Zastanawiamy się, który z wybuchów był głośniejszy. Ten huk petard, które lądowały na policyjnych samochodach, pod domami działaczy i w niszczonych sklepach, gdy sfrustrowani i załamani kibice River Plate demolowali Buenos Aires po spadku ich ukochanego klubu? A może jednak wybuch radości wczoraj, na słynnym Estadio Monumental, na którym ci sami fanatycy świętowali zwycięstwo w południowoamerykańskim odpowiedniku Ligi Mistrzów? Głośniejsze było uderzenie o glebę, o dno, gdy legendarny klub po raz pierwszy w historii spadał z ligi, czy jednak wczorajsza eksplozja, ekstaza na stadionie, gdy River Plate wróciło na tron?
Niebywała historia, niebywałe emocje, niebywały hałas. Dwie najgłośniejsze noce w historii biało-czerwonej części Buenos Aires dzieli trochę ponad cztery lata. Tamtą z 2011 roku wspomina się do dziś. Zapłakani kibice z kilkudziesięcioletnim stażem na stadionie idący ramię w ramię z młodziakami z mlekiem pod nosem. Wokół zgliszcza. Uwolniona frustracja przeleciała jak huragan przez ulice Buenos Aires. Przeszło siedemdziesięciu rannych.
Choć biorąc pod uwagę skalę reakcji – rany na psychice dotyczyły kilkudziesięciu tysięcy ludzi obecnych na stadionie.
26 czerwca 2011. 1:1 z Belgrano. Po porażce 0:2 w pierwszym meczu barażowym, River Plate spada do niższej ligi. Pierwszy raz w historii, padając ofiarą ustawionego właśnie pod gigantów z Buenos Aires systemu spadków. Daniel Passarella, człowiek numer jeden z klubie, zaczyna się obawiać o swoje życie. Matias Almeyda słyszy, że nie ma jaj. A kibice wyglądają, jakby mieli za moment zmienić tę metaforę w medyczny opis sytuacji Argentyńczyka. Chaos na ulicach. Splądrowane sklepy. Spalone samochody.
Jeśli ktoś spróbowałby pocieszyć wówczas rozwścieczoną masę przewalającą się przez ulice, że nie minie pięć lat, a Los Millonarios będą na szczycie nie tylko w Argentynie, ale w Copa Libertadores… Prawdopodobnie dostałby w łeb.
Passarella jednak przekonuje: odejdę tylko nogami do przodu. Kibice początkowo uznają to za swego rodzaju wyzwanie i zachętę do zakończenia przygody byłego selekcjonera z klubem, ale ostatecznie włodarze River Plate otrzymują drugą szansę.
*
Upadek – jak zresztą w wielu innych klubach na świecie – stał się impulsem do zmian. Almeyda postanowił zawiesić buty na kołku i odkupić swoje winy jako trener. Klubowi włodarze ściągnęli plejadę gwiazd – od Cavenaghiego przez Ponzio aż do Davida Trezeguet. Od razu podjęto walkę o powrót do najwyższej ligi, rok później River Plate wygrało drugą ligę, a przy okazji również największy turniej młodzieżowy Ameryki Południowej rozgrywany przez piłkarzy U-20. Wrócił nadzieje na lepszą przyszłość.
Od powrotu do najwyższej ligi, trwa wysoki lot River Plate ukoronowany podwójnym zwycięstwem w tym sezonie. Copa Sudamericana w grudniu, Copa Libertadores w sierpniu. Dwa największe trofea dostępne dla argentyńskiego zespołu udało się zdobyć tuż po tym, jak Los Millonarios dołożyli do gabloty m.in. medale za 36. triumf w lidze i zwycięstwo w “Superfinale” między zwycięzcami ligi otwarcia i zamknięcia. Jakby tego było mało – na drodze do kolejnych wiktorii udawało się upokarzać lokalnego rywala, jak choćby wówczas, gdy kibice Boca Juniors “pomagali” swoim piłkarzom poprzez… wrzucenie puszki z gazem łzawiącym między graczy River Plate. Dwumecz derbowy zakończył się więc wynikiem 1:0 na murawie (rewanż przerwano przy stanie 0:0) a 4:0 uwzględniając decyzję o walkowerze za zachowanie kibiców z La Bombonery.
River Plate od momentu spektakularnego upadku wygrało trzy puchary kontynentalne, jeden międzykontynentalny (Supercopa Euramericana, w którym River Plate pokonało 1:0 Sevillę) ligę “Torneo Final” oraz Torneo Superfinal.
Wczorajsze 3:0 z Tigres, z Cavenaghim, Ponzio i Sanchezem w składzie, z Javierem Saviolą na ławce, potwierdza, że River Plate już na dobre zażegnało okres “RiBer” – jak przezywali swoich sąsiadów kibice Boca Juniors zadowoleni ze spadku derbowego rywala do ligi Primera B.
Klimat!
6 sierpnia 2015. Trochę ponad cztery lata od feralnego sezonu zakończonego spadkiem. Identyczna noc w gorącym Buenos Aires. Raz jeszcze ulice rozświetlone racami i zasypane kibicami w biało-czerwonych szalikach. Tym razem powód zalania przez nich stolicy Argentyny był jednak zgoła inny. Raj. Spełnienie marzeń o powrocie na szczyt. Żeby tam dojść trzeba było przebrnąć przez piekło.
Udało się.