Październik 2022 roku. Adam Vlkanova gra w Lidze Mistrzów z Viktorią Pilzno, rywalem Bayern Monachium. Gdy piłka spada mu na nogę na szesnastym metrze, decyduje się na strzał z powietrza. W ten sposób wpisuje się na listę strzelców. Miesiąc później Czech dorzuca do tego asystę z FC Barceloną. Jesienią obecnego sezonu gra i strzela w Lidze Konferencji. Chwilę później jest już w przedostatnim klubie Ekstraklasy, Ruchu Chorzów. – Poczułem coś wyjątkowego. Mogę się tutaj rozwinąć – zapewnia nas sam zainteresowany.
Ofensywny pomocnik wprost opowiada nam o finansowej motywacji przy transferach, graniu w planszówki i trudnej roli lokalnego idola.
***
Adam, co ty tutaj robisz?
Chciałem grać i pomóc drużynie w utrzymaniu. Trener Janusz Niedźwiedź zainteresował mnie swoim podejściem, pomysłem. Ruch Chorzów zrobił, co mógł, żebym tutaj trafił, więc wszystko dobrze się złożyło. Pomyślałem: dlaczego nie?
Pytam, bo Ruch to przedostatni zespół w tabeli Ekstraklasy, a nieco ponad rok temu grałeś w Lidze Mistrzów. Lekki przeskok.
Każdy o tym mówi, ale sam tego chciałem. Mogłem zostać w Viktorii Pilzno albo przejść do innego czeskiego klubu. Zostało mi jednak pięć, sześć lat kariery, więc chciałem spróbować czegoś nowego, trafić do nowego kraju. Kilka klubów z Polski o mnie pytało, pojawiały się oferty z innych kierunków, ale to w Ruchu poczułem coś wyjątkowego. Wszystkim bardzo zależało, żebym tutaj trafił, a na końcu wszystko sprowadza się do tego, co sam czujesz. Ja poczułem, że chcę do Ruchu.
Grając w Lidze Mistrzów, czułeś, że pasujesz do tego poziomu?
Wierzę we własne umiejętności, podejście do piłki i sposób myślenia na boisku. Jeśli tego nie robisz, nie osiągniesz niczego wielkiego. Uważam, że mam jakość, która pozwoliła mi grać na tym poziomie i nadal mogę tam wrócić. Nie będę jednak ukrywał: nie było łatwo rywalizować z drużynami, na które trafiliśmy: Bayern Monachium, FC Barcelona, Inter…
Nogi się trochę trzęsły?
O nie, na pewno nie. Trochę już w życiu widziałem, nie jestem już młodym chłopakiem, więc nie czułem strachu. Wychodziłem na boisko po to, żeby cieszyć się z tego, gdzie jestem. Miałem w głowie, że chcę zrobić coś dobrego, coś ekstra na boisku, pokazać się z jak najlepszej strony, żeby potem stanąć przed lustrem i powiedzieć sobie, że dobrze się spisałem.
Co przychodzi najtrudniej, gdy mierzysz się z rywalami tej klasy?
Byli o wiele szybsi, silniejsi, lepsi z piłką przy nodze…
Czyli właściwie byli lepsi we wszystkim.
Tak, to prawda. To zespoły, które rok po roku walczą o mistrzostwo w swoich krajach, w silnych ligach. W Europie docierają do ćwierćfinałów, półfinałów, finału. Viktoria Pilzno w porównaniu z nimi jest kopciuszkiem. Wiadomo więc, że różnica między nami była ogromna. Skupiłem się na łapaniu pozytywnych momentów i uważam, że spisałem się dobrze.
W końcu strzeliłeś bramkę Bayernowi.
To jak marzenie, zwłaszcza dla mnie, bo spędziłem osiem lat w Hradec Kralove i co pół roku słyszałem, że któryś z najlepszych klubów się mną interesuje, że mnie chce, a koniec końców nie dochodziło do konkretów. Myślałem już, że spędzę tam całą karierę i nie dotknę takiego poziomu. Wtedy jednak przyszło powołanie do reprezentacji Czech, a zaraz po nim transfer do Viktorii. W zasadzie spełniłem dwa marzenia naraz. Chciałem zagrać w drużynie narodowej, zagrałem. Chciałem zagrać w Lidze Mistrzów, zagrałem. Nie sądziłem, że w wieku 27 lat uda mi się jeszcze tego dokonać.
Czytałem, że przerastałeś Hradec Kralove. Dlaczego tak się tam zasiedziałeś?
Ciężko było mi się wyrwać. Miałem bardzo dobrą pozycję w zespole, świetne relacje z zarządem, sztabem, pracownikami, kibica — z całym klubem. Nikt nie chciał, żebym odszedł. Miałem różne propozycje, ale wszystkie oferty, które otrzymywali, były dla nich zbyt małe, niezadowalające.
Ale w pewnym momencie musiałeś przedłużyć kontrakt czy podpisać nową umowę. Skoro to zrobiłeś, to chyba sam chciałeś tam zostać?
Tak, ale to nie takie proste. Jeśli zostaje ci rok umowy i nie chcesz jej przedłużyć, możesz mieć problemy, trafić do drużyny rezerw. OK, miałem taką pozycję w zespole, że być może mnie by się to nie przytrafiło, ale chciałem grać i nie chciałem ryzykować. W dodatku sam pochodzę z Hradec Kralove, cała moja rodzina tu mieszka. Ostatecznie zagrałem ponad dwieście spotkań dla tego klubu.
Chciałeś być lokalną legendą.
Kiedy Hradec Kralove odrzucał kolejne oferty i wydawało mi się, że zostanę tam na zawsze, postawiłem sobie za cel pobicie rekordu występów w zespole. Nie było to jednak łatwe wyzwanie…
Ile gier na koncie ma lider?
Koło pięciuset.
To trochę brakowało!
Ale drugie miejsce też nie byłoby złe. W przyszłości chciałbym zresztą wrócić do Hradec Kralove, poprawić mój wynik. A nawet jeśli nie jako zawodnik, to w innej roli. Myślę, że na pewno kiedyś tam wrócę. W Turcji udało mi się zresztą odwiedzić kolegów podczas sparingu, wpadłem na ich mecz, porozmawialiśmy.
Nie wytknęli cię palcem: o, to ten, który nas zostawił dla Viktorii.
Na szczęście nie!
Co ostatecznie skłoniło cię do zmiany klubu i odejścia z Hradec Kralove?
Szukałem nowego wyzwania, ale też, zupełnie szczerze: Hradec Kralove to nie jest klub, który płaci wielkie pieniądze. W moim zawodzie masz mniej więcej piętnaście lat gry, w trakcie których musisz zarobić na swoją przyszłość, zabezpieczyć się. Chciałem po prostu trafić do miejsca, w którym lepiej płacą, myślałem o rodzinie. Normalna sprawa.
O jak dużej różnicy finansowej mówimy?
Dużej, bardzo dużej. Viktoria Pilzno ma czterokrotnie wyższy budżet. Wcześniej chciała mnie też Slavia Praga, ale oni nie dogadali się z Hradec w kwestiach finansowych. Żałowałem tego, bo styl Slavii bardzo mi pasował. Duża intensywność, wysoki pressing, podobało mi się to. Cieszyłem się z transferu do Viktorii, z szansy występu w Lidze Mistrzów, ale… to Slavia była zespołem skrojonym pode mnie. W Pilźnie graliśmy inaczej, raczej defensywnie, choć oczywiście jestem im wdzięczny za to, że mnie kupili.
Podoba mi się czeski rynek transferowy. Ktoś wyróżnia się w zespole środka tabeli, bum, idzie do któregoś z czołowych klubów. Nie wyjeżdżacie z kraju przy pierwszej okazji.
Slavia, Sparta lub Viktoria, a dopiero potem zmieniasz ligę. Tak to działa, dzięki czemu mamy trzy kluby w Europie, co z kolei pozwala im zarabiać większe pieniądze, które potem inwestują w młodych zawodników ze słabszych zespołów. Te natomiast często wypożyczają piłkarzy z czołówki, ogrywają ich, a oni potem wracają, bogatsi o doświadczenie i radzą sobie w pucharach.
Dla waszej ligi to dobre, że macie trzy wyraźnie lepsze od reszty kluby?
Slavia i Sparta Praga mają olbrzymie pieniądze, jest duża różnica nawet między nimi, a Viktorią. Potem znów jest duża różnica i reszta ligi. To jednak bardzo dobre dla Czech, bo za moment będziemy mieli pięć drużyn, które zagrają w pucharach. Mistrz kraju będzie grał w fazie grupowej Ligi Mistrzów bez konieczności kwalifikacji, to ogromny plus dla całej ligi.
Słyszałem, że spodobało ci się w Chorzowie.
Odwiedziłem klub tydzień czy dwa tygodnie przed transferem. Chciałem na własne oczy zobaczyć, jak wszystko wygląda — stadion, klub, warunki treningowe. No i oczywiście porozmawiać z trenerem Januszem Niedźwiedziem, bo pomysł na grę miał dla mnie kluczowe znaczenie. Obejrzałem wcześniejsze mecze Ruchu i…
Nie byłeś zachwycony.
Grali źle, co tu ukrywać. Dlatego chciałem przekonać się i usłyszeć, jak ma to wyglądać. Po tych rozmowach byłem już pewien, że Ruch jest właściwym miejscem.
Co ci powiedzieli?
Zaimponował mi już wiceprezes klubu, Marcin Stokłosa. Poczułem, że naprawdę wierzą w utrzymanie się w lidze. Trener Niedźwiedź przekonał mnie swoją filozofią pracy i gry. Nie wiem, czy ona sprawi, że utrzymamy się w lidze, czy będziemy w stanie przełożyć to na boisko, ale sam pomysł i to, jak trener mówi o piłce, jest dla mnie bardzo interesujący. To coś innego w porównaniu z moim doświadczeniem z czeskimi szkoleniowcami. Różnica jest bardzo duża.
Dlaczego?
Trenerzy, z którymi ostatnio rozmawiałem, mieli bardzo defensywne nastawienie. Mówili o taktyce w obronie, nie o tym, jak budować grę od bramkarza, jak konstruować atak pozycyjny. Słyszałem: masz jakość, więc w ofensywie graj to, co lubisz i potrafisz. W obronie dochodziła do tego taktyka. Tutaj jest bardzo dużo detali, każdy musi wiedzieć, co chce zrobić jego kolega, więc to interesujące i intrygujące. Czuję, że to może być ciekawe doświadczenie.
Zakładam, że nie będzie łatwo ci się przestawić na taki sposób funkcjonowania.
Tak jak mówiłem: nie wiem, czy wszystko zadziała perfekcyjnie na boisku, ale uważam, że w tym miejscu, u tego trenera, mogę się rozwinąć jako zawodnik. Mogę się tutaj nauczyć wielu wartościowych rzeczy.
Stadion Śląski cię zachwycił?
Jest niesamowity! Nie mogę się doczekać widoku czterdziestu tysięcy ludzi, którzy przyjdą na nasz mecz. W Czechach takie widownie nie są codziennością, więc czekam na ten moment i na pewno go zapamiętam. Wiele mi opowiadano o tym, jak wygląda atmosfera na meczach Ruchu, że klub ma fanatycznych kibiców. Mam nadzieję, że przywrócimy uśmiech na ich twarze.
Co jest twoją największą bronią na boisku?
Myślenie. Dostaję piłkę i wiem, co z nią zrobić, to mój atut.
To przyszło wraz z doświadczeniem?
Niekoniecznie. Częściowo możesz się tego nauczyć, wytrenować, ale w większości chodzi o to, z czym się rodzisz. O naturalne umiejętności. Trzeba być tylko pewnym siebie, żeby to później wykorzystać. Ważne jest też to, żeby wyczuć, która decyzja jest właściwa, bo zwykle masz kilka opcji rozwiązania konkretnej sytuacji.
Czym się zajmujesz, gdy nie grasz w piłkę?
Oglądam ją. Potrafię obejrzeć trzy, cztery mecze dziennie. Jestem człowiekiem sportu, lubię tenis, grałem w hokeja. Ale nie tylko to. Lubię też planszówki.
To ciekawe. Coś innego niż konsola i FIFA.
Jeśli mam do wyboru grę na PlayStation albo spotkanie ze znajomymi i spędzenie kilku godzin na rozmowie, wybieram to drugie. Z planszówek szczególnie podoba mi się “Terraforming Mars”. Siadamy w trzy, cztery osoby i gramy po trzy godziny w jedną grę. Jestem rodzinną osobą, lubię spędzać czas w gronie znajomych.
Co w zasadzie chcesz u nas osiągnąć, poza utrzymaniem Ruchu w Ekstraklasie?
To dla mnie istotne półrocze, zamierzam wyrobić sobie nazwisko w waszej lidze. Jeśli zostaniemy w Ekstraklasie, będę mógł zostać w Ruchu. Mógłbym też zmienić klub. Nie jestem już młody, więc nie będę rzucał hasłami o tym, że chcę grać w Lidze Mistrzów, w europejskich pucharach. Wszystko, co robię, robię dla mojej rodziny. Myśląc o przyszłości, na pewno będę kierował się sprawami finansowymi, nie tylko sportową ambicją.
Czyli Arabia Saudyjska wchodzi w grę.
Będzie ciężko!
Sporo mówiłeś mi o trenerach, chciałbyś kiedyś pracować w takiej roli?
Pewnie. Mam już licencję, ale to tylko UEFA B.
Zawsze coś. Niewielu aktywnych piłkarzy wyrabia licencje trenerskie.
Zrobiłem UEFA C i B, żeby trenować dzieci. Gdy nie grałem zbyt często, zależało mi na tym, żeby czerpać radość z piłki. Zwykle dawało mi ją to, że sam byłem na boisku, ale skoro nie miałem ku temu okazji, postanowiłem pomóc trenerom z akademii. Prowadziłem treningi dla dzieci w Viktorii, podobało mi się to. Myślę, że kiedyś się tym zajmę, spróbuję przekazać następnemu pokoleniu wszystko, czego się nauczyłem.
WIĘCEJ MATERIAŁÓW ZE ZGRUPOWANIA W TURCJI:
- Albert Rude: Nie mogłem odmówić Wiśle Kraków. Mam tu wszystko, czego szukałem [WYWIAD]
- Portret piłkarza świadomego. Patryk Sokołowski o Legii, rozwoju i inwestycjach [WYWIAD]
- Cardenas: Historia, styl i filozofia Rakowa są atrakcyjne dla piłkarzy. Niewielu nam odmawia [WYWIAD]
- Uciekał przed ojcem, rozwoził paczki i stracił włosy. Historia Kaya Tejana [WYWIAD]
- Prezes Widzewa: Chcemy równać do topowych klubów. Inwestujemy w ludzi, którzy będą nas rozwijać
- Afonso Sousa: Stać mnie na grę w reprezentacji i ligach TOP5 [WYWIAD]
- Miłość do Szymańskiego i barwy Stambułu. Odwiedzamy Basaksehir – Fenerbahce
fot. FotoPyK