Bayern z tego sezonu jest podróbką prawdziwego Bayernu. Jest jak saszetka Gucci kupiona na tureckim bazarze. Jak „365 dni” Blanki Lipińskiej przy „Ojcu chrzestnym” Mario Puzo. Jak statuetka JIFFA wobec nagrody IIFA w Bollywood. I gdy już było naprawdę katastrofalnie z perspektywą na historyczną wręcz tragedię, Bayern w godnym siebie stylu wyrzucił Lazio za burtę Ligi Mistrzów.
Najważniejszy był chyba gol Thomasa Müllera na 2:0. Matthijs de Ligt huknął z powietrza, a Niemiec znalazł się na linii jego strzału. Większość piłkarzy najpewniej próbowałaby się uchylić, ci bardziej niezborni dostaliby w głowę czy plecy, obracając całą sytuację w kiks pod kompilacje „best fails” na Youtube. Müller dysponuje jednak znakomitym wyczuciem otaczającej go przestrzeni. Tak dołożył głowę, że Ivan Provedel nie wiedział, co się wokół niego dzieje. To jego najsłabszy statystycznie sezon w Bayernie, dla którego gra przecież całe życie. Ale gdy było trzeba zrobić swoje, zrobił swoje.
Nóż na gardle
Bayern miał nóż na gardle. W pierwszym meczu z Lazio nie oddał choćby jednego celnego strzału. I przegrał 0:1. Chwilę wcześniej dostał 0:3 od Bayeru Leverkusen, a chwilę później skompromitował się z Bochum i tylko zremisował z Freiburgiem. Humorów nie poprawiło nawet wyszarpane w ostatniej chwili zwycięstwo z Lipskiem. Die Roten pierwszy raz od 2012 roku nie wygrają Bundesligi. Z Pucharu Niemiec w żałosnym stylu odpadli w listopadzie z trzecioligowym Saarbrücken.
Została tylko Europa.
Trzeba przyznać, że tym razem Bayern na tle Lazio wyglądał przekonująco. Kapitalnie w środku pola prezentował się Aleksandar Pavlović. 19-letni zawodnik pchał grę do przodu, szukał gry na jeden kontakt, przechodziło przez niego większość akcji. Perełka. Joshua Kimmich i Raphael Guerreiro słali w pole karne rywali dośrodkowanie za dośrodkowaniem, nieustannie powstawało z tego jakieś zagrożenie. Z różnych pozycji szczęścia szukali Leroy Sane i Jamal Musiala. Jakby od początku nie chcieli dopuścić, żeby Bayern znów musiał się wstydzić gołym zerem przy liczbie celnych uderzeń.
Bayernowi została tylko Europa
Ostatecznie dwie najważniejsze bramki zdobył niezawodny Harry Kane. Wszystkie pozostałe gwiazdy Bayernu zawodzą, ale do Anglika nijak nie można się przyczepić. No, chyba że ktoś wierzy w „klątwę” Tottenhamu. Najważniejsze są jednak fakty. Bundesliga? 24 mecze, 27 goli. Liga Mistrzów? 8 meczów, 6 goli. Czy trzeba dostawić głowę, czy dobić, jest na miejscu. Thomas Tuchel wisi mu kilkanaście kufli na kolejnym Oktoberfeście. A nie sorry, Tuchel do Oktoberfestu nie dotrwa.
O Lazio szkoda gadać. Wyszli z nastawieniem, żeby bronić korzystnego wyniku z Rzymu. I się na tym przejechali, bo w Monachium zwykle cholernie trudno o zwycięstwa. Świetną szansę na gola miał Ciro Immobile, ale spudłował główką z dość bliskiej odległości. We Włoszech pewnie by to trafił, ale już dziesięć lat temu, kiedy próbował zastąpić Roberta Lewandowskiego w Borussii Dortmund, dowiedzieliśmy się, że niemieckie powietrze nieszczególnie mu służy.
Tak czy inaczej, bilans wyjazdu Lazio do Bawarii to faszystowskie przyśpiewki kibiców w piwiarni Hofbräuhaus i bolesne lanie od (ustępującego) mistrza Niemiec na boisku. Mogło być lepiej, czyż nie? Bayern gra za to dalej. Absolutnie nie można zaliczać go do grona faworytów w Lidze Mistrzów, ale przynajmniej w świat poszedł sygnał, że ta drużyna jeszcze nie jest martwa. Może i już zawaliła sezon w Bundeslidze, ale w Lidze Mistrzów wciąż jeszcze może powalczyć.
Bayern Monachium 3:0 Lazio Rzym
Kane 38′, 66′, Müller 45+2
Czytaj więcej na Weszło:
- Poprawiamy trzy wyniki. Słaba kolejka sędziów | Niewydrukowana Tabela
- Następcy Paulinho i Marcelo. Zagraniczni ambasadorzy Ekstraklasy
Fot. Newspix