Reklama

Atalanta zmierzy się z Juventusem w finale Pucharu Włoch

Bartek Wylęgała

Autor:Bartek Wylęgała

24 kwietnia 2024, 23:20 • 2 min czytania 1 komentarz

Atalanta zdołała odwrócić losy dwumeczu i zameldowała się w finale Pucharu Włoch. W rywalizacji zdominowała Fiorentinę, pokonując ją trzema bramkami.

Atalanta zmierzy się z Juventusem w finale Pucharu Włoch

Fiorentina wygrała pierwszą konfrontację skromnie. Na rewanż do Bergamo przyjeżdżała z jednobramkową zaliczką. Co gorsza, była zdecydowanym underdogiem w starciu z mocniejszą Atalantą.

Na boisku było to widać od samego początku. Już w 8. minucie wynik meczu otworzył Teun Koopmeiners, a niewiele później absolutnie śliczny strzał oddał Gianluca Scamacca. To drugie trafienie nie zostało jednak zaliczone po interwencji VAR-u, i patrząc na urodę tego uderzenia, szkoda.

Reklama

Drugą połowę z przytupem otworzyła z kolei drużyna Fiorentiny. Lucas Martinez Quarta z bliskiej odległości wepchnął piłkę do bramki. Radość gości trwała krótko, bo w 75. minucie przymierzył i huknął ponownie Scamacca. Tym razem arbiter nie wyraził żadnych wątpliwości.

I bardzo dobrze, bo drugiego rabunku z kandydatki do gola sezonu byśmy nie przeżyli.

Sekundy upływały niemiłosiernie. W doliczonym czasie gry “Viola” zaczęła więc być nieco zdesperowana. Na tej nerwowości skorzystali faworyci, którzy dwukrotnie ukąsili przeciwników. Najpierw w czwartej doliczonej minucie bramkę zdobył Ademola Lookman, a kilkadziesiąt sekund po zakończonej analizie VAR wynik rywalizacji ostatecznie zamknął Mario Pasalić.

Atalanta ograła Fiorentinę w dwumeczu 4:2 i zagra o Puchar Włoch. W finale zmierzy się z Juventusem, który awansował, dzięki bramce Arkadiusza Milika. Ekipa z Bergamo ma zatem szansę na zdobycie drugiej Coppa Italia w historii. Wcześniej sięgnęli po to trofeum raz – w 1963 roku.

Reklama

Atalanta – Fiorentina 4:1 (1:0) pierwszy mecz: 0:1

Bramki: T. Koopmeiners 8′, G. Scamacca 75′, A. Lookman 90’+4, M. Pasalić 90’+8 – L. Martinez Quarta 68′

Więcej na Weszło:

Fot. Newspix

Nie Real, nie Barcelona, a Jordan-Sum Zakliczyn. Szczerze wierzy, że na około stumiejscowy stadion z atrakcyjnym dojazdem zawita jeszcze kiedyś Puchar Mistrzów. Do tego czasu pozostaje mu oglądanie hiszpańskiej i portugalskiej piłki. Czasem lubi także dietę wzbogacić o sporty walki, a numerowane gale UFC są dla niego świętem porównywalnym z Wielkanocą. Gdyby mógł, to powiesiłby nad łóżkiem plakat Seana Stricklanda, ale najpierw musi wymyśleć jak wytłumaczy się z tego znajomym.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

1 komentarz

Loading...