tenisistka zdecydowanie nie dawała jej za wygraną. Przy stanie 40:0 w siódmym gemie (1:5 z perspektywy Świątek) Białorusinka miała zapewnione trzy piłki meczowe, ale… nie zdołała ich wykorzystać. Wszystko przez wytrzymującą wojnę nerwów Świątek. Ostatecznie Polka zdołała utrzymać swoje podanie, a potem nawet przełamać Sabalenkę, co mogło być początkiem wielkiego comebacku. Ale niestety: Iga nie poszła za ciosem. Bo kolejnego gema już przegrała.
Ostatecznie Białorusinka i Polka spędziły na korcie godzinę i 50 minut, w trakcie których druga z nich obroniła dziewięć (!) meczboli. Brzmi to fajnie, ale ostatecznie to Aryna odniosła zwycięstwo. I to dość pewne, mimo wielu niewykorzystanych szans na szybsze zamknięcie meczu. Można odnieść wrażenie, że Białorusinka była dzisiaj świeższa od Polki, która w ciągu ostatnich miesięcy stoczyła jednak kilka turniejów więcej. Z drugiej strony: to nie tak, że Sabalenka dopiero co wróciła na korty, bo w sierpniu grała już w Toronto i Waszyngtonie.
Cóż, to co najważniejsze na kortach twardych, dopiero nadejdzie. Tegoroczne US Open wystartuje 26 sierpnia. Świątek potencjalnie ma sporo punktów do zdobycia – bo w poprzednim sezonie w Nowym Jorku została zatrzymana już w czwartej rundzie, przez Jelenę Ostapenko.
Tym razem Iga na pewno będzie liczyć na zwycięstwo. I być może na rewanż z Sabalenką.
Iga Świątek – Aryna Sabalenka 3:6, 3:6
Fot. Newspix.pl