Pamiętacie, co robiliście w wieku 17 lat? Bo ja tak: po szkole pykałem w piłkę w okręgówce, a po piłce brałem pada w rękę i grałem w Fifę. Ot, zwyczajne życie nastolatka bez żadnych fajerwerków i udziwnień, życie, jakich mnóstwo wokół w okresie dojrzewania. Wtedy jeszcze nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że mój rówieśnik mógłby grać w Lidze Mistrzów pierwsze skrzypce. Nie, nie w grze komputerowej, tylko na prawdziwym boisku z prawdziwymi kozakami tej dyscypliny. Ale niestety nie urodziłem się w Katalonii, nie chodziłem do szkółki Barcelony i nie znałem kogoś takiego, kim stał się dla kolegów z ławki Pau Cubarsi.
Ba, jeszcze kilka miesięcy Cubarsi patrzył, jak świat zaczyna zachwycać się Laminem Yamalem, z którym przecież uczęszcza na te same lekcje. Jednego dnia pakował mu zgniłą kanapkę do szafki w ramach żartu, a drugiego pakował z nim sprzęt na mecz La Liga. Role nie tyle się odwróciły, co teatr otworzył się na większą liczbę młodziutkich aktorów. I tak oto 18 stycznia, kilka dni przed 17. urodzinami, dowiedzieliśmy się o istnieniu hiszpańskiego obrońcy. Xavi dał mu szansę w wyjazdowym starciu z trzecioligowym Unionistas w Pucharze Króla, a kilka dni później rzucił na głęboką wodę z Realem Betis. I co? Prawie trzy miesiące później okazuje się, że Cubarsi nie tylko się nie zatopił, ale wręcz stał się jednym z najlepszych piłkarzy w zespole.
Wśród stoperów Barcelony trudno przypomnieć sobie takie objawienie
W ostatnich kilkunastu latach Barcelonie nie brakowało prób znalezienia perspektywicznych stoperów: albo wychowanych w La Masii, albo ściągniętych małym kosztem z Francji czy Brazylii. W ostatnich latach udało się wykreować Ronalda Araujo, ale wcześniej było naprawdę biednie. Wystarczy sięgnąć pamięcią po nazwiska Bartry, Minguezy i Mirandy, a także Todibo czy Marlona. Niektórzy w tych barwach nawet trochę pograli – częściej z gorszym skutkiem, niż można było się spodziewać – jednak przy żadnym z nich nie dało się stwierdzić tego, co w każdym tygodniu pokazuje Pau Cubarsi z absurdalnie wczesnym startem w seniorskiej piłce na najwyższym poziomie. Mianowicie, że ma nie tylko gigantyczny potencjał, ale też zadziwiającą jakość i dojrzałość. Gdyby wykazano mu przekręcony licznik, absolutnie nikt nie mógłby być zdziwiony. To oczywiście niemożliwe, to nie Afryka, choć sami piłkarze Barcy na czele z Robertem Lewandowskim nie ukrywają zdumienia w wypowiedziach pomeczowych na pytania o boiskowe zachowania 17-latka.
Odkąd Cubarsi trafił do wyjściowej jedenastki w swoim debiucie, praktycznie z niej nie wypada. Xavi raz nie wystawił go od 1. minuty – w ćwierćfinale Pucharu Króla z Athletikiem, w którym Hiszpan i tak wszedł z ławki na 50 minut. I tak jak całe spotkanie w Neapolu obserwował z wygodnego fotela przy linii bocznej, tak wczorajszym debiutem w Lidze Mistrzów zapisał się w historii nie tylko klubu, ale też rozgrywek, zgarniając tytuł MVP.
Pau Cubarsi z Napoli (za Tomasz Ćwiąkała):
- Pojedynki: 8/8
- Odbiory: 11
- Przechwyty: 5
- Pojedynki powietrzne: 3/3
- Faule: 0*
- Długie podania/celne: 12/9
- Progresywne podania/celne: 11/7
- Podania w kierunku ostatniej tercji/celne: 3/3
- Najwyższa średnia długość podania w Barcelonie
*faulu w polu karnym na Osimhenie nie było – to napastnik Napoli pierwszy nakrywa stopą stopę Cubarsiego
Pau Cubarsi ma wszystko, żeby zostać topowym obrońcą
Tylko w marcu najpierw schował do kieszeni Nico Williamsa, z którym toczył ważne pojedynki na swojej stronie boiska, później nie dawał żyć Larinowi i Muriqiemu z Mallorki, dwóm trudnym do upilnowania napastnikom z racji ich odmiennej charakterystyki, a wczoraj bezpardonowo kasował Osimhena. Araujo u jego boku, jeden z najlepszych defensorów na świecie, mógł być dumny, bo o osiem lat młodszy kolega momentami wyglądał w tych pojedynkach lepiej niż on sam.
A przecież defensywa to nie wszystko. Dość powiedzieć, że Cubarsi łączy cechy, których brakuje Urugwajczykowi i Christensenowi, który swoją drogą, gdyby nie eksperymentalna pozycja na “szóstce”, najprawdopodobniej zostałby wygryziony przez 17-latka. Zwrotność, szybkość, siła fizyczna, agresja w doskoku, a do tego kapitalne długie piłki, jakość pierwszego kontaktu i podania przeszywające linie – to wszystko niezależnie od klasy rywala prezentuje już 17-letni Pau Cubarsi. Jeśli szukać porównań, mając “tylko” 184 centymetrów wzrostu, nawiązuje elegancją w grze do Ronalda Koemana, a co niektórzy widzą w nim domieszkę Puyola.
Owszem, nie ma co wybiegać za daleko, bo Cubarsi zagrał dopiero 12 meczów w piłce seniorskiej (918 minut). Ale na podstawie nawet tak małej próbki można stwierdzić, że to fenomen. To samo mówiliśmy o Gavim, który jak już wszedł do składu Barcy w tym samym wieku, przez dwa lata nastukał 128 meczów, w tym 27 w dorosłej reprezentacji Hiszpanii, aż do – niestety, to druga strona medalu jego nadmiernego eksploatowania – zerwanych więzadeł w kolanie.
Reprezentacja Hiszpanii zaciera ręce…
W Hiszpanii już mówi się, że Luis de la Fuente, tak znienawidzony przez kibiców Barcelony za żyłowanie młodych piłkarzy “Dumy Katalonii”, szykuje powołanie także dla Cubarsiego. Nic w tym dziwnego z dwóch powodów: raz, że Cubarsi to zjawisko na skalę Yamala, tylko na innej pozycji, a dwa – wystarczy spojrzeć na obecny rynek hiszpańskich stoperów, żeby zrozumieć, jakim skarbem dla “La Furia Roja” może stać się Cubarsi.
W ostatnim czasie Hiszpanie musieli wręcz naturalizować Francuza Robina Le Normanda z Realu Sociedad, żeby mieć więcej opcji do pary m.in. z Davidem Garcią, piłkarzem Osasuny, albo Inigo Martinezem, który w Barcelonie nie jest nawet stoperem nr 3. Jest jeszcze Aymeric Laporte, który jednak wypisał się z poważnego futbolu po odejściu do ligi saudyjskiej, a także Pau Torres, co do którego często można mieć zastrzeżenia. A zatem Cubarsi jest w stanie rozwiązać więcej problemów w kadrze niż klubie, co w Katalonii powoli wzbudza obawy, czy kolejny cudowny nastolatek nie pójdzie śladami Pedriego. Tego biednego Pedriego, który do dziś pokutuje za rozegranie ciągiem ponad 70 meczów na wszystkich frontach, nawet olimpijskim, w sezonie 2020/2021.
Jaka przyszłość czeka Cubarsiego? Jeśli uda mu się uniknąć poważnych urazów, wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że naprawdę wielka. Jeśli jako najmłodszy podstawowy obrońca w historii fazy pucharowej Ligi Mistrzów notujesz taki występ jak z Napoli, który nie jest wyjątkiem od reguły, tylko potwierdzeniem twojej klasy na przestrzeni miesięcy, musisz zajść daleko. To imponujące, a zarazem dające do myślenia, że dziś już nie jeden, a dwóch wychowanków z rocznika 2007 ma wyraźny wpływ na wyniki Barcelony.
Więcej o młodych piłkarzach Barcelony:
- Pedri. Historia najcenniejszej perły na Teneryfie
- Nauka o zarządzaniu. Lamine Yamal a inni nastolatkowie
- W Barcelonie narodził się kolejny “Golden Boy”. To Gavi
Fot. Newspix