Reklama

Białoruski poker. Wasiluk załatwia skacowanych Polaków

redakcja

Autor:redakcja

05 września 2015, 09:11 • 2 min czytania 0 komentarzy

Początek XXI wieku. Mecze reprezentacji pokazuje Wizja Sport, w futbolu rację bytu wciąż mają bramkarze nie wykonujący „piątki”, a grę na jednego napastnika traktuje się, jak zwykłe tchórzostwo. 5 września 2001 roku to dzień, w którym zatrzymał się czas dla Romana Wasiluka. Ówczesny goleador Spartaka Moskwa staje u progu poważnej kariery. On zagrał mecz życia, zdobył cztery bramki, a nasi zmęczeni zabawą po awansie na mistrzostwa świata chłopcy, przegrali 1:4. Równo czternaście lat temu.

Białoruski poker. Wasiluk załatwia skacowanych Polaków

Białoruscy celnicy śmiali się, że załatwił nas nasz człowiek. Nic dziwnego, bo Wasiluk to facet mający polskie korzenie. Show Wasiluka było jednak jedyne w swoim rodzaju. Do dziś pewnie ogląda skróty na YouTube i cmoka z rozrzewnieniem. Miał zrobić karierę, ale dla Spartaka Moskwa zagrał ledwie kilka razy i zdobył dwie bramki. Nie został gwiazdą ligi rosyjskiej, a tylko białoruskiej, co – umówmy się – nie jest nadludzkim wyczynem.

Inna sprawa, że Polacy rzeczywiście bardziej niż o celnych podaniach czy strzałach, rozmyślali o tym, jak dotrwać do końca i nie przeturlać się za linię boczną. Zabrakło Radosława Kałużnego i pauzującego za żółte kartki Tomasza Hajty. Pierwszą bramkę straciliśmy już w ósmej minucie, kiedy błąd popełnił Jerzy Dudek. Wasiluk bez większych problemów go minął i – uwaga, zaskakująca metafora – rozwiązał worek z bramkami. Potem dorzucił jeszcze kolejne trzy. Honorową w końcówce zdobył Marcin Żewłakow, ale Polacy byli spokojni. Przewaga, którą wypracowali w poprzednich meczach, była niezagrożona i na podobną brawurę, a raczej jej brak, mogli sobie pozwolić.

W lipcu, już jako 36-latek, pojawił się nawet na treningach Pogoni Siedlce, ale ostatecznie został w Dynamie Brześć, gdzie jest kapitanem.

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...