Richard Kone miał czternaście lat, gdy matka wyrzuciła go z domu. Wyznał, że jest gejem, czego nie mogła zaakceptować. Dwa lata później bezdomny chłopak pojechał na mundial. Ten dla osób bez dachu nad głową. Jeśli komuś futbol zmienił życie, to jemu. Kilka miesięcy po turnieju strzelał już gole w angielskiej dziewiątej lidze. Zatrzymał się na setce trafień, które zapewniły mu transfer i zawodowy kontrakt. Historia Kone przeplata się z losami Wybrzeża Kości Słoniowej, które gości Puchar Narodów Afryki. Być może gdzieś w cieniu stadionów pełnych gwiazd, na ulicach Abidżanu, kryją się chłopcy żyjący tą samą nadzieją, która zaprowadziła Richarda do spełnienia marzeń?
Sześćdziesięciotysięczny Stadion Olimpijski góruje nad sześciomilionowym Abidżanem. Jest perłą stolicy Wybrzeża Kości Słoniowej. Największym obiektem w kraju. Jednym z najnowocześniejszych w całej Afryce. Gdy mistrzostwa kontynentu po czterdziestu latach ponownie zawitają do tego państwa, odbędzie się na nim czternaście spotkań, w tym mecz otwarcia i finał.
Nosi imię Alassany Ouattary. 82-latek postanowił jeszcze za życia uczcić swoją błogosławioną prezydenturę. Oczywiście: w jego własnym mniemaniu, bo gdyby zapytać o to Iworyjczyków, mogliby mieć inne zdanie na ten temat. O ile akurat łypiąca na nich groźnie lufa karabinu nie sugerowałaby im wyraźnie, że innego zdania lepiej nie mieć.
Dobrodziej narodu sprowadził do kraju największą piłkarską imprezę na Czarnym Lądzie, z okazji której wybudował cztery nowe stadiony, inne gruntownie remontując. Nieprzypadkowo większość robót z tym związanych otrzymały firmy z Chin. W kraju, w którym ludziom brakuje i ziemi, i domów, jak grzyby po deszczu wyrastają coraz to nowe, wielomilionowe projekty z wizji prezydenta.
O tym, jak budowane były stadiony w Katarze, na których lada moment zagości Puchar Azji, mówił każdy. O tym, jak powstają inwestycje Alassane Ouattary w Wybrzeżu Kości Słoniowej nie mówi nikt.
Od ulicy do gry w Anglii. Kim jest Richard Kone?
– Nie jest łatwo być bezdomnym w Wybrzeżu Kości Słoniowej. Gdy poprosisz o drobną pomoc czy trochę pieniędzy, niektórzy nie będą nawet z tobą rozmawiać. Ludzie cię ignorują, albo gorzej: biją. W moim kraju bycie bezdomnym jest przerażająco ciężkie — opowiadał Richard Kone, gdy wraz z drużyną Słoni dotarł na Mistrzostwa Świata Bezdomnych w Cardiff.
W krótkiej rozmowie potrzebował tłumacza. Znał francuski, w końcu Wybrzeże Kości Słoniowej to dawna kolonia kraju ze stolicą w Paryżu, ale angielskiego już nie. Nie miał szans nauczyć się go w szkole, bo już jako nastolatek wylądował na ulicy. Wyznał swojej matce, że jest gejem, a ta nie chciała go więcej widzieć.
O Richarda pytamy organizację „Dont forget them”, która zarządza drużyną WKS złożoną z osób dotkniętych problemem bezdomności, ale przede wszystkim pomaga miejscowym, którzy znaleźli się na zakręcie.
– Niestety nie mamy już z nim kontaktu, ale cieszymy się, że mu się udało. To był utalentowany, dobry chłopak. Miał problemy w domu, nie dogadywał się z matką. Pomagaliśmy mu, od kiedy skończył 12 lat, opłacaliśmy szkołę. Jako czternastolatek wylądował na ulicy. Był pod naszą opieką.
Homoseksualiści w Wybrzeżu Kości Słoniowej nie są traktowani jak zaraza, margines społeczny. Nie o każdym afrykańskim kraju można powiedzieć to samo. Abidżan, stolica kraju, gdzie wychował się Kone, to miejsce, w którym osoby o innej orientacji mogą czuć się dość swobodnie. W mieście są bary i kluby dla gejów, nie trzeba się ukrywać. Krajowe prawo nie przewiduje kar za homoseksualizm.
Tyle teorii, teraz praktyka.
Wuj Abdoula złożył na policję donos na swojego siostrzeńca. Uważał, że jego partner, Yann, się nad nim znęca. Obaj trafili do więzienia na trzy miesiące za „nieprzyzwoite czyny w miejscu publicznym”. Życie im się załamało. W WKS o pracę trudno i bez kartoteki policyjnej, a z nią jest tylko gorzej.
Rok 2014. Dwustuosobowy tłum rusza na siedzibę organizacji ACI, która chroni prawa gejów w Abidżanie. Atak poprzedzają protesty, siedziba zostaje splądrowana.
Homoseksualiści, którzy zostali rozpoznani podczas imprezy na rzecz ofiar strzelaniny w klubie, zostali pobici i zmuszeni do ucieczki z domu. Mieli pecha, ambasada USA przypadkowo opublikowała ich zdjęcia.
– Większość osób nie dokonuje coming outu ze względu na trudności związane z codziennym życiem osób z grupy LGBT. Społeczeństwo jest, jakie jest — mówi niejaki Alexis Ouattara w rozmowie z „Vice”.
Siedemdziesiąt procent osób odmiennej orientacji nie ma pracy. Gdy zgłaszają problemy, nikt nie traktuje ich poważnie, więc siedzą cicho. Teoretycznie prawo ich nie dyskryminuje. W rzeczywistości ich życie jest trudniejsze niż wielu mieszkańców Wybrzeża Kości Słoniowej.
Nowiutki stadion w Abidżanie imienia miłościwie panującego prezydenta
A w Wybrzeżu Kości Słoniowej żyć nie jest łatwo. Tak ogółem, bez podziału na grupy, orientację i kategorie. Bank Światowy twierdzi, że średni roczny dochód Iworyjczyka to 2280 dolarów. Czterdzieści sześć procent mieszkańców kraju żyje poniżej granicy ubóstwa. Około milion osób nie ma zapewnionego odpowiedniego wyżywienia. Niedobory mikroelementów to ogromny problem dorosłych kobiet. Iworyjczycy mają problemy z edukacją i higieną.
Tamtejsze wsie nie mają domów. Nie da się czegoś nazwać domem tylko dlatego, że ma prowizoryczną ścianę i prowizoryczny dach. Tylko osiemnaście procent gospodarstw posiada toaletę. 92,5% korzysta z wody, która jest niezdatna do picia.
Sześćdziesiąt procent całego społeczeństwa żyje w slumsach.
Ponura wyliczanka ciągnie się bez końca. Przytłacza. Ci, którzy zamieszkują slumsy, nie narzekają. Kawałek ziemi jest w tym kraju ogromnym sukcesem. W Wybrzeżu Kości Słoniowej nie funkcjonuje coś takiego jak „akt własności”. Większość mieszkańców posiada „village certificate”, nieoficjalny dokument potwierdzający ich prawo do zajmowanej ziemi. Czyli świstek papieru, który w praktyce, gdy trzeba go okazać, niczego nie poświadcza.
Dominuje więc budownictwo tymczasowe, ale i ono nie wystarcza. W 2015 roku deficyt mieszkaniowy w Wybrzeżu Kości Słoniowej osiągnął 600 tysięcy domów. W samym Abidżanie brakowało czterdziestu tysięcy mieszkań.
Richard Kone mówił o trudnym życiu bezdomnych w swojej ojczyźnie. Nie kłamał, to piekło. Na dodatek piekło, które często fundował ludziom człowiek, który miał dać nadzieję. Alassane Ouattara.
Piekło od zbawiciela. Jak Alassane Ouattara niszczy Wybrzeże Kości Słoniowej
W oczach Hilary Clinton i Baracka Obamy był zbawicielem. Prezydent USA chwalił rozwój Wybrzeża Kości Słoniowej, które stanęło do walki z Laurentem Gbagbo, od dziesięciu lat rządzącego krajem i terroryzującego ludzi. Był rok 2010, gdy watażka podjął rękawicę rzuconą przez Ouattarę. Mieli stoczyć uczciwą, demokratyczną potyczkę przy urnach wyborczych. Zwycięzca zostaje głową kraju.
Jak to w Afryce bywa, wygrana okazała się skomplikowana. Zwłaszcza że zwyciężyła strona, której nie powinno się to udać. W przełożonych o pięć lat wyborach Alassane Ouattara pokonał głowę państwa, ale Gbagbo zakwestionował wyniki, zarzucając rywalom oszustwa. Dla swojego komfortu anulował więc głosowania w regionach, w których jego zdaniem Ouattara go okantował i okazało się, że w kwestii lokatora pałacu prezydenckiego nic się nie zmienia.
Konkurent miał inne zdanie na ten temat. Jego wygraną uznała Organizacja Narodów Zjednoczonych. Zorganizował nawet inaugurację, ogłaszając przejęcie władzy. Zaczęły się zamieszki, demonstracje, protesty. Walce towarzyszyły ofiary, ale na koniec Laurent Gbago przegrał. Hilary Clinton piała z zachwytu:
– Schwytanie Gbagbo jest mocnym sygnałem dla dyktatorów i tyranów. Nie mogą lekceważyć głosu ludu! – mówiła.
Nie minęło wiele czasu, gdy głos ludu zlekceważył oklaskiwany następca. Dekadę po tamtych wydarzeniach Alassane Ouattara postanowił zredefiniować kilka pojęć, takich jak praworządność czy demokracja. Gdy okazało się, że konstytucja dopuszcza jedynie dwie kadencje na stołku prezydenta, wymyślił, że skoro pierwsza z nich dotyczyła konstytucji przed reformą, a teraz konstytucja jest już nowa, to może wystartować po raz trzeci, bo pierwsza kadencja tak naprawdę się nie liczy.
Logiczne? Logiczne.
Ouattara sprzeciwu nie słyszał i go nie dostrzegał. Zdobył 95,31% głosów przy frekwencji 53,90%. Wygrał. Że opozycja zbojkotowała wybory, nie uznając prawa prezydenta do trzeciej, nadprogramowej kadencji? Dla Ouattary to nieważne. Wszelkie protesty były brutalnie tłumione, ludzie drżeli przed kolejną wojną domową, uciekali zostawiając za sobą cały dobytek. Palono domy opozycjonistów, którzy zdecydowali się na start w wyborach. W protestach zginęło minimum 85 osób.
Hilary Clinton nic już o lekceważeniu głosu ludu nie wspomniała.
Alassane Ouattara, prezydent Wybrzeża Kości Słoniowej
Represje i deptanie obywateli nie zaczęły się jednak w 2020 roku, gdy Alassane Ouattara zamarzył o utrzymaniu stołka ciut dłużej niż zwykle. Iworyjski watażka zarządzał krajem bez poważania dla innych. Wybrzeże Kości Słoniowej pokazywało światu rosnące państwo. Powstała autostrada łącząca Abidżan z Grand Bassam, nad laguną Ebrie zobaczyliśmy kolejny most. Rozpoczęto budowę metra. Kraj słynący z eksportu kakao i oleju palmowego zyskiwał pozytywny PR.
Pod nim kryły się jednak dramaty tysięcy ludzi. Przykładowo: obok autostrady powstały prywatne obiekty sportowe, które pozbawiły domu 22 tysiące osób. Sama autostrada to wyburzenie czterech tysięcy domów. Most „kosztował” czternaście tysięcy mieszkań.
Rząd WKS wprowadzał buldożery siłą, nie ma mowy o żadnych rekompensatach, odszkodowaniach czy negocjacjach. Głośnym echem odbiła się sprawa znalezienia w podwoziu samolotu Air France zwłok młodego człowieka, który próbował uciec do Europy. Ouattara zobaczył w tej historii… szansę. Obok lotniska w Abidżanie znajduje się bowiem miasteczko Adjouffou, które skutecznie blokowało kolejne marzenie: rozbudowę stołecznego aeroportu.
Bardzo szybko stwierdzono, że ofiara przedarła się na lotnisko z pobliskiego Adjouffou, więc dla bezpieczeństwa wszystkich trzeba zrównać to miejsce z ziemią i wyrzucić z niego 25 tysięcy osób. Mieszkańcy dowiedzieli się o tym, otrzymując 24 godziny na opuszczenie domów. Ludzie w popłochu sprzedawali cały dobytek, żeby tylko stać ich było na przeprowadzkę. Odłączono prąd i wodę. Decyzję o eksmisji w końcu odroczono, ale warunki nie wróciły do normalności. Tysiące osób myją się i piją z jednej studni. Bez grosza przy duszy, bo wszystko sprzedali.
Alassane Ouattara rozbudował kraj, ale kraj huczy, że najwięcej zyskali na tym najbogatsi. Zwykły, szary człowiek, odczuwa jedynie problemy. Gdy prezydent zamarzy sobie kolejną budowę, do domu wpada policja lub wojsko. A marzeń nie brakowało, bo prezydent zyskał potężnego sojusznika — Chiny. To chińskie firmy finansują większość jego planów budowlanych. Stadion, któremu nadał swoje imię, zaprojektowała i wybudowała firma z Pekinu. Na jego otwarciu bawili się politycy z Państwa Środka.
Bonus 600 zł za zwycięstwo Polski z Portugalią w Lidze Narodów
- Postaw kupon singiel za min. 2 zł zawierający zakład na zwycięstwo Biało-Czerwonych w starciu z Portugalczykami
- Jeśli kupon okaże się wygrany, to na twoje konto bonusowe wpłyną dodatkowe środki w wysokości 600 zł
- Tylko dla nowych użytkowników. Rejestracja zajmuje 30 sekund!
Kod promocyjny
18+ | Graj odpowiedzialnie tylko u legalnych bukmacherów. Obowiązuje regulamin.
– Wszystko wpisuje się w politykę „dyplomacji stadionowej”, którą Chiny wdrażają na całym kontynencie w powiązaniu z inicjatywą „Pasa i Szlaku”, która wzmacnia zależność między nimi a innymi krajami. Stadiony w Afryce są często darowane lub opłacane tanimi pożyczkami. Przykładowo w Gabonie Chińczycy wybudowali siedem obiektów, a kraj ten obecnie wysyła 15% swojego eksportu właśnie do Chin. Podobnie jest w Angoli, Gwinei Równikowej, Mali i Kamerunie — wyjaśnia ekspert od sportu i geopolityki.
– Wszystko to umożliwia Chinom rozszerzanie strefy wpływów w Afryce i stworzenie nierównowagi politycznej, które zostawiają kraje afrykańskie podatne na rozkazy z Pekinu. Chiny korzystają za to z surowców, które pomagają rozwijać krajową gospodarkę oraz globalną dominację w sektorach takich, jak produkcja baterii i telekomunikacja. Gdy tylko rozpoczęła się budowa stadionu, Ouattara odwiedził Pekin, żeby sfinalizować partnerstwo z Chinami. Do 2020 roku Chińczycy zainwestowali 1,5 miliarda dolarów w Wybrzeżu Kości Słoniowej — kontynuuje Chadwick.
Profesor Simon Chadwick dla Weszło: Bin Salman chce zapewnić ciągłość rządów rodzinie
W krótkim czasie wartość towarów eksportowanych z Wybrzeża Kości Słoniowej do Chin wzrosła siedmiokrotnie.
Nie wiadomo, ile osób straciło domy, żeby Alassane Ouattara ugościł Puchar Narodów Afryki i swoich przyjaciół na nowiutkich stadionach. Nie wiadomo, ilu z nich przekonało się, że Richard Kone miał rację i z nadzieją w oczach podążyli jego śladem, ruszając w podróż do Europy.
Mistrzostwa Świata Bezdomnych i Athletic Newham. Jak Richard Kone wylądował w Anglii?
– Marzę o tym, żeby tych mistrzostw w ogóle nie było — stwierdził Mel Young, człowiek, który organizuje międzynarodowe turnieje dla osób dotkniętych problemem bezdomności. Young kocha to, co robi. Kolejnych edycji nie chce nie dlatego, że jest nimi zmęczony. Chciałby nie mieć dla kogo organizować takich imprez, tym motywuje swoje nietypowe wyznanie.
Mistrzostwa świata osób bezdomnych odbywają się regularnie, od wielu lat. Gości na nich reprezentacja Polski, która jedzie tam z takim samym celem, jak reszta. Dać komuś nowe życie. Maciej Gudra, szef Stowarzyszenia reprezentacji Bezdomnych, opowiadał nam, o co w tym wszystkim chodzi.
– Według światowej federacji Homeless World Cup, w reprezentacji bezdomnych mogą grać te osoby, które w ostatnich dwóch latach miały epizod bezdomności. Nie jeden, nie dwa dni, tylko rzeczywiście były osobami bezdomnymi. Druga grupa: osoby, które ukończyły terapię długoterminową. Nie ma tak, że ktoś kończy krótkoterminową terapię, na przykład sześciotygodniową – nie, musi być zamknięty w ośrodku co najmniej na rok. Trzecia grupa to wychowankowie domów dziecka, a czwarta grupa to ci, którzy w ostatnich dwóch latach odbywali wyrok w zakładzie karnym.
Gudra podawał też przykłady osób, które dzięki futbolowi wyszły na prostą.
– Mamy niesamowicie wysoki odsetek ludzi, którzy wracają do normalnego życia. Ponad sześćdziesiąt procent tych, którzy przeszli przez reprezentację, nie wraca na ulicę, nie wraca do ćpania, picia.
Maciej Gudra: Dla nich każdy mecz jest o życie
Richard Kone też zażegnał życiowy kryzys dzięki grze w piłkę. W 2019 roku był gwiazdą iworyjskiej drużyny, która zajęła trzecie miejsce w trzeciej dywizji.
– Od zawsze widać było, że to chłopak z dużym talentem do piłki — mówią działacze organizacji „Dont forget them”, gdy o niego pytamy. W stowarzyszeniu wylądował dzięki przyjacielowi. Usłyszał, że jeśli będzie ciężko trenował, ma szansę pojechać na mistrzostwa. Dostał konkretny cel, motywację i marzenie do spełnienia.
Zakładamy, że to dobre występy w Cardiff otworzyły mu drogę do pozostania w Wielkiej Brytanii. Niedługo potem Kone wypłynął w Londynie jako zawodnik amatorskiej drużyny Atlethic Newham, więc spinałoby się to w logiczny ciąg wydarzeń.
Iworyjczycy mówią nam jednak, że ten etap historii Richarda jest im zupełnie nieznany.
– Wszyscy nasi zawodnicy wrócili z nami do kraju. Co się później stało — nie wiemy. Nie mamy pojęcia, kiedy i jak Kone wrócił do Europy.
Jedną z pierwszych osób, które poznały Richarda w Londynie był Ulisses Lopes Tavares. Agent piłkarski, który założył w stolicy Anglii swój klub. Początkowo pod wdzięczną nazwą Lopes Tavares London, z czasem przemianowany na Athletic Newham. Amatorska drużyna podprowadziła herb Atletico Madryt, ale — dla niepoznaki! – niedźwiedzia zastąpiła lwem i usunęła parę gwiazdek, i wystartowała w dziewiątej lidze.
Herb Athletic Newham
Pytamy Ulissesa, czy pamięta, jak poznał Richarda Kone.
– Oczywiście. Pierwszy raz spotkałem go, gdy przyszedł na nasz trening w środku lata. Okazało się, że mieszka w okolicy i szuka miejsca, w którym mógłby pokopać, potrenować. Przyjęliśmy go do siebie.
Klub z Londynu bardzo szybko przekonał się, że tajemniczy Iworyjczyk jest wyjątkowo uzdolniony. Lopes Tavares mówi nam o szlifowaniu talentu dzieciaka, oswajaniu go z piłką ligową.
– Zorientowaliśmy się, że to naturalny talent, nie było co do tego wątpliwości. Wyróżniał się tym, co potrafił zrobić z piłką przy nodze, jak nad nią panował. Bardzo dobrze kontrolował futbolówkę i oszukiwał tym rywali. Szybkość nie była może jego największym atutem, ale potrafił z niej skorzystać.
Mimo że były to tylko rozgrywki amatorskie, napastnik musiał poznać nowe realia. Nie tylko na boisku: młodzian nie mówił zbyt dobrze po angielsku, uczył się życia na własną rękę. We właścicielu klubu znalazł oparcie.
– Jestem jego legalnym opiekunem — mówi nam Ulisses. – Traktuję go jak rodzinę, jest moim synem. To bardzo fajny chłopak. Uprzejmy, głęboko wierzący w Boga. Poznałem go jako szesnastolatka, od tej pory bardzo dojrzał, wydoroślał.
Gwiazda bez dokumentów. Kone robił furorę wśród amatorów, testował go klub z Premier League
Wszystkie te komplementy są miłe, ale to tylko zbiór opowieści, które ciężko zweryfikować. Więcej o tym, jak wielką perłą był Richard Kone, powiedzą nam suche liczby. Dla Athletic Newham rozegrał 108 spotkań. Strzelił w nich 100 bramek, zaliczył kilkadziesiąt asyst. Tylko w obecnych rozgrywkach w osiemnastu meczach strzelił 21 goli, do których dorzucił ostatnich podań. Wygrywał mnóstwo nagród indywidualnych: tytuły króla strzelców, nagrodę dla piłkarza roku.
Sława młodziutkiego Iworyjczyka zaczęła wykraczać poza Newham i amatorskie rozgrywki, w których występował. Media społecznościowe zaczęły obiegać akcje z jego udziałem. Tu przekłada sobie rywali jak juniorów, tam ogrywa pół drużyny i zdobywa bramkę. Kładzie na tyłku bramkarzy, ośmiesza defensorów, po prostu bawi się grą. Ludzie zaczynają zadawać sobie pytanie: co ten chłopak robi w takiej lidze? Dlaczego nie trafił wyżej?
— Ellis 🏴🔴⚪️ (@saundeel) January 2, 2024
🚨 NON-LEAGUE TO PRO: RICHARD KONE‼️⚽️
The 20’year old has completed his move from @Athleticnewham where he scored 108 goals in 108 games to professional club @wwfcofficial this should be more inspiration for young talent in non-league as the pro clubs are clearly seeing how… pic.twitter.com/bfcx0KYMct
— urfreshtvsport (@urfreshtv_sport) January 2, 2024
Na testy zaprasza go Colchester United. Czwartoligowiec, poważna piłka. Zagrał w trzech sparingach, między innymi przeciwko Tottenhamowi. Zaczarował wszystkich, gdy pognał przez pół boiska i wpisał się na listę strzelców. Kibice Colchester komentowali, błagając działaczy: musicie go podpisać! Trener był tego samego zdania, ale Richard wrócił do Athletic.
Niedługo potem na sprawdzian zaprosiło go Brentford. Wiecie, ci od cyferek z Premier League. Fakt, że Brentford myślało o nim najpierw w kontekście drugiej drużyny — notabene: tej samej, w której gra Romeo Beckham; byłoby to ciekawe zderzenie światów — ale jednak coś w nim dostrzeżono. Znów wypadł świetnie, znów wrócił do domu. Mówiło się, że sprawdziło go także Crystal Palace. Lista chętnych rosła i rosła, ale utalentowany zawodnik za każdym razem wracał do punktu wyjścia.
Okazało się, że Kone ma jeden jedyny problem, który trzyma jego karierę na łańcuchu.
– Nie posiadał stosownych dokumentów, więc nie mógł nawet pracować. Kwestię utrzymania go wziąłem na siebie, ale bez dokumentów niewiele mógł zrobić — tłumaczy nam Ulisses Lopes Tavares.
Brak wizy, brak pozwolenia na pracę, brak szans na zostanie zawodowym piłkarzem. Pandemia była dla Richarda kolejną kłodą rzuconą pod nogi. Nie przez chorobę, a urzędy zasypane dokumentami. Opóźnienia w papierologii były w Wielkiej Brytanii ogromne, Richard na prawo do życia i pracy na wyspach czekał aż cztery lata.
Wycombe Wanderers z League One dobrze wiedziało, jakie problemy ma Kone. Mimo to i oni zaprosili go na testy. W Colchester zasłynął jako „Trialist B”, w Wycombe był „Trialist D”. Dalszy schemat jest już dobrze znany. Pierwszy występ w nowych barwach, wspaniały gol i wysyp komentarzy: „D? Kim jest ten chłopak? Musimy go zatrzymać!”.
Richard Kone w barwach Athletic Newham
Tym razem Kone trafił w dobre miejsce. Wycombe Wandereres to klub, który często sięgał do non-league i łowił tam perełki. Najdroższym transferem w historii trzecioligowca został niedawno Anis Mehmeti, który za ponad milion euro trafił do Bristol City. George, który od sześciu lat prowadzi profil i stronę „The Wycombe Way”, mówi nam:
– Od kilku lat praktykujemy takie metody. W systemie non-league są talenty, trzeba tylko dać im platformę do rozwoju. Mehmeti grał w tej samej lidze, co Kone, teraz świetnie radzi sobie w Championship. Nie trzeba wydawać wielkich pieniędzy, żeby zrobić dobre transfery. Wystarczy dobre oko i wyłowienie chłopaków, którzy chcą ciężko pracować.
Wycombe oglądało Richarda Kone przez dwa lata. Nie ma mowy o żadnym przypadku, prześwietlili chłopaka na wylot. Odkryto nawet, że choć wszędzie widniało, iż urodził się w 2004 roku, tak naprawdę jest rok starszy. Sam Grace, Development Group Manager w Wanderers, odsłania kulisy całego procesu związanego z Iworyjczykiem.
– Richard mógłby dawno grać w trzeciej czy czwartej lidze, na przeszkodzie stały tylko dokumenty. Chcieliśmy go podpisać już gdy zobaczyliśmy go po raz pierwszy, latem wróciliśmy do tematu. Nie wyrobiliśmy się jednak z formalnościami do końca okienka, więc musiał zaczekać do zimy. Uwiódł nas tym, że strzelał bramki na wszelkie możliwe sposoby. Wbiegał za plecy obrońców, dryblował, wykańczał dośrodkowania, radził sobie w ataku pozycyjnym. Wszechstronność sprawiała, że bardzo ciężko się na niego grało. Gdy z nami trenował, najbardziej zaimponował mi podczas treningu, gdy był w defensywie i jego zespół miał pressować. Ostatecznie do pressingu ruszył tylko on, po czym upomniał innych, że powinni to zrobić razem. Był bardzo zaangażowany, integrował się z resztą drużyny. Chłopaki podwozili go na treningi. Dobrze wie, czego od niego oczekujemy i czego szukaliśmy, jak trenujemy. Robi postępy w rozumieniu gry.
W debiucie czarował. Pierwsza minuta meczu, pierwszy kontakt z piłką. Najpierw założył siatkę zawodnikowi West Ham United U-21, potem dograł na nos kolegi z zespołu. Ten spudłował, ale nic to. Po trzydziestu minutach gry Richard sam trafił do siatki. Rywal podał mu piłkę, on ograł dwóch obrońców i na dużym luzie wpakował piłkę do bramki.
HES ONLY GONE AND SCORED ON HIS DEBUT
HES THE GREATEST OF ALL TIME pic.twitter.com/xe709AQAKK
— WycombeDJ (@WycombeDJ) January 9, 2024
Grał kapitalnie, z pełnym przekonaniem do swoich umiejętności. Pięć razy minął przeciwników, którzy przecież wywodzili się z renomowanej akademii. On jest tylko dzieciakiem goniącym za marzeniem. Wanderers są przekonani, że wygrali.
Chciał zostać lekarzem lub prawnikiem. Zrobi karierę w Anglii?
Gdy wyszedł na murawę Adams Park, kibice Wycombe wiwatowali, jakby ich klub sprowadzał właśnie wielką gwiazdę. Historia Richarda Kone urzekła wszystkich, sprawiła, że zaczęto mu kibicować. Tak po ludzku, jako człowiekowi.
– Zafascynowała nas jego historia. Wiedzieliśmy, że klub od dawna mocno pracował nad dopięciem tego transferu i czekaliśmy na to podekscytowani. Oczekiwania podkręcał fakt, że nie widzieliśmy go w akcji, ale skoro sztab zdecydował się zostawić go w zespole, żeby już z nimi trenował, musieli doskonale wiedzieć, na co go stać — mówi nam George z „The Wycombe Way”.
Tak się składa, że barw Wanderers broni obecnie znany z Sunderlandu czy Livingston Maksymilian Stryjek. Polskiego bramkarza pytamy o wrażenia z gry z ich nową perełką.
– Od razu było widać, że to super zawodnik. Jest silny, potrafi się zastawić. Ma spokój i bardzo dobre wykończenie. Widać u niego luz i ciąg na bramkę. Klub mu pomógł, wysłał go nawet na testy do West Hamu, żeby rzucili na niego okiem. Myślę, że strzeli w tym sezonie kilka bramek. Jeśli będzie grał w lidze tak, jak na treningach, to długo u nas nie zabawi.
Podpisanie kontraktu z Wycombe Wanderers zmieniło życie Richarda Kone. Jego historia przebiła się do mainstreamu, rozpisywały się o niej angielskie media. Już gdy napastnik pojawił się na prezentacji, okazało się, że życie dopisało do niej kolejny rozdział. Po latach pogodził się z rodziną. W najważniejszym dla siebie momencie miał przy sobie najbliższych.
Żegnając się z Athletic Newham, mówił:
– Bardzo długo czekałem na ten moment. Przeżyłem wzloty i upadki, ale jestem wdzięczny Bogu za drogę, którą przeszedłem. Cztery lata w klubie sprawiły, że stałem się inną osobą. Czuję, że opuszczam rodzinę, bez was nie byłbym w stanie dotrzeć do tego miejsca.
Gdy jako szesnastolatek udzielał wywiadu organizatorom Mistrzostw Świata Bezdomnych, marzył tylko o tym, żeby wrócić do normalnego życia. Snuł nieśmiałe plany.
– Chciałbym wrócić do szkoły, bo gdy zostałem bezdomnym, nie mogłem kontynuować nauki. Kto wie, może zostanę doktorem albo prawnikiem?
Ulisses Lopes Tavares zdradza nam, że Richard wkrótce wznowi naukę. Zamierza skończyć kilka kursów, rozwinąć się także poza boiskiem. Priorytety trochę mu się zmieniły, bo zamiast kariery naukowej, widzi realne szanse na tę piłkarską. Najważniejsze jest jednak to, że w końcu jest spokojny i szczęśliwy.
Wywiadów odmawia. Klub i otoczenie grzecznie dziękują, prosząc o czas. Kone chciałby skupić się na piłce, bo wiele wokół niego się dzieje. Wraz z zainteresowaniem mediów i niespodziewaną, rodzinną fotką na prezentacji, odżył temat jego orientacji seksualnej. Jako że trzyma na rękach małego brzdąca, a obok niego stoi kobieta, zaczęto spekulować: czy to jego partnerka i dziecko?
Teorii i plotek przybywa, Ulisses i klub mówią nam, że Richard chciałby trzymać rodzinę z daleka od mediów i nie zagłębiać się w prywatne sprawy. To zrozumiałe. Gdy opowiadał swoją historię w Cardiff, ujawniając, że jest gejem, nie spodziewał się, że kiedyś w gazetach dopiszą go do listy grających w topowych angielskich ligach piłkarzy, którzy dokonali coming outu.
Zamiast tego lepiej pomówić o piłce, bo Richard Kone może w niej sporo osiągnąć. Ulisses Lopes Tavares na chwilę odpływa w marzenia:
– Jak daleko zajdzie? Chciałbym zobaczyć go kiedyś na mistrzostwach świata. Albo chociaż w Lidze Mistrzów. Wiem, jak to brzmi, ale to mój syn. Wierzę w niego i życzę mu jak najlepiej.
Po chwili jednak dodaje:
– Cieszmy się tym, co tu i teraz. Będę szczęśliwy, jeśli dalej będzie się tak rozwijał i strzeli wiele bramek dla Wycombe.
WIĘCEJ REPORTAŻY Z ANGLII NA WESZŁO:
- Millwall, West Ham, Chelsea, Fulham. Jak wyglądają puby kibiców w Londynie?
- Od Peaky Blinders do przestępczej stolicy Anglii. Historia gangów Birmingham [REPORTAŻ]
- Przywrócili uśmiechy, rozwinęli miasto. “Welcome to Wrexham” od kulis
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix, Athletic Newham