Lechia Gdańsk pewnie zmierza po awans do Ekstraklasy, choć przed sezonem, z uwagi na problemy natury organizacyjnej, na taki scenariusz nie postawiłby raczej nikt. Trener „Biało-Zielonych” Szymon Grabowski w rozmowie z „TVP Sport” podkreśla, że początki w tym klubie były ciężkie, ale dzięki temu też ten zespół się wzmocnił mentalnie, za czym poszły też wyniki sportowe.
W letnim okresie przygotowawczym w Lechii Gdańsk panował taki harmider organizacyjny, że klub musiał odwołać jeden ze sparingów, gdyż… brakowało mu ludzi do grania. Transferów dokonywano w ekspresowym tempie tuż przed rozpoczęciem sezonu. Lechia nie wyglądała na poważną, zorganizowaną markę, która realnie powalczy o szybki powrót do Ekstraklasy.
Minęło dobrych kilka miesięcy i na cztery kolejki przed końcem sezonu podopieczni Szymona Grabowskiego są liderem I ligi i nad trzecią drużyną mają osiem punktów przewagi. – Muszę być szczery. Początek sezonu nie zwiastował tego, że może się to dla nas tak dobrze ułożyć. Praca sztabu, moja, zawodników, działaczy i Paolo Urfera została wynagrodzona. Wszyscy dołożyliśmy znaczną cegiełkę do tego, żebyśmy dzisiaj mogli siedzieć w tym miejscu i z optymizmem patrzeć na końcówkę ligi – uważa szkoleniowiec „Biało-Zielonych”.
– Nie było kolorowo i tak łagodnie to nazwę. Był okres, w którym zawodnicy odchodzili i nie wiedzieliśmy, w którą stronę klub będzie zmierzał. Jednak pierwsza rozmowa z Paolo Urferem spowodowała we mnie wewnętrzny spokój. Właściciel realizował kolejne kroki, a to utwierdziło mnie w przekonaniu, że Lechia Gdańsk jest w dobrych rękach i będzie dla mnie właściwym klubem, jeżeli chodzi o rozwój. Warunki, które stopniowo zostały stworzone, dawały nadzieję, że możemy myśleć o czymś więcej, niż tylko graniu w pierwszej lidze – opowiada o trudnych początkach Grabowski.
– To nie tylko w Lechii, ale ogólnie w piłce im gorzej, tym lepiej. To tyczy się szatni. Duży szacunek dla chłopaków, którzy wsiedli do autokaru i pojechali na pierwszy ligowy mecz do Głogowa. Nikt nie stawiał nas w roli faworyta w tym meczu. Wszyscy myśleli, że jedziemy tam przyjąć kilka bramek i przegrać mecz. Okazało się inaczej. Po tej radości w szatni widziałem pozytywną energię, która jest przekładana do dzisiaj. Cieszę się, że każdy kolejny zawodnik, który do nas dołączał, szybko się wkomponował, dostał wsparcie od szatni i mogę dziś powiedzieć, że mam bardzo mocny kolektyw – zaznaczył.
WIĘCEJ O I LIDZE:
Fot. Newspix