Półfinałowy dwumecz Pucharu Ligi Angielskiej (Carabao Cup) Liverpoolu z Fulham nie miał wielkiej dramaturgii. Lider Premier League, nawet jeśli dał rywalom pobrykać, za chwilę włączał wyższy bieg i odjeżdżał na bezpieczną odległość. W finale z Chelsea będzie się jednak musiał bardziej postarać.
Kiedy w półfinale Pucharu Ligi mierzy się lider Premier League z trzynastą drużyną w tabeli, to nie masz zbyt dużych wahań przy wskazaniu faworyta. Kiedy wiesz, że ten lider na angielskich boiskach przegrał w tym sezonie tylko raz i to we wrześniu, to już przestajesz się nawet zastanawiać.
A kiedy, na sam koniec, dodajesz że środowi rywale grali przeciwko sobie trzecie spotkanie w ciągu niecałych dwóch miesięcy i w każdym z nich ten pierwszy zespół wygrał, przegrywając kilka lub kilkanaście minut przed końcem meczu, to masz już gotowy scenariusz na ten mecz. I ten scenariusz piłkarze Liverpoolu wykonali w stu procentach. No, prawie.
The Reds: “Na luzie, jedną”
The Reds nie musieli od początku spotkania przeprowadzać huraganowych ataków, bo mieli zaliczkę z pierwszego meczu. W tamtym spotkaniu, choć piłkarze Kloppa przez blisko godzinę przegrywali, wystarczyło, że podkręcili tempo i w trzy minuty z 0:1 zrobiło się 2:1. Niespodzianki więc nie było.
Pierwsze minuty drugiego meczu to znowu tyleż ambitne i żywiołowe, co nieskuteczne ataki gospodarzy z Fulham. Wystarczyło jednak jedno depnięcie i Liverpool prowadził. Długi przerzut Jarella Quansah, Timothy Castagne mija się z piłką, Luis Diaz przyjmuje piłkę na pierś, robi dwa zwody w polu karnym i wbija gola tuż przy słupku.
Dalej w Londynie oglądaliśmy klasyczny mecz, w którym faworyt prowadzi i niby daje pograć przeciwnikom, ale cały czas ma się poczucie, że i tak ma wszystko pod kontrolą. Niby tam były jakieś słupki, jakieś nerwowe wybicia, ale podopieczni Kloppa nie tracili głów nawet przez moment. Do czasu…
Nie posłuchali Michniewicza
Dwubramkowe prowadzenie w dwumeczu w końcu jednak uśpiło LFC. Czesław Michniewicz już dawno stwierdził, że przewaga dwóch goli to bardzo niebezpieczny wynik i jego słowa znów się ziściły. Zbytnie rozluźnienie drużyny z Liverpoolu przyniosło remis i kontaktowego gola dla Fulham w kontekście dwumeczu.
Ambitni londyńczycy postanowili kolejny raz podkręcić trochę emocje i końcówka była trochę nerwowa dla faworytów. Drużyna Juergena Kloppa ostatecznie dowiozła jednak korzystny wynik i po raz czternasty w historii zameldowała się w finale Pucharu Ligi.
Następny przystanek: Wembley
Tymczasem na dzisiejszych zwycięzców czekała już od wtorku rozpędzona Chelsea. Zespół Mauricio Pochettino ma ostatnio bardzo dobry okres, wsparty jeszcze wtorkowym laniem, jakie sprawił Middlesborough w drugim półfinale (wynik dwumeczu 6:2).
The Reds wybili więc przy okazji z głowy dzisiejszym rywalom marzenia o derbach zachodniego Londynu z udziałem dwóch przeciwników z najmniej oddalonych od siebie stadionów w stolicy Anglii. Obiekty Fulham i Chelsea dzieli zaledwie 2,5 kilometra.
Finał Carabao Cup odbędzie się 25 lutego na londyńskim Wembley i w tym starciu o tak jednoznacznego faworyta, jak w środowym meczu, będzie jednak trudniej.
Fulham – Liverpool 1:1 (0:1); w dwumeczu 2:3 i awans Liverpoolu
I. Diop 77′ – L. Diaz 11′
WIĘCEJ O PREMIER LEAGUE:
- Miała być sensacja, był pogrom. Chelsea rozbiła Boro i zameldowała się w finale EFL Cup
- Media: Kalvin Phillips spędzi wiosnę w Londynie
- Rudzki: Manchester City, czyli jak wszyscy udają, że w pokoju nie ma słonia
- Koniec 8-miesięcznego bana. Ivan Toney znów zagra w Premier League
FOT. Newspix