Gol i asysta to całkiem nieźle jak na gościa, który ledwie kilka dni temu podpisał kontrakt z nowym klubem. Pedro wszedł do Chelsea tak przebojowo, jak tylko było to możliwe. Swoją grą przyćmił nawet Edena Hazarda, który chyba powinien jeszcze ciężej zasuwać na treningach. Jeśli Hiszpan utrzyma formę z pierwszego meczu, to możemy być pewni, że Premier League zyskała nową gwiazdę. Nie tylko na papierze.
Po tak kolorowym wstępie można by przypuszczać, że Chelsea na stadion West Bromwich Albion wybrała się na spacerek. Nic bardziej mylnego. Abstrahując od Pedro, działo się naprawdę sporo. Thibaut Courtois na przykład obronił rzut karny, który zmarnował James Morrisson. Chłop tak się zdenerwował, tak się zawziął, że potem – po raz pierwszy w karierze w Premier League – zdobył dwie bramki. Dla Chelsea trafiali wspomniany Pedro, Diego Costa (z pięknej asysty… Pedro) oraz Cesar Azpilicueta.
To jednak nie koniec barwnych historii, bo w międzyczasie z boiska wyleciał John Terry, który zahaczył dobrze grającego, nowego piłkarza West Brom, Jose Rondona. Sędzia pokazał mu bezpośrednią czerwoną kartkę, którą obejrzał po raz pierwszy od pięciu lat. W poprzedniej kolejce został zdjęty w połówce, teraz również “zdjął się” sam przed czasem. Fatalny początek sezonu i niewykluczone, że Jose Mourinho straci cierpliwość i Terry, kapitan, na dobre rozsiądzie się na ławce.
Mniej emocjonująco było w Liverpoolu, gdzie Everton grał z Manchesterem City. Drużyna Manuela Pellegriniego nie grała jakoś fantastycznie i widowiskowo, ale tak jak w poprzednich meczach była do bólu skuteczna. Najlepiej zagrał David Silva, nieźle Raheem Sterling, którego każde zagranie i każdy kontakt z piłką analizowany jest pod mikroskopem elektronowym. Niektórzy zachodzą w głowę, jakim cudem mógł kosztować tak gigantyczne pieniądze. Rzeczywiście – Pedro był o ponad połowę tańszy, ale jest “trochę” starszy. No i nie jest Anglikiem.
Polecamy asystę Yayi Toure przy bramce Nasriego. Coś niebywałego.