Boska siła sprawiła, że odrzucił go Real Madryt. Sam odmówił CD Tenerife, bo obiecał swoim kolegom, że ich nie zostawi. Wychował się w świecie piłkarskich wartości przekazywanych z pokolenia na pokolenie, a Barcelonę miał we krwi, zanim się w ogóle urodził. Na podwórku naśladował Gerarda Pique, by wieku 15 lat przeobrazić się w piłkarza, który chciał robić na boisku wszystko. Ojciec próbował przekonać go do wielkości Michaela Laudrupa, ale plany pokrzyżował Andres Iniesta. Zakochał się w nim trener Las Palmas, z podziwem traktuje go Ronald Koeman. Biją od niego skromność i normalność, które wpajali mu rodzice. Pracowitość i zespołowość, których uczyła akademia z rodzinnego miasta. Pedri. Jedna z niewielu rzeczy, która udała się Josepowi Marii Bartomeu.
Oto jego historia.
Tegueste, niewielkie miasteczko na Teneryfie, luty 2018 roku. Jedną z głównych ulic podąża mikry 15-latek z piłką raz po raz fruwającą w powietrzu, nie za wysoko, idealnie do żonglerki. Czyni z nią cuda, zapominając na chwilę o głodzie i wyczerpaniu, które dopadły go po treningu w niedalekim La Laguna. Spragniony smaku swojej ulubionej szynki serrano, dociera do miejsca, z którym wiąże ponad dekadę wspomnień. Podskórnie czuje, że coś unosi się w powietrzu, ale pobudzony zmysł węchu wycisza wszystko inne. Mija szyld “Tasca Fernando”, wchodzi do baru, kieruje się w stronę kuchni. Z szerokim uśmiechem na twarzy zauważa go tata, z mniejszym entuzjazmem patrzy nań mama. Coś jest nie tak. Ulubiony przysmak już czeka na stole, ale rodzice zachowują się inaczej niż zwykle.
Są poddenerwowani. Chłopiec wysila się na pytający wzrok, w międzyczasie pochłaniając coraz to większe kęsy szynki, aż w końcu dostaje odpowiedź. “Synu, chciałby sprawdzić cię Real Madryt”.
Pedri zaniemówił.
W jego głowie pojawia się milion myśli na sekundę, wraz z tą, że od dziecka kibicuje przecież Barcelonie. Po chwili namysłu odkłada jednak życiowe sympatie, zdając sobie sprawę, że na horyzoncie pojawiła się życiowa szansa. U progu jego domu stanął jeden z największych klubów na świecie.
Kim jest Pedri, reprezentant Hiszpanii i piłkarz Barcelony?
15-latka wypatrzył Sixto Alfonso, skaut “Królewskich”, spec od wyszukiwania talentów na Wyspach Kanaryjskich. To człowiek odpowiedzialny m.in. za odkrycie Jese Rodrigueza, Vitolo, Jeffrena czy Pedro, ale tym największym, niedoszłym do skutku, był David Silva. – Silvę proponowałem Realowi dwukrotnie. Za pierwszym razem zrobił duże wrażenie, spodobał się naszym obserwatorom, ale ostatecznie usłyszał odpowiedź negatywną. Powód? Za niski, za chudy. Nalegałem, żeby sprawdzili go raz jeszcze i po trzech miesiącach David znów przyjechał do Madrytu. Tym razem miał za sobą kilkanaście tygodni trenowania na siłowni, wyglądał zdecydowanie lepiej. W trakcie testów zagrał mecz przeciwko Valencii, która wykorzystała fakt, że Real nie potrafił zdecydować się na podpisanie kontraktu – wspomina Sixto Alfonso.
Przytoczenie historii legendy Manchesteru City ma pokazać, że Real nie nauczył się na własnych błędach, ponownie przejawiając brak wiary w chłopców o gorszych predyspozycjach fizycznych. Bo tak jak wątpliwości wobec “El Mago” zemściły się w 2002 roku, tak 18 lat później władze mistrza La Liga zachodzą w głowę, dlaczego wielki talent z Teneryfy stanął w El Clasico po niewłaściwej stronie barykady.
***
Luty 2018 roku, Valdedebas, centrum treningowe “Królewskich”. Przed przylotem do stolicy Hiszpanii, Pedri usłyszał informację, że pod obserwacją trenerów spędzi tydzień. Ot, standardowa procedura. Rodzice wierzą w swojego syna, ale ten, tak jakby boska siła za wszelką cenę chciała go powstrzymać, otrzymuje dwa poważne ciosy. Okazuje się, że miasto zostało sparaliżowane przez rekordowe opady śniegu. Śniegu, który 15-latek wychowany pod teneryfskim słońcem znał tylko z telewizji.
To był prolog do koszmaru.
Lotnisko zamknięto, ale, mimo problemów logistycznych, rodzina z Teugeste zdołała dotrzeć na miejsce. Niestety – nie dość, że Pedri czuje się tragicznie z powodu panujących warunków pogodowych, to jeszcze okres jego testów skrócono do dwóch dni. Pługi śnieżne na madryckich boiskach pracują od samego rana, lecz bez większego skutku. Wszystko poszło źle, Pedri nie pokazał pełni swoich możliwości. Dyrektor akademii nie mówi nic więcej niż dyplomatyczne “nadal będziemy cię obserwować”, natomiast ojciec zawodnika zdradza w przyszłości, że zapamięta ten okres jako największą katastrofę w swoim życiu.
***
Kilka miesięcy wcześniej, rok 2017, tydzień do początku ligi. Do drzwi “Tasca Fernando” puka skaut CD Tenerife, Julio Duran. W imieniu klubu pyta rodzinę Pedriego, czy ich pociecha nie chciałaby trafić pod skrzydła największej marki na tamtejszej wyspie. Rodzice kiwają głową, chłopiec odmawia. Obiecał już swoim kolegom z Juventud Laguna, że zostaje na kolejny sezon, nie zostawi zespołu, ot tak. Ojciec mówi tylko “synu, jeśli naprawdę im na tobie zależy, kiedyś znów po ciebie wrócą”. Znów, bo “Chicharreros” już raz wcześniej odrzucili 15-latka, kiedy mieli wątpliwości co do jego budowy ciała.
Nie wrócili. Do drzwi zapukał klub z sąsiedniej wyspy. Las Palmas.
Narodziny gwiazdy w mieście zapaśników
Cofamy się do 2006 roku, Pedri właśnie kończy cztery lata. Na biedę nie może narzekać, rodzice z powodzeniem prowadzą lokalny biznes. Chłopiec wiedzie spokojne, młodzieńcze życie, a jego codzienna aktywność nie wykracza poza bieganie z piłką po boisku. – Zawsze widziałem go z futbolówką, nie rozstawał się z nią. Mimo że było dostępnych wiele innych sportów czy gier, w tym na automatach, od samego początku wolał piłkę – przyznaje jego ojciec.
Z piłką nie kroczy sam, ma wsparcie starszego brata. Zaczyna swoją przygodę od pozycji libero, gra niczym Gerard Pique, rozprawiając się z chłopcami, którzy bardziej niż on woleli strzelać bramki. Odbiera im piłkę, rozgląda się i podaje bratu. Zawsze tak robił. Z czasem stał się pierwszoroczniakiem w szkole podstawowej, gdzie poziomem piłkarskim nikt nie potrafił mu dorównać. Rok później biegał już w koszulce tamtejszej akademii w Tegueste, które nigdy nie zapisało się na kartach historii jako miejsce kojarzone z futbolem. Prędzej z zawodami zapaśniczymi, mekką walczaków, ale nigdy piłką.
Jedynym bardziej znanym piłkarzem z genezą w tych okolicach jest kapitan Schalke O4, Omar Mascarell.
Pierwszy klub Pedriego w Tegueste (Pedri w dolnym rzędzie, drugi od lewej), fot. El Confidencial
***
Club Deportivo Alirón Fútbol Base Tegueste. Miejsce, gdzie Pedri stawiał pierwsze piłkarskie kroki. Miejsce ciekawe, bo zarządzane przez rodziców, którzy podlegają regularnej rotacji. Kierują akademią, proponują własne pomysły, żyją całym przedsięwzięciem. Pieczę nad owym projektem trzyma prezes klubu, Eladio Ramos, który podkreśla, że jego zawodnikom wpaja się określoną filozofię. – Uczymy chłopców zdrowej rywalizacji, koleżeństwa i kontroli emocji. Nasze motto zakłada, że największą gwiazdą zespołu jest drużyna. Osobiście uważam, że bycie crackiem nie jest koniecznie, żeby przyćmić innych.
W 2015 roku Pedri przechodzi z Tegueste do CF Juventud Laguna. Tam, lekko mówiąc, robi ogromne wrażenie jako 13-latek. – Znałem go wcześniej. Lata mijały, a on się nie zmieniał. Zawsze był spokojny i skromny. Na boisku wymiatał, bawił się ze starszymi od siebie, był najlepszy na szczeblu regionalnym. Później, w wieku 15 lat, pracował w linii pomocy za trzech. Chciał być najważniejszym zawodnikiem na boisku, chciał być wszędzie, ale ja widziałem go na pozycji ofensywnego pomocnika lub lewym skrzydle – opowiada Adrián Albéniz, jeden z trenerów Pedriego w Lagunie.
– Jego największym atutem jest pierwszy kontakt z piłką, który daje mu przewagę w otwieraniu przestrzeni na boisku. Ta jedna milisekunda sprawia, że wyróżnia się od innych, jest szybszy w myśleniu. Praktycznie rzecz biorąc, kiedy zobaczyłem go po raz pierwszy, byłem świadkiem rzeczy, których nigdy nie widziałem w futbolu amatorskim. Pedri był inny, wyjątkowy. Wszystko, co robił, robił dla drużyny. Nigdy nie zobaczymy go z kilkudziesięcioma golami na koncie, to nie ten typ zawodnika. Jego futbol opiera się na angażowaniu wszystkich kolegów z drużyny – dodaje Albéniz.
W La Laguna Pedri rozgrywa trzy sezony. Do momentu wyjazdu poza dom rodzinny, czyli transferu do Las Palmas, kluczową rolę w jego ukształtowaniu odgrywa najbliższe otoczenie. Szczególnie rodzice, którzy w mieście mają opinię wzorowych wychowawców. Mało tego. Miejsce, w jakim najcenniejsza perła Teneryfy przyszła na świat, jest czymś więcej niż zwykłym barem za rogiem. Zostało namaszczone.
Piłkarskie korzenie i obsesja na punkcie Barcelony
Pedri ma to szczęście, że może dorastać w atmosferze piłkarskich wartości. Wchłania je niczym gąbka, zbiera nauki od ojca, który przypadkową personą w obrębie hiszpańskiej wyspy nigdy nie był. Fernando Gonzalez to bowiem niedoszły bramkarz na poziomie trzecioligowym, piłkarz, który swego czasu miał zarabiać 300 000 peset miesięcznie, wtedy 180 euro. Podpisał kontrakt z CD Union Tejina, ale nawet nie pojawił się na swojej oficjalnej prezentacji. Zabroniła mu mama. Ostrzegła, że jeśli to zrobi, o jej usługach w kuchni będzie mógł jedynie pomarzyć.
Sytuacja była jednak zdecydowanie poważniejsza.
Dziadek Pedriego borykał się z poważną chorobą, co zmusiło Fernando do rzucenia kariery piłkarskiej na rzecz opieki nad rodzinnym barem. Barem wyjątkowym, bo panuje w nim niepowtarzalna kibicowska aura.
Wnętrze baru “Tasca Fernando”. Na zdjęciu proporczyk z finału Ligi Mistrzów z 2011 roku, fot El. Confidencial
Rodzina Pedriego od kilkudziesięciu lat jest zakochana w Barcelonie. Świadczy o tym m.in. obecność talerzyków z herbem klubu, gadżety czy ścianka ze zdjęciami, na której widnieje podobizna jednego z najsłynniejszych działaczy Blaugrany w historii, śp. Nicolau Casausa, człowieka odpowiedzialnego m.in. za transfer Diego Maradony. Ów jegomość pewnego dnia odwiedził bar Tegueste, czego dziadek Pedriego nie omieszkał uwiecznić. Ba, stworzył nawet fan-klub “Peña Barcelonista de Tenerife-Tegueste”, który odziedziczył Fernando.
Ojciec Pedriego nie chce iść w ślady swojego ojca, zamierza dać synowi wolność. Najpierw zachęca małego Hiszpana do oglądania meczów Michaela Laudrupa, a potem patrzy, jak jego potomny znajduje własnego idola. Andresa Iniestę. Niewiele było trzeba, żeby zarazić syna miłością do Barcelony. Pedri należał do Culés, nim w ogóle się urodził. To było przeznaczenie.
Pedri – “Kanaryjski Iniesta” wykuty przez Las Palmas
Lipiec 2018 roku, Tegueste, telefon Fernando rozgrzewa się do czerwoności. Dzwonią z Deportivo La Coruna i UD Las Palmas.
Wybór pada na kolor żółty.
Kluczem w dotarciu do największego talentu na Teneryfie jest Roberto Arrocha, ważna postać w dziale skautingowym Las Palmas. 45-latek był na tropie Pedriego od blisko roku, czym zdecydowanie wyprzedził resztę potentatów. Stworzył z jego rodziną ciepłe relacje, wzbudził zaufanie i przekonał do postawienia na politykę akademii z Gran Canaria. Nie udało mu się zrobić tego wcześniej z jednego, prostego powodu. Edukacja. Rodzice nie chcieli dopuścić do sytuacji, w której ich syn nie ukończy obowiązkowego okresu nauki do 16. roku życia. Kładą na to ogromny nacisk, jak zresztą na cały zakres kwestii wychowawczych. Wpajają Pedriemu dyscyplinę, pokorę i spokój. Wybijają z głowy napoje alkoholowe, pokazują, jak dobrze się odżywiać, dokładają wszelkich starań do właściwej opieki.
Skutek?
Na Teneryfie rodzi się zawodnik, który znacznie wyprzedza wszelkie stereotypy o niedojrzałości wśród młodych piłkarzy. Kompletnie po sobie nie zdradza, że w dowodzie ma rocznik 2002. Rozgrywa swój zrównoważony, a zarazem błyskotliwy futbol. Zarówno na boisku, jak i poza nim sprawia wrażenie kogoś, komu dojrzałością bliżej do 30-latka.
***
Wrzesień 2019 roku. Po roku spędzonym w Juvenilu A, zespole U-19, Pedri słyszy, że Barcelona kupuje go za sześć milionów euro. Największe marzenie z dzieciństwa staje się faktem. Zanim wychowanek Tegueste na dobre przechodzi do stolicy Katalonii, w czasie rocznego wypożyczenia staje się jednym z najlepszych piłkarzy Las Palmas na zapleczu La Liga. Ba, zapisuje się w historii klubu jako drugi najmłodszy debiutant oraz najmłodszy strzelec (16 lat, 9 miesięcy). – Odważę się powiedzieć, że to sytuacja jedna na tysiące. Jego etap w kategoriach młodzieżowych prawie nie istniał – przyznaje José Manuel Díaz, cytowany przez FCBarca.com.
Granat z talentem eksploduje.
36 występów, 32 z rzędu od 1. minuty, cztery gole, siedem asyst.
Średnio na mecz 53 kontakty z piłką, dwa kluczowe podania, 80% celności podań i 70% skuteczności dryblingu. Nominacja do najlepszej jedenastki za rundę jesienną Segunda Division według “Marki” i liczne porównania do Andresa Iniesty. Mowa jedynie o 16-latku.
Heatmapa Pedriego z sezonu 2019/2020
***
Kibice Las Palmas przecierają oczy ze zdumienia, jednak ojcowie sukcesu Pedriego już wcześniej zdawali sobie sprawę, z kim mają do czynienia. Jest ich dwóch: Angel Lopez, były piłkarz UD obecny w klubowych kuluarach po zakończeniu kariery, a także Pepe Mel, trener pierwszego zespołu. Lopez namawia Mela, żeby ten zobaczył w akcji 16-letnią rewelację. Mel się zgadza. Niedługo potem widzi na własne oczy, co Pedri potrafi robić z piłką. Dostrzega w nim pierwiastek geniuszu Juana Carlosa Valerona i Davida Silvy.
Mel zakochuje się od pierwszego wejrzenia.
Mija miesiąc. Mikry nastolatek z nr 16 na koszulce wybiega na inauguracyjny mecz ligowy z Huescą. – Rozmawiałem z Melem otwarcie. Dobrze znałem go z czasów gry dla Betisu, mogłem sobie na to pozwolić. Ostrzegłem go, że Pedriemu brakuje mięśni, ogółem walorów fizycznych, ale jego potencjał jest tak ogromny, że wszystko inne przyjdzie z czasem. Talent trzeba było mnożyć. Zarzekałem się, że będę miał rację. Mel mi zaufał – opowiada Angel Lopez. – Pedri to zawodnik napędzający grę całej drużyny. Możesz podać mu piłkę i wiesz, że jej nie straci. Dobrze się przy niej utrzymuje, widzi całą akcję i sprawia, że wszystko staje się proste. Nigdy nie widziałem, aby się pomylił. Musimy dbać o tego chłopaka. Musimy nadal go formować. Uczy się bardzo szybko, naprawdę chce to robić. To jest bardzo ważne – zachwyca się Pepe Mel.
Szkoleniowiec Las Palmas zachwyca się tak bardzo, że wysyła CV zawodnika do Realu Betis i wykręca numer do Emilio Butragueño. Obaj panowie spotykają się nawet na Gran Canaria, rozmawiają o Pedrim, ale “Królewscy” nie podejmują poważniejszych kroków. Kroków, które poczyniła Barcelona.
“Był w Barcelonie, odkąd się urodził”
Lipiec 2020 roku, Tegueste. Słońce na niebie dopiero budzi się do życia, obiekty sportowe miejscowej akademii wieją pustką. Są zamknięte na klucz. Komuś, kto chciał o tej porze pograć w piłkę, nie pozostaje nic innego jak zakraść się do środka przez tylne wejście. Pewien chłopiec to robi, zna tę okolicę jak własną kieszeń. Niepostrzeżenie dostaje się na boisko i zaczyna swój trening. Jego zakusy z czasem zauważa woźny ośrodka.
– Nie możesz tu być! – krzyczy ostrzegawczo.
– Zawsze tu byłem, to moje miejsce – odpiera nieznajomy.
Kilka godzin później woźny żali się innym pracownikom, że miał problem z jakimś młodym intruzem. Wszyscy patrzą na niego ze zdumieniem. Biedak nie zorientował się, że to Pedri. Ten Pedri, który postanowił, że spędzi wakacje na boisku z dzieciństwa. Za chwilę miał zaczynać swój pierwszy sezon z Barceloną.
***
Zaczął z przytupem. Dziesięć występów, w tym El Clasico i starcie z Juventusem w Lidze Mistrzów. Dwa gole na koncie i kilka magicznych zagrań, które obudziły na Camp Nou ducha Andresa Iniesty. Mniejsza z tym, że Pedri, jak na razie, kroczy w cieniu Ansu Fatiego. 17-latek błyszczy unikalnym blaskiem, blaskiem perły z Teneryfy.
- Prawdziwy koncert zagrał w Turynie: 90 minut, 66 kontaktów z piłką, 95% celności podań (40/42), 83% udanych dryblingów (5/6), 58% wygranych pojedynków (10/17).
- Nie gorsze zawody rozegrał z Betisem: 90 minut, bramka, 66 kontaktów z piłką, 86% celności podań (49/58), trzy długie podania.
- Świetną zmianę dał w meczu z Ferencvarosem: 30 minut, bramka, 23 kontakty z piłką, 88% celności podań (15/17), 100% wygranych pojedynków (4/4)
W Barcelonie go pokochali. Pedri został czwartym najmłodszym strzelcem bramki ligowej w historii klubu po Fatim, Bojanie i Messim, ale to tylko kropla w morzu powodów, dla których 17-latek tak szybko zdobywa sobie sympatię. Kibiców ujmuje przede wszystkim swoją skromnością i normalnością. Do domu wraca taksówką z foliową torebką zamiast markowej saszetki pod pachą, debiutanckiego gola zadedykował niedawno zmarłej babci, a koszulkę z meczu z Ferencvarosem oddał starszemu bratu, który dba o jego dietę.
Biją od niego wartości, które poznał na Teneryfie.
Nie uchodzi to uwadze Ronalda Koemana będącego w podobnym stanie zachwytu, co swego czasu Pepe Mel. Holender chwali sposób bycia Pedriego, zaznaczając, że jego pracowitość jak na ten wiek jest czymś absolutnie wyjątkowym. Rodzice i sam Pedri mieli wątpliwości, czy na pierwszą drużynę nie jest jeszcze za wcześnie, ale Koeman odparł, że nowy nabytek “Dumy Katalonii” za żadne skarby nie pójdzie na wypożyczenie ani nie dołączy do zespołu rezerw. Do twardego werdyktu trener Barcy potrzebował kilku sesji treningowych. Od tamtej pory rzuca nastolatka na głęboką wodę, robi to niezmiennie, ale niewzruszony Pedri za każdym razem wypływa na powierzchnię.
KAMIL WARZOCHA
fot. NewsPix.pl / El Confidencial