Reklama

Wolsztyński zabierze puchary Górnikowi? Matko boska, co za sezon…

Paweł Paczul

11 maja 2024, 17:10 • 2 min czytania

Górnik Zabrze, który zawstydza wszystkich bogatych, bo przy swoich pozaboiskowych problemach gra świetnie i może wejść do pucharów, miałby zostać pozbawiony tej Europy przez Łukasza Wolsztyńskiego? Matko boska, ten sezon jest popieprzony.

Wolsztyński zabierze puchary Górnikowi? Matko boska, co za sezon…

Naprawdę mogliście zapomnieć o istnieniu Wolsztyńskiego w polskiej piłce. W poprzednim sezonie nie strzelił ani jednego gola, czy to na poziomie drugiej ligi, czy to pierwszej. Mimo wszystko wzięła go Stal, znana z odgruzowywania piłkarzy, ale nawet ona odgruzować go nie zdołała, bo Wolsztyński pojawiał się na boisku incydentalnie i oczywiście strzelić niczego nie potrafił.

Reklama

Aż do dziś.

Wszedł i jak gdyby nigdy nic podbił sobie piłkę głową, a potem pieprznął z woleja na 1:1 w ostatniej minucie meczu. Wyglądał, jakby robił to co mecz, jakby był futbolowym przekozakiem, a nie gościem odkurzonym z Kotwicy Kołobrzeg.

Co jeszcze masz dla nas Ekstraklaso? Lądowanie kosmitów w trakcie multiligi? Dowołanie przez Legię Wojtka Kowalczyka i jego hattrick z Lechem? Bramkę Patryka Klimali, efektownego Lecha Poznań?

Naprawdę nie mamy już pojęcia, gdzie ta liga planuje się zatrzymać, skoro co chwila wymyśla coś nowego, równie absurdalnego jak piękny gol Łukasza Wolsztyńskiego w kluczowym momencie sezonu Górnika.

A wydawało się, że zabrzanie podnieśli się po dostaniu w cymbał od Cracovii i dzisiaj sięgną po trudno zdobyte, ale jednak trzy punkty. Stal nie położyła się przed gospodarzami i wcale nie była łatwym przeciwnikiem. ale Górnik i tak powinien pokusić się o więcej niż jednego gola, którego z wolnego upolował Pacheco.

Niestety – albo celowniki były źle nastawione, albo świetnie bronił Kochalski. Na przykład w pierwszej połowie golkiper Stali nie mógłby nic poradzić, gdyby Szcześniak z pięciu metrów zdecydował się trafić w bramkę. No, ale takiej decyzji obrońca najwyraźniej nie chciał podjąć. Z kolei geniusz Kochalskiego ujawnił się choćby wtedy, gdy też z okolicy piątki na kapitalnym refleksie odbił dobitkę Musiolika.

Zatem gospodarze naprawdę mieli argumenty, by nie oglądać się na Wolsztyńskiego (rany…) i sprawić, że jego trafienie byłoby tylko honorowe. Grali zdecydowanie lepiej niż z Cracovią, było w nich o wiele więcej jakości, spokoju (wydawało się) i chęci zwycięstwa ze świadomością, jakie drzwi może ono otwierać.

Ale przyszedł Wolsztyński (o rety, o rety) i być może zatrzasnął je Górnikowi przed nosem. Natomiast dopóki piłka w grze – nic straconego. To taki rok, że na koniec może wyjść Dumbledore i przyznać komuś dodatkowe punkty, bo tak.

CZYTAJ WIĘCEJ:

Fot. Newspix

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama