Reklama

Bobel: Heynckes powiedział, że u niego zagrałbym 200 razy w Bundeslidze

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

17 maja 2024, 09:58 • 15 min czytania 28 komentarzy

Jupp Heynckes powiedział mu, że gdyby trafił do niego wcześniej, miałby dwieście meczów rozegranych w Bundeslidze. Poznał gorzki smak „Vizekusen”. Na ławce rezerwowych siadał obok Michaela Ballacka. Na treningach bronił strzały Toniego Kroosa, Arturo Vidala, Stefana Kiesslinga czy Simona Rolfesa, który jako dyrektor sportowy pomógł zbudować fenomen niepokonanej drużyny Xabiego Alonso. Piętnaście lat później Tomasz Bobel pracuje w sklepie Bayeru Leverkusen. W barwnej rozmowie opowiada o fenomenie mistrza Niemiec. Zapraszamy. 

Bobel: Heynckes powiedział, że u niego zagrałbym 200 razy w Bundeslidze

Spotykamy się na BayArenie. Bobel zagaduje klientów, sprzedaje tysiące klubowych akcesoriów, drukuje paragony, wystawia faktury, przelicza pieniądze, jest dobrym duchem sklepu. Czasami ktoś pyta go o czasy, gdy sam był bramkarzem Bayeru Leverkusen. W Bundeslidze ostatecznie nie zadebiutował, ale sam śmieje się, że podczas kariery spotykał wyłącznie świetnych piłkarzy i trenerów.

Tomasz Bobel: – Ostatnie trzy dni to szaleństwo, w sklepach klubu na BayArenie i Wiesdorfer Platz sprzedaliśmy ponad tysiąc koszulek. Musieliśmy jeszcze napisy nadrukować. Gdybyśmy robili to od razu, nie byłoby szans na wydostanie się z kotła. Sprzedaliśmy więc asortyment, klienci dostali rachunki i dopiero od południa mogli t-shirty odbierać. We wcześniejszych miesiącach rozeszło się ich między piętnaście a dwadzieścia tysięcy. Rekord pod każdym względem.

Spóźnionych kibiców Bayeru przyjmowałeś nawet po zamknięciu sklepu. 

Reklama

To urywek nowopowstałej mody na Bayer. Takiego sezonu już nie powtórzymy. Nieprawdopodobne, co się dzieje. Zwykle o tej porze roku koszulek już się nie zamawia. Przecież za miesiąc będą do kupienia komplety na nowy sezon. Na Bayer popyt jest jednak ogromny i ruszyła produkcja, bo jest mistrzostwo Bundesligi, a jeszcze do zdobycia Puchar Niemiec i Liga Europy.

W zakupach przodują „sezonowcy” czy kibice od zawsze?

Zdarzają się niesieni sukcesem „sezonowcy”, ale tą ostatnią koszulkę Bayeru zaproponowali sami kibice, dlatego też tak dobrze schodziła. Nie da się jednak ukryć, że sprzedaż napędzają wyniki.

Kiedy to się zaczęło?

Dużo obiecywać można było sobie po letnim okienku transferowym, kiedy do klubu przyszli Victor Boniface, Granit Xhaka, Jonas Hofmann, Alejandro Grimaldo, Nathan Tella czy Josip Stanisić. Mówiliśmy sobie, że jest szansa na dobry sezon. Rzeczywistość przerosła oczekiwania.

Mówiłeś mi, że najlepiej schodzą koszulki Xhaki, Grimaldo i oczywiście Floriana Wirtza. 

Reklama

Xhaka to fenomen. Kiedy obchodził z Arsenalu, wydawało się, że najlepsze lata ma za sobą. Bayer zapłacił za niego piętnaście milionów euro. Niby dużo jak za środkowego pomocnika po trzydziestce. Ale dawno się zwróciło. Rutyniarz, wprowadza spokój. Nie jest od goli i asyst. Ma panować nad zachowaniem balansu między defensywą a ofensywną, łatać dziury. Przebiegł najwięcej kilometrów spośród wszystkich piłkarzy w lidze.

Pod względem niemal wszystkich istotnych dla środkowego pomocnika parametrów to ścisła czołówka Bundesligi. 

Po ośmiu kolejkach miał trzy żółte kartki, ale już piątego „żółtka” nie zobaczył do trzydziestej kolejki i meczu z Borussią Dortmund. Pauzował dopiero ze Stuttgartem, kiedy losy mistrzostwa były przesądzone. To wynika z olbrzymiego doświadczenia. Gry nie tylko nogami, ale przede wszystkim głową.

Kto po za nim najbardziej ci w tym zespole imponuje?

Grzech kogokolwiek pominąć. Podoba mi się Hofmann. Świetnie zaczął, potem dopadła go „czkawka”, ale wnosi na prawej stronie niezbędne doświadczenie. Gwiazda numer jeden w drużynie to Wirtz, wiadomo. Błyszczy Jeremie Frimpong. Raczej nikt przed sezonem nie powiedziałby, że takie liczby wykręci Grimaldo. W środku pola wymiata Robert Andrich. Lubię takich gości, co „gumy” dają.

Niedawno debiutował w reprezentacji Niemiec, a zaraz będzie ich kluczową postacią na Euro 2024.

Kogoś takiego Niemcom brakowało w środku pola, murowany pierwszy skład u Juliana Nagelsmanna, Toniemu Kroosowi będzie czyścił pole. Nie można go tylko ograniczać do kopania przeciwników po nogach: potrafi rozegrać, ma dobry strzał.

Czujesz na co dzień atmosferę zbliżających się mistrzostw Europy?

W Leverkusen nie, bo w tym rejonie Niemiec jest natłok miast, które wcielą się w rolę gospodarza Euro: Dortmund, Gelsenkirchen, Duesseldorf czy Kolonia. W tej ostatniej mieszkam, tam akurat wszędzie są reklamy i czuć klimat. Mam nadzieję, że to będzie tak fajny turniej jak ten z 2006 roku. Niemcy zyskali tamtym mundialem sympatię całego świata.

2006 rok odrodził w Niemczech ducha kibicowania Die Mannschaft. Niecałe dwie dekady później kadra Niemców boryka się z problemem narodowej obojętności. Podczas meczu z Turcją w Berlinie zagrali de facto na wyjeździe, bo na trybunach zasiedli głównie kibice rywali.

Na koniec 2023 roku Niemcy w bardzo słabym stylu przegrali z Turcją i Austrią. Na Nagelsmanna spadła duża krytyka. Negatywny trend udało się to odwrócić marcowym zwycięstwami z Francją i Holandią. Wśród kibiców zniknęła frustracja. Wyczekują Euro. W DFB też zadbano, żeby podkręcać temperaturę. Na pewno widziałeś, jak przedstawili powołania: Wirtza ogłoszono na koncercie, Sane w galerii sztuki, Fuehricha w piekarni, Ruedigera w kebabie. Kuźwa, zajebisty pomysł. To się ludziom podoba.

Polski kibic, który przyjedzie do Niemiec na Euro, będzie mógł czuć się bezpiecznie? Przyznam ci, że są momenty, kiedy po Duesseldorfie, gdzie mam hotel, nawet w biały dzień chodzę z duszą na ramieniu. 

Gdzie jest teraz bezpiecznie? Dopiero ktoś postrzelił słowackiego premiera Roberta Fico. Niepokój wzbudza sytuacja na świecie: Ukraina, Palestyna, Izrael, Syria, Afryka. Można się bać. Oczywiście, migracje zmieniły ulice miast w Niemczech. Inna sprawa, że nie można wszystkiego do imigrantów sprowadzać. Sam jestem obcokrajowcem, który się tu osiedlił. Każdy człowiek, który potrafi się zachować, może w tym kraju zostać i nikt nie powinien mieć o to problemu. Sami nie wiemy jednak, jakie plany mają ci wszyscy ludzie napływający do Niemiec. Czy chcą w nich studiować, czy robić coś znacznie gorszego, tego nie da się przewidzieć. Nie można też drobiazgowo przeszukać każdego wchodzącego na stadion. Myślę przy tym, że na Euro będzie można się dobrze bawić, żyć turniejem, korzystać z niemieckiej gościnności.

Legendarny Jupp Heynckes naprawdę powiedział ci, gdy przechodziłeś na emeryturę, że gdybyście spotkali się wcześniej, to miałbyś dwieście meczów rozegranych w Bundeslidze, a nie tylko na jej zapleczu?

Sama prawda, to jego słowa. Niedawno miał zresztą urodziny. Dzwoniłem do niego z życzeniami. Powiedziałem, że czasy jego rządów w Leverkusen wspominam bardzo dobrze. Szkoda, że nie wygraliśmy wtedy żadnego tytułu. Może i nie grałem, ale Heynckes stworzył taką atmosferę, że czułem się pełnowartościowym zawodnikiem. Nigdy nie byłem zły, kontrakt w Bayerze podpisałem jako trzydziestopięciolatek, po Neftchi Baku. Nie jest tak łatwo w tym wieku dostać się do Bundesligi, ale szukali akurat doświadczonego bramkarza. Mieszkałem wtedy w Kolonii, nie musiałem wyjeżdżać, przenosić się, treningi pod nosem, wyznaczona rola w zespole, odpowiadał mi taki układ.

Kto wie, jak potoczyłoby się moje życie, gdybym na początku XXI wieku zamiast do Duisburga trafił do Energie Cottbus albo St. Pauli. Miałem stamtąd propozycje, a wchodziły te kluby wówczas do Bundesligi, więc pewnie bym w niej zadebiutował. A tak zostaje mi pożegnanie od Heynckesa.

Jakim był trenerem?

Ojcem.

Ojcem?

Opiekował się wszystkimi. Jego prawą ręką był Peter Hermann, najlepszy asystent trenera, jakiego tylko można sobie wyobrazić, najczęściej to on właśnie prowadził treningi. Heynckes się temu przyglądał i wyciągał mądre wnioski. Dbał, żeby piłkarze byli zadowoleni. Jak zawodnik nie grał w sobotę, to dostawał szansę w środę albo czwartek.

Xabi Alonso ma podobne podejście: dopieszcza rezerwowych. 

Heynckes powiedział mi teraz, że świetne wspomina pracę w Athletic Club, bo ludzie byli tam po prostu fajni. Xabi jest Baskiem. I właśnie taki jest, przenosi spokój na zespół.

Co jeszcze cechowało Heynckesa?

Śmieję się, bo naprawdę mam to na świeżo z życzeń, które składałem mu 9 maja. Do klubu za Heynckesa jeździło się z uśmiechem na twarzy, drużyna była skonsolidowana, piłkarze się lubili, dlatego też osiągaliśmy dobre wyniki.

W Bayerze nie zadebiutowałeś, bo pierwszym bramkarzem był wtedy świetny Rene Adler.

Moim zdaniem najlepiej wyszkolony technicznie niemiecki bramkarz w najnowszej historii.

Nie przesadzasz?

Kapitalny bramkarsko, do tego rewelacyjnie grał nogami. W tym drugim porównałbym go do Marca-Andre ter Stegena. Jeśli chodzi o technikę uderzania piłek, to bezdyskusyjnie najlepszy dla mnie był Adler. Manuel Neuer to oczywiście coś innego, gra bardziej ofensywnie, zrewolucjonizował futbol, na mistrzostwach świata w 2014 był absolutnie doskonały. Co by jednak było, gdyby Adler przed MŚ 2010 nie doznał kontuzji?

Miał pecha?

Olbrzymiego. Dużo się wtedy mówiło, że jak Neuer już wejdzie do bramki Niemiec, to dla Adlera może być pozamiatane. I tak się stało.

Ostatecznie Adler nie zrobił wielkiej kariery. 

Prześladowały go urazy. Gdyby był bardziej „fit”, to mógłby zrobić karierę poza Bundesligą.

Nie był „fit”?

Ciągle miał jakieś problemy z plecami. Pamiętam też, jak złamał żebro. Od młodego towarzyszył mu pech. Taki bramkarz, a nigdy nie zagrał w Lidze Mistrzów. Z Bayeru poszedł do HSV, kończył w Mainz.

Miałeś wrażenie, że jesteś w Polsce zapomniany?

Krzywdzące było przekonanie, że bramkarz regularnie broniący w 2. Bundeslidze jest gorszy niż golkiper ze Scottish Premiership.

Artur Boruc między MŚ 2006 a Euro 2008 wyrobił sobie markę jednego z najciekawszych europejskich bramkarzy spoza mainstreamu. 

Boruc był super bramkarzem. Ale bolał mnie lekceważący stosunek części polskiego środowiska do 2. Bundesligi. Nie sądzę, żeby była ona gorsza od pierwszej ligi w Szkocji. Z reprezentacji Polski nigdy nikt się do mnie odzywał. Ponoć był jakiś temat w 2006 roku, kiedy grałem w Erzgebirge Aue. Byłem w bardzo dobrej formie, „Kicker” wybrał mnie najlepszym golkiperem w lidze. Ale to tyle.

W Pucharze Niemiec graliśmy z Bayernem. Przegraliśmy 0:1, ale przepaści nie było, nie czułem kompleksów. 2. Bundesliga zawsze była mocna. Znałem wielu niewyróżniających się w niej piłkarzy, którzy szli do Bundesligi i mówiliśmy sobie: „Halo, co jest, to nienormalne, że ten gość jest taki dobry”. I wielu, którzy w niej błyszczeli, a szczebel wyżej przepadali. Tak to już jest, trzeba mądrze planować karierę i mieć trochę szczęścia. W Aue miałem na przykład ofertę z Augsburga, ale zmienił się trener i nic z transferu nie wyszło. Do Bayeru też mogłem trafić wcześniej, jeszcze prowadził ich Michael Skibbe, 2006 rok…

Czemu na to nie poszedłeś?

Nie wiedzieli, co stanie się z Benediktem Fernandezem, młodym hiszpańskim bramkarzem, ale wyzdrowiał i uznali, że pociągną z nim jeszcze dwa lata. W Erzgebirge Au po spadku do trzeciej ligi nie przedłużono ze mną kontraktu, pół roku spędziłem w Azerbejdżanie i wylądowałem w Bayerze, gdzie bardzo dobrze znał mnie trener bramkarzy Ruediger Vollborn.

Tamten Bayer był naszpikowany gwiazdami. Dlaczego nie udało mu się zdobyć mistrzostwa Niemiec?

Teraz jest inaczej, bo Bayer niebywale wystrzelił, ale spójrz, że Bayern nawet w dość słabym dla siebie sezonie zdobył siedemdziesiąt punktów, co w normalnych warunkach dawałoby mu to mistrzostwo Niemiec. Wtedy, w sezonie 2009/10 nie przegraliśmy dwudziestu czterech meczów z rzędu, ale liga też była bardziej wyrównana, oprócz Bayernu liczyły się jeszcze Schalke, Werder, BVB czy Stuttgart.

Tamten Bayer dusiła zmora „Vizekusen”. Reszta kraju widziała, że choć jesienią zazwyczaj gramy dobrą piłkę i wygrywamy, to wiosną wszystko się wali i na te siedem kolejek przed końcem drużyna popada w marazm. Wisiało nad nami widmo porażki. Całe szczęście, że to się skończyło.

Za mało się mówi, jak dobrym napastnikiem był Stefan Kiessling? Na treningach pewnie wiele razy broniłeś jego strzały. 

Trzeba wiedzieć, że Kiessling ogromnie pracował dla całego zespołu.

Ciekawe, często oglądałem wtedy Bundesligę, a nie tak go zapamiętałem. 

Biegał po dwanaście czy trzynaście kilometrów na mecz. I to jako napastnik!

Cholernie dużo.

Jak schodził z boiska, to widać było po nim, jak się napracował i naharował, ile serca zostawił. Szkoda, że nie nagrał się w reprezentacji, bo Joachim Loew potrzebował innego typu napastnika. Zarzucano mu, że miał braki techniczne, ale w Bundeslidze był królem strzelców, dla Bayeru nastrzelał ponad sto sześćdziesiąt goli, nie było w tym przypadku.

Już wtedy czułeś, że tak wielką karierę zrobi Toni Kroos?

Wiedziałem, że to kawał piłkarza. Na treningach było widać, jak niesamowicie jest technicznie wyszkolony, jak dużo widzi, jak skanuje przestrzeń, jaką ma podzielność uwagi. Posyłał piłki tam, gdzie tylko chciał, dyrygował grą. W szatni niby cichy, skryty, ale potrafił z boku wrzucić szpilkę. Miał dziewiętnaście, może dwadzieścia lat, a po takich jego drobnych inteligentnych wrzutkach myślałem sobie: „O, ma charakterek”. Niezadowolony był, jak nie grał, było to po nim widać, kierowała nim ambicja. Po latach mam satysfakcję, że miałem okazję z nim ćwiczyć, grać w sparingach, bo w Realu wygrał wszystko, co się tylko dało wygrać, i to po kilka razy.

A ty czułeś się kiedykolwiek pokrzywdzony, że cały czas tylko siedzisz na ławce?

Dwadzieścia trzy razy chyba siedziałem na ławce rezerwowych, a w Bayerze byłem najzdrowszym bramkarzem. Przez dwa lata ani razu nie miałem kontuzji.

Cóż, nie było okazji się poruszać.

Wszyscy się dziwili, że odszedłem z Leverkusen, bo zdrowy, bezproblemowy, dobry bramkarz…

Problemem był wiek?

Też, ale miałem jasno określoną rolę: nie robić konkurencji dla innych, tylko być gotowym, żeby w razie czego wskoczyć do bramki.

Każdego dnia miałeś nadzieję, że los się uśmiechnie?

Oczywiście, ale wiedziałem, jak jest. Na zajęciach nie było za to zmiłuj. Stąd też ten komplement od Heynckesa: „Bobo, na treningach byłeś niesamowity!”.

Dlaczego z dużej piłki tak szybko wypadł Renato Augusto?

Kilka razy był kontuzjowany, ale zgubiła go specyfika latynoskiego charakteru, a ten jest nawet ważniejszy od talentu. Piłkarzom z południowych regionów świata czasami brakuje zapału. Takiego zrozumienia, że nie wszystko jest im z góry dane, tylko wypada nad tym przynajmniej jeszcze trochę popracować. Szkoda, bo naprawdę fajny piłkarz. Wyróżniał się technicznie i szybkościowo.

Nie był pracowity?

Tego nie powiem, ale porównuję go z Arturo Vidalem, bo to dwa przeciwieństwa.

Wszyscy ludzie, którzy znali Arturo Vidala za jego młodu powtarzają, że choć bywał cwaniakowaty i lubił chociażby obstawianie gonitw konnych, to harował na treningach, jak nikt inny w Chile. Nazywano go nawet „zjadaczem kurzu”, bo od rana do nocy latał po podwórku cały umorusany. 

Wojownik. Szedł w ogień, zajebisty biegowo i kondycyjnie, genialny w grze głową, prawie kompletny pomocnik, typ z gatunku Gattuso. Każdy chciałby mieć takiego gościa w drużynie. Renato Augusto na boisku był od niego mniej zdyscyplinowany, wymagał większej wolności, nie chciał pracować w tyłach. Ich kariery się rozjechały, bo tym się właśnie różnili. Nieprzypadkowo jeden po Bayerze grał w Barcelonie, Juventusie i Bayernie, a drugi w Brazylii i Chinach.

Przy tym wszystkim Vidal był aż tak szalony, jak mówią?

Heynckes mądrze go ustawił: „Słuchaj, kilka rzeczy masz zrobić po mojemu i będziesz grał”. Wcześniej Vidal bywał zbyt dziki, golił przeciwników na równo. Jupp ubrał to w ramy, te jego ataki nabrały większego sensu, choć i tak często łapał żółte czy czerwone kartki.

Spodziewałeś się, że tak dużo dla Bayeru po latach znaczyć będzie Simon Rolfes, który jako dyrektor sportowy walnie przyczynił się do budowy drużyny Xabiego Alonso?

Nie myślałem, że w takiej roli wróci do Bayeru. Bardzo dobrze prosperowała jego firma „Rolfes&Elsaesser – The Career Company”, zrobił menadżerskie papiery…

Występował w ZDF.

Bardzo inteligentny chłopak. Mądry był też na boisku. Dobry kapitan.

Co się pod tym kryje?

Walczył o drużynę. O jej prawa. Trzymał zespół w ryzach. Dawał innym przykład. Cieszę się, że po latach wrócił i tak to wszystko wraz z prezesem Fernando Carro poukładał. Robią świetne transfery.

Carro w piłce wziął się trochę znikąd. Wyłapała go firma headhunterska, kiedy w branży wydawniczej miał pod sobą siedemdziesiąt tysięcy osób. 

W przeszłości miał związki z piłką nożną, ale o tym dowiedziałem się dopiero niedawno. Przede wszystkim zna się jednak na biznesie. Wie, jak operować na dużych kwotach, poruszać się na rynku, sprzedawać, kupować, dbać o bilans finansowy. Kiedy przyszedł, od razu powiedział, że nie interesują go drugie i trzecie miejsca, bo chce wygrać tytuł. I szybko mu się to udało. To było ostateczne odcięcie łatki „Vizekusen”.

Kto z Bayeru Leverkusen 2010 mógłby grać w pierwszym składzie Bayeru Leverkusen 2024?

Kroos, na pewno. Sami Hyypia, skromny, normalny, może najfajniejszy piłkarz dużego kalibru, jakiego poznałem. Vidal, Michael Ballack, przeciężko wybrać.

Obserwowałeś z bliska, jak Ballack kończył karierę. 

Dwa jego ostatnie lata w Bayerze pewnie zwróciły się finansowo, ale piłkarsko nie ułożyło się to najlepiej. Długo był kontuzjowany, miał pecha, zabrakło mistrzostwa, jakiegokolwiek trofeum. „Efekt Ballacka” miał wnieść więcej do klubu niż realnie wniósł.

Zawsze porównywałem go do Zinedine Zidane’a. Pomocnik, który bardzo dużo biegał, był świetnie wyszkolony technicznie, i najważniejsze: strzelał mnóstwo ważnych bramek. Rewelacyjnie grał głową, sam mi tak strzelił w Pucharze Niemiec, kurde. Szkoda, że w Chelsea złapał paskudny uraz.

Kevin-Prince Boateng go sfaulował w finale FA Cup. 

Stracił RPA. Dla mnie najlepszym niemieckim piłkarzem jest Lothar Matthaeus, ale Ballack też jest w ścisłym gronie. Jak wchodził do szatni Bayeru, to czuło się, że to postać. Przez lata grałem w Aue, on pochodził z Chemnitz, to jeden okręg administracyjny. Miałem z nim bardzo dobry kontakt, jestem od niego trzy lata starszy, na zgrupowaniach często o pewnych rzeczach rozmawialiśmy, ale teraz nie mogę ci powiedzieć, o czym konkretnie!

Rozumiem, jak tak liczymy, to otarłeś się o całą plejadę gwiazd. 

Śmieję się, że przez moją karierę przewinęli się tylko super piłkarze i dobrzy trenerzy, bo w tej drugiej kategorii Hans Krankl, Toni Schumacher, Pierre Littbarski, Heynckes.

Kibice Bayeru cię pamiętają?

Tak, w sklepie mnie czasami zaczepiają. Pogadamy o piłce. Powspominamy, jak to kiedyś było. Często do tego gram w oldbojach Bayeru, chociażby na halowych turniejach, to też fajna sprawa. Zaskakująco dużo ludzi poznaje mnie również po wspomnieniach z innych drużyn. „O, ty byłeś w Fortunie Koeln”, słyszę czasami. Albo: „Ej, pamiętam cię z MSV Duisburg”. Jak grałem w Erzgebirge Aue i bywałem w Dreźnie, to mnie zaczepiano, całkowicie sympatycznie: „Nie boisz się tu chodzić?”. Bo to zawsze konflikty z Dynamem.

Jak właściwie trafiłeś do sklepu Bayeru?

Miałem propozycję bycia trenerem bramkarzy, ale nie chciało mi się jeździć po pięćset czy sześćset kilometrów z Kolonii, a przez kolana, barki i plecy chciałem zająć się czymś innym. Skończyłem szkolenie handlowe i zapytałem o możliwość pracy w Bayerze. Odpowiedzieli, że jest jeden sklep i szukają pracownika. Wiadomo, że mnie znali, więc miałem łatwiej, ale też musiałem pasować im charakterologicznie. Jakby mnie znali ze złej strony, to nikt by mnie nie przyjął. A znali z dobrej.

Bayer może na dłuższą metę zrzucić z tronu Bayern?

Tak to w Niemczech działa, że latem tylko w Bayernie mają prawo mówić o swoich mistrzowskich aspiracjach. W Bayerze, BVB, Lipsku czy każdym innym klubie Bundesligi trzeba tonować nastroje, w innym wypadku zaduszą cię media. Wierzę jednak, że mamy wszystko, żeby z nimi walczyć. Nie tylko w tym sezonie, ale też w następnym, jeszcze następnym i jeszcze w następnym!

Czytałem, że rzadko chodzisz na BayArenę. 

Nie jest tak, że nie lubię chodzić na stadion, ale jakoś tak wolę mecze oglądać w telewizorze. Na trybunach trzeba często stać obok ludzi, którzy gadają kompletne bzdury. Mądrzą się, że ten jest zły, tamten wszystko psuje, tego trzeba sprzedać. Nie chce mi się tego słuchać. Ostatnio jednak na BayArenie panuje super atmosfera, doping jest pierwszorzędny. Podczas półfinału Ligi Europy z Romą byłem zachwycony. Tak się wkręciłem, że aż znów chciałem założyć rękawice i zejść tam na dół. Przez chwilę, bo było, minęło, nie wróci, mam nowe życie i nie zamierzam narzekać.

ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK

Czytaj więcej o niemieckiej piłce:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
3
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Komentarze

28 komentarzy

Loading...