„Jest bardzo wysoka, ale pewnie drewniana” – pomyślał o niej trener rywalek. Po chwili zrozumiał swój błąd. Wielki błąd. Magdalena Stysiak zawsze była ambitna. Żeby zagrać w turnieju, sama zdjęła sobie szynę z nadgarstka. Atakowała tak, że koleżanki przed nią uciekały. Mówi, że w gimnazjum poznała rygor, którego dzisiaj bardzo brakuje młodzieży. Jej brat, który sam miał być świetnym siatkarzem, kibicuje siostrze tak, że obgryza paznokcie do krwi. W Paryżu cel Magdy jest klarowny – sięgnąć z koleżankami po upragniony medal igrzysk.
W rodzinnym domu w Turowie miała z bratem jeden pokój. Był w nim telewizor i oglądali przede wszystkim dwie dyscypliny sportu. Pierwsza nie jest zaskoczeniem, bo to siatkówka, choć raczej w wydaniu męskim, ale druga? – Wrestling! Pamiętam, że leciał co niedzielę, na kanale 18. Uwielbialiśmy to. Oglądaliśmy, przekomarzaliśmy się, a później zaczynaliśmy się bić. Rzucaliśmy się na łóżko, podobnie jak zawodnicy w wrestlingu. Naśladowaliśmy ich. Muszę jednak przyznać, że częściej wygrywał brat – opowiada nam dziś ze śmiechem Magdalena Stysiak, atakująca reprezentacji siatkarek. Kadra Stefano Lavariniego jest już pewna gry w ćwierćfinale igrzysk i mierzy w Paryżu w zdobycie medalu.
Scena z turnieju w Kleszczowie. W hali pojawiają się dziewczyny ze Szkoły Podstawowej im. Komisji Edukacji Narodowej w Kurowie, w tym Magda, która jako 13-latka mierzyła już 196 cm wzrostu. Trener drużyny przeciwnej patrzy na nią przez chwilę. Ocenia: „Jest bardzo wysoka, ale pewnie drewniana”. Po jednym meczu wie już, jak wielki popełnił błąd.
Inny turniej, organizowany przez Fundację Mariusza Wlazłego. Odbywa się w Wieluniu. Magda ma 11 lat. Choć ma zwichnięty nadgarstek i założoną szynę, pojawia się w hali. Chce grać. Swojej nauczycielce i zarazem trenerce mówi, że jej ręka nadaje się do gry. Dodaje, że mama o wszystkim wie. Stysiak rozgrywa kapitalny turniej, prowadzi swój zespół do zwycięstwa. Nikt nie potrafi zatrzymać jej ataków.
Mama, pani Mariola, o niczym nie wiedziała.
„Obgryzam paznokcie do krwi”
Stysiak mierzy 203 cm. W jej rodzinie to żaden ewenement – tata, pan Piotr, ma 206 cm wzrostu. Jako młody chłopak grał w koszykówkę, ale nie został zawodowcem. Jeszcze wyższy jest starszy o dwa lata brat, Tomek (208 cm). Też grał w siatkówkę. Uchodził nawet za duży talent i trafił do SMS-u Spała, ale musiał skończyć z graniem z powodu kontuzji. – Najpierw skręciłem kostkę, a później nastąpił efekt domina. Był problem z pośladkami, miałem przepukliny i wypukliny w kręgosłupie. Ćwiczyłem, rozciągałem się, ale czułem, że to syzyfowa praca. W końcu zacząłem mieć problemy z chodzeniem. Po kilku krokach musiałem siadać, taki czułem ból. Dziś nawet amatorsko nie mogę grać w siatkówkę – opowiadał mi w 2020 roku.
Dziś Tomek mówi w rozmowie z Weszło: – Mi nie wyszło, ale bardzo kibicuję Magdzie. Kiedy oglądam jej najważniejsze mecze w kadrze, ze stresu obgryzam paznokcie do krwi.
Turów, jej rodzinna wieś, znajduje się kilka kilometrów od Wielunia. Magda ma dystans do miejsca, z którego pochodzi. Rok 2019, mistrzostwa Europy siatkarek, Łódź. Polki zakończyły spotkanie, a Stysiak zmierza do grupki kibiców, trzymających flagę z napisem „Turów”. Podchodzi do niej człowiek z kamerą i pyta, skąd są te osoby. Magda uśmiecha się i odpowiada: – Jak to skąd? Ze wsi.
Rok 2016, Stysiak jako 15-letnia zawodniczka Chemika Police
Gdy pan Piotr zobaczył, że Magda i Tomek regularnie biorą piłkę i odbijają przez kilka godzin, postanowił stworzyć im bardziej profesjonalne warunki. Powstało pełnowymiarowe boisko, ze słupkami i siatką. Zwłaszcza w wakacje regularnie rozgrywano tam mecze. Z jednej strony siatki Magda i Tomek, z drugiej sześć, siedem, czasami osiem osób. – Fajne czasy. Rzadko przegrywaliśmy – wspomina dziś Magda.
Po czym dodaje: – W dzieciństwie grałam też w piłkę nożną. Wracałam do domu, odrabiałam lekcje, chwilę posiedziałam i leciałam grać z chłopakami. Bardzo lubię ten sport i nawet teraz kopanie piłki sprawia mi przyjemność. Te umiejętności przydają się czasami podczas spotkań. Kiedy jest okazja zagrać nogą, to to robię.
Stysiak zaprezentowała takie zagranie na początku czwartego seta półfinału turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk olimpijskich w Tokio. Piłka wydawała się nie do uratowania, a ona dobiegła do niej i przebiła na drugą stronę nogą. Tamto spotkanie z Turczynkami było traumą, nie tylko dla Magdy. Polki miały w nim pięć piłek meczowych, ale przegrały. Marzenia o starcie w poprzednich igrzyskach prysły. Magda zadzwoniła po spotkaniu do mamy, ale nie była w stanie powiedzieć żadnego słowa. Zaczęła płakać.
Wojna na oświadczenia
Dziś nie dość, że jest na największej sportowej imprezie, to jeszcze już teraz wiadomo, że zagra z koleżankami w najlepszej ósemce. Jedna wygrana i są w strefie medalowej. Kilka lat, inny trener, a tak wiele się zmieniło. – Sam wyjazd do Paryża to spełnienie marzeń. Ale gdy jest się już na igrzyskach, to normalne, że chce się więcej – mówi Magda.
Igrzyska w Paryżu. Stysiak atakuje w meczu z Japonią (3:1)
Pod koniec 2019 roku Jarosław Bińczyk na stronie Wyborcza.pl opisał trwający od paru miesięcy konflikt między zawodniczkami a prowadzącym wówczas kadrę Jackiem Nawrockim. Kadrowiczkom miało nie podobać się wiele rzeczy, w tym faworyzowanie Stysiak oraz libero Marii Stenzel. Gdy Bińczyk wszystko opisał, Polski Związek Piłki Siatkowej wsparł Nawrockiego. Publikowano oświadczenia. Siatkarki wypisały wszystkie swoje zarzuty odnośnie Nawrockiego i ludzi z jego sztabu. W oświadczeniu trochę broniły Stysiak, ale jednocześnie Magda oraz Stenzel jako jedyne tego dokumentu nie podpisały.
Magda nie zrobiła tego, bo co prawda dostrzegała minusy trenera, ale jednocześnie miała w głowie, że dużo mu zawdzięcza.
Było toksycznie. Zawodniczkom nie podobał się także minimalizm Nawrockiego, który przed większością spotkań podkreślał, jak wymagającym rywalem są przeciwniczki i czasami sprawiał wrażenie, jakby nie wierzył w swój zespół. Stefano Lavarini, który objął kadrę w 2022 roku, ma zupełnie inne podejście. – Uwierzył w nas i sprawił, że narodziła się na nowo pewność siebie, polegająca na tym, że wychodzimy na Serbki czy Turczynki przekonane, że jesteśmy w stanie grać z nimi jak równy z równym. Za trenera Lavariniego, mierząc się z Brazylią, nie jesteśmy skulone, tylko mamy rozumować na zasadzie: „Ja mam takie umiejętności, ona takie. Trzeba to wykorzystać” – mówiła o Włochu w niedawnym wywiadzie dla Weszło rozgrywająca kadry Joanna Wołosz.
Stysiak Lavariniego zna świetnie, bo w ubiegłym sezonie pracowała z nim również w jednym klubie, Fenerbahce Stambuł. To był udany czas, bo zdobyli Puchar Turcji, sięgnęli też po mistrzostwo kraju. – Znamy się jeszcze lepiej i wspieramy w każdej sytuacji. Czuję, że możemy wskoczyć za sobą w ogień – mówi dziś Magda o relacji z Lavarinim.
Przepłakała wiele nocy
Gdy w 2020 roku odwiedziłem szkołę w Kurowie, Ewa Panek, nauczycielka WF-u i pierwsza trenerka Stysiak, pokazała mi miejsce, które nazywa „ścianą Magdy”. Ściana znajduje się naprzeciwko sekretariatu – przy olbrzymim zdjęciu Magdy w koszulce reprezentacji jest napis: „Marzenia się spełniają”. Obok jeszcze kilka mniejszych jej zdjęć. Na dwóch pozuje z Mariuszem Wlazłym. To jej krajan, bo pochodzi z Wielunia.
Panek opowiadała mi, że w szkole Stysiak często brała kolegów na barana, a koleżanki na boisku przed nią uciekały, bo bały się potężnych ataków. Tłumaczyła też, że to zdanie – „Marzenia się spełniają” – idealnie pasuje do Magdy. Stysiak szybko pokochała siatkówkę i bawiła się nią. Na jednych zawodach w gimnazjum wystąpiła nawet jako rozgrywająca, choć od zawsze lubiła przede wszystkim zdobywać punkty atakiem.
– Moim wzorem zawsze była Małgorzata Glinka-Mogentale. Dziś jestem do niej porównywana, choćby dlatego, że bardzo szybko zaczęłyśmy grać w reprezentacji i w podobnym wieku wyjechałyśmy do Włoch. Teraz moim menadżerem jest mąż Gosi, Roberto – mówiła w rozmowie z Grzegorzem Wojnarowskim dla Red Bulla. W 2018 roku, po mistrzostwach Polski juniorów w Dębicy, Magda została jedną z laureatek programu „Red Bull Siatkarskie Skrzydła”, co pomogło jej w karierze. Jej talent od kilku lat dostrzegali już wtedy wszyscy.
Ważnym momentem był 2015 rok. Druga klasa gimnazjum, Magda przenosi się do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Szczyrku. Z jej otoczenia słyszę, że to był niełatwy czas, bo tęskniła za domem i miała problemy ze zdrowiem, ale Stysiak w rozmowie z Weszło tłumaczy, w jakich aspektach tamten okres spędzony w Beskidach bardzo wiele jej dał. – Miałam wtedy problemy z kolanami, to prawda. I spędziłam w Szczyrku rok. Niesamowicie rozwinęłam się w tym miejscu jako człowiek. Wstawałyśmy o 7.30. Śniadanie, pierwszy trening, szkoła, później znowu zajęcia siatkarskie. Następnie nauka. Wszystkie wyjścia poza ośrodek trzeba było zgłosić wychowawcy. Ktoś powie, że to chory rygor, a ja powiem, że w tym wieku takie coś jest potrzebne. Codziennie o godz. 22.00 zabierano nam telefon. Przepłakałam wiele nocy, ale po czasie stwierdzam, że to mnie rozwinęło. Dobra nauka. Dzisiaj młodzieży bardzo brakuje takiego wychowania. Ludzie gapią się w telefon, są uzależnieni od TikToka. To bardzo przykre. Nawet u mnie na wsi rzadko widzi się młodych ludzi uprawiających sport – przekonuje Stysiak.
– Lubisz media społecznościowe? – pytam.
– Jeżeli z czegoś korzystam, to bardziej z Instagrama, ale robię to trochę dlatego, że powinnam. Nie można z tym przesadzić – odpowiada Magda.
Stefano Lavarini i jego zawodniczki. Stysiak druga z prawej
Mówi też, że z reguły nie czyta artykułów i komentarzy na swój temat, ale zdarza się, że są na zgrupowaniu kadry ze Stenzel i sprawdzają, co pisze się w Internecie. – Robimy to, gdy wpadamy w głupawkę. Gdy kiedyś przebiłam piłkę nogą, ludzie pisali, że numer dziewięć na koszulce zobowiązuje. Zaczęły się porównania do sam wiesz kogo. To było zabawne, pośmiałyśmy się z Marysią. Oczywiście, dostrzegam zjawisko hejtu i nie popieram go. Pamiętajcie, że my też jesteśmy ludźmi, a nie robotami. Ja nie oceniam normalnego człowieka, który np. źle ułożył wodę gazowaną w sklepie. Ale ok, zdaję sobie sprawę, że jesteśmy osobami publicznymi i panuje wolność słowa. Są dziennikarze, którzy piszą dobre, normalne artykuły, ale niektórzy tworzą takie głupoty, że to nawet nie jest obraźliwe, tylko zwyczajnie komiczne – mówi nam Stysiak.
Znalazłem ten artykuł, o którym mówi. 31 maja tego roku podczas turnieju Ligi Narodów w amerykańskim Arlington Polki pokonały 3:0 Niemki, a Stysiak uratowała akcję, efektownie odbijając piłkę nogą. Wielki tytuł: „Dziewiątka zobowiązuje. Magdalena Stysiak jak Robert Lewandowski”.
Znowu ta piłka.
Dojdzie do meczu z podtekstami?
Jako 15-latka została zawodniczką Chemika Police, a trzy lata później, po zdaniu matury, Magda wyjechała do Włoch. Wybrała ofertę Savino Del Bene Scandicci. – Pojechałam tam i od razu mówię: „Kurczę, to jest już naprawdę poważna siatkówka”. Scandicci to zespół, który regularnie plasuje się w TOP 5 we Włoszech. Na początku miałam trochę problem z językiem. Nasz trener nie mówił za dobrze po angielsku. Dziewczyny z drużyny mi pomagały, ale ja chciałam rozmawiać po włosku, więc dość szybko się go nauczyłam. Wtedy poczułam się pewniej – opisuje Stysiak.
Tomek, jej brat: – Magda rozwija się z sezonu na sezon, ale gdybym miał wskazać okres, który dał jej najwięcej, byłby to pierwszy rok w Vero Volley Monza.
Chodzi mu o sezon 2021/2022, w którym Stysiak z nowym klubem sięgnęła po wicemistrzostwo Włoch. Powtórzą ten wynik rok później. Lepsza w obu przypadkach okazywała się tylko genialna ekipa Conegliano, z Joanną Wołosz w składzie.
– Uważasz, że jesteś dziś jedną z pięciu najlepszych atakujących świata? – pytam Magdę.
– Pomidor. Poza tym, nie lubię takich klasyfikacji.
Te największe atakujące na świecie to przede wszystkim leworęczna Serbka Tijana Bosković oraz Melissa Vargas, taki trochę Wilfredo Leon kobiecej siatkówki, bo reprezentowała Kubę, a teraz gra dla Turcji. Znakomita jest też Szwedka Isabelle Haak, ale ona występuje w słabej reprezentacji, więc nie ma jej w igrzyskach. Przeciwko Bosković czy Vargas Stysiak może zagrać w Paryżu. Może w ćwierćfinale? A może później, nawet w spotkaniu o złoto?
Melissa Vargas, Kubanka reprezentująca Turcję
Zwłaszcza mecz z Turcją byłby spotkaniem z podtekstami, nie tylko dlatego, że Stysiak jest zawodniczką Fenerbahce. Magda rozpoczęła ubiegły sezon w pierwszej szóstce tego klubu, ale w grudniu do drużyny dołączyła… Vargas. I Polka częściej była rezerwową. – Podpisując umowę, zdawałam sobie sprawę, że ona przyjdzie pod koniec roku. Każda chce grać w szóstce, ale nie było między nami kwasów. Jesteśmy dobrymi koleżankami, panowała zdrowa rywalizacja. To nawet działało w ten sposób, że na treningach totalnie się nakręcałyśmy, która mocniej zaatakuje po skosie – opowiada Magda.
Plusem tej sytuacji jest fakt, że Lavarini dobrze poznał mocne, ale i słabsze strony Vargas, a to może się bardzo przydać w kluczowych piłkach ewentualnego meczu z Turczynkami.
Tomek Stysiak: – Będzie dobrze. Czuję, że dziewczyny wywalczą ten medal.
Fot. Newspix.pl
WIĘCEJ O SIATKÓWCE NA WESZŁO: