Profesor Simon Chadwick to jeden z najlepszych ekspertów w dziedzinie geopolityki sportu. Wykładowca „Skema Bussines School” od wielu lat obserwuje i bada powiązania sportu, biznesu i polityki. Brytyjczyk, specjalnie dla „Weszło!”, opowiada o kulisach rewolucji piłkarskiej, którą serwuje nam Arabia Saudyjska.
Co chce osiągnąć Mohammed bin Salman? Jak daleko mogą zajść Saudyjczycy i czy ktoś może ich zatrzymać? Czym różni się to, co robią, od działań poprzedników i konkurentów? Nasza rozmowa przybliży wam motywy i potencjalne efekty wielkich inwestycji w futbol na Bliskim Wschodzie.
***
Szaleństwo czy wybitny plan? Jak i po co Arabia Saudyjska chce przejąć futbol
Czy Arabia Saudyjska to Internet Explorer w kwestii inwestycji w futbol? Katar zakontraktował wielkie gwiazdy do PSG, Chiny zdążyły powstać i upaść, Manchester City finansowany przez ZEA wygrał Ligę Mistrzów. Wszystko to stało się, zanim Saudyjczycy weszli all-in.
W Arabii Saudyjskiej futbol jest sportem numer jeden, a populacja kraju jest bardzo duża — liczy 36 milionów osób, chce osiągnąć próg 40 milionów. Większość osób w królestwie to kibice piłki nożnej, co jest zupełnie inną sytuacją niż np. w Chinach. Tam futbol nie jest tak popularny, nie ma takich tradycji. W Arabii Saudyjskiej istnieją wielkie mecze derbowe pomiędzy Al-Nassr i Al-Hilal czy pomiędzy Al-Ittihad i Al-Hilal, które przyciągają 50-60 tysięcy osób na stadion.
Jest zainteresowanie, jest infrastruktura, a saudyjskie kluby same w sobie mają bogatą historię sukcesów w azjatyckich rozgrywkach międzynarodowych. Teraz panuje jednak poczucie, że Arabię Saudyjską stać na więcej. Przesłaniem, które widzę w obecnych inwestycjach, jest chęć zrobienia czegoś więcej. Moim zdaniem rząd uważa kraj za największą siłę azjatyckiej piłki nożnej, ale chce, żeby Arabia Saudyjska stała się także siłą globalną.
Prywatyzacja klubów, program ogłoszony kilka tygodni temu, ma sprawić, że Saudi Professional League dołączy do dziesiątki najbardziej dochodowych rozgrywek świata, ale myślę, że ambicje części osób za nim stojących, sięgają jeszcze wyżej. Niektóre ważne osobistości chcą rzucić wyzwanie angielskiej Premier League, najlepszej lidze świata. A to oznacza, że Saudi Pro League miałaby stać się silniejsza.
Celem krótkoterminowym jest jednak najpierw dorównanie Turcji, Portugalii i Holandii, a potem wejście do „Big Five”.
Rozumiem, ale dlaczego zwlekali tak długo?
Bo rząd Arabii Saudyjskiej to w zasadzie królewska rodzina, a większość królewskiej rodziny to – zachowując grzeczność – seniorzy. Osoby po sześćdziesiątce, albo starsze. Zmianą, która dała szansę na inwestycję w futbol, jest to, że de facto liderem kraju został Mohammed bin Salman, przedstawiciel młodego pokolenia. Jego poglądy i przekonania na to, jak powinien funkcjonować rząd i kraj, są bardzo inne od poglądów poprzedników.
MBS ma inne podejście do inwestycji i wizji funkcjonowania społeczeństwa. Dostrzega, że piłka nożna może pełnić bardzo ważną rolę w życiu gospodarczym kraju, ale nie tylko. Z punktu widzenia geopolitycznego futbol także może pomóc Arabii Saudyjskiej.
Kupno Newcastle United, próba zorganizowania mistrzostw świata czy ściągnięcie gwiazd do Saudi Professional League zaczęło się od jego wizji na to, jak przeprowadzić transformację kraju.
Śmierć futbolu w Chinach. Przestroga dla Arabii Saudyjskiej
Jakie są różnice między tym, w jaki sposób w futbol inwestuje Arabia Saudyjska, a jak robią to Katar czy Zjednoczone Emiraty Arabskie?
Po pierwsze: wielkość. Arabia Saudyjska jest większa niż pozostałe bliskowschodnie państwa razem wzięte. Jej populacja dorównuje populacji Polski, podczas gdy Bahrajn liczy sobie 1,4 miliona mieszkańców, Zjednoczone Emiraty Arabskie 1,8 miliona mieszkańców, a Katar 3 miliony — przy czym tylko 10% z nich to Katarczycy. Jakby nie patrzeć są więc więksi.
Porównując sposób działania, Katar zawsze był bardzo ugodowy, kompromisowy. Bazował na budowaniu sieci powiązań i relacji z innymi osobami. Ilustracją tego jest to, że Nasser Al-Khelaifi został prezydentem Europejskiego Stowarzyszenia Klubów. Czyli Katarczyk literalnie reprezentuje europejskie drużyny. Katar widzi swoją rolę w futbolu właśnie w taki sposób.
Zjednoczone Emiraty Arabskie dla odmiany mają bardzo konfrontacyjne podejście do wszystkiego. Spójrzmy na wojnę w Jemenie: ZEA są bardzo agresywne, dążą do starcia. Tak samo podchodzą do sportu, co możemy zaobserwować w działaniach Manchesteru City. Pamiętamy słynną sprawę City kontra UEFA w sprawie naruszeń zasad finansowych. Manchester City w żaden sposób nie wyrażał skruchy i nie dostrzegał swojej winy. Zamiast przeprosin za złamanie zasad, wygarniano wprost: nie lubimy ich. A potem City wygrał sprawę przeciwko UEFA.
Arabia Saudyjska ma jeszcze inne podejście. Saudyjczycy rozumieją, jak wiele można osiągnąć, będąc tak ugodowym, jak Katar. Z drugiej strony wiedzą też, jakie znaczenie ma umiejętność pokazania siły. Ich styl to coś pomiędzy podejściem Kataru i ZEA. Są jednocześnie chętni do nawiązywania przyjacielskich relacji i demonstrują, jak wiele mogą. Mówimy o kraju, który przecież dosłownie kupił golf jako całą dyscyplinę. Użył swojej mocy, żeby pokazać, że może to zrobić.
Czy Arabia Saudyjska naprawdę potrzebuje wszystkich tych gwiazd i silnej ligi?
Musimy pamiętać, dlaczego Arabia Saudyjska to robi. To próba dywersyfikacji gospodarki i uczynienia z futbolu istotnej gałęzi życia ekonomicznego kraju, źródła stałych przychodów oraz zabieg spod znaku soft power. Jako Brytyjczyk, który dużo podróżuje po świecie, wiem, że ludzie w każdym zakątku świata nie chcą rozmawiać o Borisie Johnsonie, Brexicie czy historii Wielkiej Brytanii. Każdego interesuje Premier League.
Piłka nożna to niezwykle silne narzędzie oddziaływania i przyciągania ludzkiej uwagi. Mohammed bin Salman o tym wie i chce, żeby o Saudi Professional League mówiono tak chętnie i tak często, jak o Premier League czy NBA. Dzięki temu można zbudować pozytywne skojarzenia oraz wizerunek całego kraju.
SUPER PROMOCJA W FUKSIARZ.PL! MOŻESZ ODEBRAĆ 100% DO 300 ZŁ
Możemy powiedzieć, że to sportswashing czy raczej jest to soft power?
Jedni powiedzą tak, drudzy tak. Osobiście wybrałbym coś pomiędzy. To bezpośrednia próba zarządzania swoją międzynarodową reputacją i stworzenia pozytywnego odbioru Arabii Saudyjskiej na świecie.
Jakie korzyści ma z tego Mohammed bin Salman jako władca Arabii Saudyjskiej?
O planowanych korzyściach ekonomicznych już wspominałem. Poza tym rząd chce wytworzyć wrażenie i chęć odwiedzenia ich kraju. W okolicy Rijadu powstanie wielki projekt rozrywkowy — Qiddiya. Władze chcą, żeby ludzie chcieli przyjechać tu na wakacje, na wydarzenia sportowe, może nawet na studia czy po prostu — przeprowadzić się do Arabii Saudyjskiej.
Łącząc to wszystko w całość, otrzymujemy coś w rodzaju legitymizacji całego kraju na arenie międzynarodowej. Znów odnoszę się do przykładu brytyjskiego. Anglia legitymizuje się jako sportowa potęga. Szwajcaria zapracowała na swoją reputację tym, że wiele istotnych instytucji zarządzających globalnym sportem. USA jest uważana, za wielką i ważną część światowego sportu z powodu generowanych przychodów czy ogólnodostępnych prywatnych pieniędzy kierowanych na sport.
Tego rodzaju legitymizację chce zbudować Arabia Saudyjska. Tak, żeby za dziesięć lat każdy bez mrugnięcia okiem mówił o Saudi Pro League tak samo, jak mówi o Premier League i NBA. Dzięki temu kraje zyskują realny wpływ na podejmowane decyzje, mają oddziaływanie i głos w sprawach kreowanych zasad czy miejsc, w których odbywają się najważniejsze imprezy. Właśnie tego pragną Saudyjczycy.
Mohammed bin Salman podczas Mistrzostw Świata w Katarze
A co z wewnętrznymi korzyściami? Jak inwestycja w futbol pomaga Mohammedowi bin Salmanowi we własnym kraju?
Moim zdaniem wszystkie te działania mają na celu ochronę królewskiej rodziny. 70 procent populacji Arabii Saudyjskiej to osoby poniżej 35. roku życia. To kraj generacji „Z”. Władze królestwa nie chcą więc, żeby ta młoda społeczność się zradykalizowała i, nie daj Boże, zapragnęła wziąć przykład z innych krajów i zorganizowała kolejną odsłonę „Arabskiej Wiosny”.
Rząd dba więc o nią, zapewniając jej wszystko, czego tylko zapragnie. Chcecie najlepszych piłkarzy świata, chcecie mistrzostw świata, chcecie wyścigów Formuły 1? Macie to, proszę. Ale nie kwestionujcie nas. To swego rodzaju kontrakt społeczny: damy wam wszystko, czego chcecie. Najlepsze imprezy, najlepsze kino, najlepszy sport — ale nie podważajcie naszej władzy.
To także zabezpieczenie przyszłości królewskiej rodziny w aspekcie ekonomicznym. Bogactwo Arabii Saudyjskiej to ropa naftowa i gaz, więc gospodarka kraju jest oparta na bardzo wąskim i konkretnym sektorze. Trzeba ją przekształcić tak, żeby ludzie nie czuli się zagrożeni z powodu tego, że zasoby naturalne się skończą i kraj pogrąży się w kryzysie.
Wszystko rozbija się więc o ochronę rodziny królewskiej. Cristiano Ronaldo jest na dobrą sprawę instrumentem zabezpieczenia Mohammeda bin Salmana i jego rodziny.
W ostatnim czasie obserwujemy inne ciekawe zjawisko: jednoczenie się świata arabskiego. Przywódcy, którzy do niedawna byli skonfliktowani, spotykają się, wojny są wygaszane, Arabia Saudyjska ewidentnie dąży do bycia liderem regionu.
Obserwujemy piwot z globalnej północy na południe. Arabia Saudyjska chce być w jego sercu, chce zostać centrum nowego porządku świata. Nie mówimy tu już tylko o inwestycji w sport, a o całości planu: inwestowaniu w odnawialne źródła energii, w rozwój technologiczny, turystykę, szlaki handlowe, kulturę.
Ludzie myślą, że sport jest głównym punktem tego, co robi Arabia Saudyjska, podczas gdy jest to tylko mały element ogromnej układanki. Arabia Saudyjska zapewnia sobie sojusze i naprawia relacje z różnymi państwami. To GCC (Rada Współpracy Zatoki), Iran, Rosja, Indie, Chiny. Przykładowo: Xi Jinping odwiedził w grudniu Arabię Saudyjską i przy okazji tego spotkania Public Investment Fund wszedł w chiński przemysł e-sportowy, kupując udziały w VSPO.
Strategia Arabii Saudyjskiej w sporcie ma pomóc w stabilizacji i budowaniu relacji dyplomatycznych z krajami takimi jak Chiny. Inwestycje mają sprawić, że jak najwięcej osób i państw zamiast być wrogiem kraju, zostanie jego przyjacielem.
Jako Europa powinniśmy więc obawiać się nie tylko tego, że Saudi Pro League zgarnie kilku niezłych piłkarzy, ale też tego, że będzie chciała zdominować i przejąć rynek, przesunąć akcenty i uwagę na siebie?
Często spotykam się z pytaniem: kiedy i jak to się skończy? Moim zdaniem końcem będzie moment, w którym najważniejsze instytucje, takie jak Trybunał w Lozannie, przeniosą się ze Szwajcarii do Rijadu. Albo wtedy, kiedy Saudi Professional League będzie miała więcej kibiców niż Premier League czy LaLiga.
Mówimy o kraju, który nie chce zmierzać w kierunku zachodu. Chce, żeby ludzie myśląc o najlepszej lidze piłkarskiej, myśleli o Saudi Pro League; najlepszej koszykówce – lidze saudyjskiej; najlepszych rozgrywkach e-sportowych – saudyjskich; największych wydarzeniach sportów walki – nie w Las Vegas, ale w Rijadzie.
Zamykając to w jednym zdaniu: Arabia Saudyjska chce tego, co my już mamy. Chce wydawać pieniądze, żeby zyskać siłę, pozwalającej jej nam to zabrać.
Czesław Michniewicz i złoto pustyni. Dlaczego Abha Club liczy na polskiego trenera?
Naiwne pytanie: a może się znudzą?
To bardzo interesująca kwestia, bo przecież Chiny podążały podobną drogą. Oczywiście Chińczycy kompletnie źle oszacowali to, czego potrzeba do budowy silnego, dobrze funkcjonującego ekosystemu sportowego, który teraz chce stworzyć Arabia Saudyjska, a który już mają np. Stany Zjednoczone. Ale wizja, strategia i faktyczne działania, to trzy różne sprawy.
Nawet najlepsza wizja świata nic nie znaczy, jeśli nie masz strategii prowadzącej do jej spełnienia. A jeśli już masz i wizję i strategię i jeśli są one perfekcyjnie dopracowane i zgrane, nadal istnieje zagrożenie, że w trakcie ich realizowania, coś może pójść nie tak.
Arabia Saudyjska nadal ma przed sobą wiele zadań do wykonania, żeby stwierdzić, że odniosła sukces. Kluczowy jest moment, w którym to, co chce zrobić rząd, spotyka się z tym, co ludzie o tym myślą. A trzeba pamiętać, że kraj to nie tylko największe miasta, gdzie zainteresowanie sportem jest największe i ludzie są strasznie podekscytowani tym, co robią władze.
Tylko kto na pustyni przejmuje się tym, że Cristiano Ronaldo gra w Rijadzie? Prowincja patrzy na to wszystko inaczej. Kultywuje tradycje beduińskiej, dba o hodowlę wielbłądów i o to, żeby mieć źródło wody pitnej. Najważniejsze jest więc to, żeby porwać za sobą tłum. Żeby wszyscy byli zarażeni i kupieni wizją, którą się przed nimi roztacza.
Czy Arabia Saudyjska przegrała letnie okno transferowe, tracąc Lionela Messiego na rzecz Interu Miami?
Nie powiedziałbym, że go stracili, bo nadal jest ambasadorem Arabii Saudyjskiej i programu „Visit Saudi”, ale jego transfer faktycznie był bardzo istotny. Rozmawiałem z wieloma dziennikarzami z Argentyny, którzy mają proste wnioski: Messi to Messi i nie chciał żyć w Rijadzie.
A to, że Messi nie chce żyć w Warszawie, jest mocnym sygnałem.
Wiadomo, że Rijad to nie jest Warszawa czy Londyn. Messi jest człowiekiem religijnym, praktykującym katolikiem. Tymczasem bardzo ciężko jest być praktykującym katolikiem na przedmieściach Rijadu, gdzie brakuje kościołów. Arabia Saudyjska się zmienia, ale wciąż jest wiele miejsc, w których kobieta powinna zasłaniać twarz. Rijad nie jest „globalnym miastem” w takim znaczeniu jak miasta europejskie, amerykańskie czy nawet japońskie Tokio.
Przypadek Lionela Messiego pokazuje istotny problem: czy saudyjskie miasta są gotowe na pewne zmiany, żeby zachęcić takie osoby do przyjazdu do ich kraju?
Z drugiej strony mamy muzułmanów, którzy jeszcze chętniej patrzą na transfer do Arabii Saudyjskiej z powodu religii.
Nie wolno nam zapomnieć, o jednej z największych sił „brandu” jakim jest Arabia Saudyjska – to centrum islamu z Mekką jako głównym punktem na mapie. Dla wielu zawodników wyznania muzułmańskiego jest to dodatkowa atrakcja, z kolei dla wielu chrześcijan jest to sprawa rodząca wątpliwości i pytania. Czy jeśli będę chciał iść w niedzielę do kościoła, to będę miał gdzie się udać?
Byłem w wielu krajach na Bliskim Wschodzie i wiem, że ciężko być tam praktykującym chrześcijaninem, ob najzwyczajniej w świecie brakuje chrześcijańskich świątynii. Moi znajomi z Filipin żyją w Katarze i muszą modlić się w domu, bo nie mają żadnego kościoła w okolicy. Wiele osób, które są gorliwymi katolikami, będzie mierzyło się z tym problemem.
Xi Jinping i Mohammed bin Salman
Kto jest rywalem Arabii Saudyjskiej w walce o najlepszych piłkarzy? Kto może ich „podkupić”?
Nikt.
Naprawdę?
Zupełnie szczerze uważam, że Arabię Saudyjską stać na sprowadzenie kogokolwiek tylko zechcą. Żaden klub nie może rywalizować z Saudi Pro League jak równy z równym. Największą przeszkodą na drodze do transferu są więc sami piłkarze – ich przekonania i opinia na temat przenosin do tego kraju.
Mówiliśmy o różnicach między Arabią Saudyjską i Chinami. Warto pamiętać o tym, że saudyjskie kluby mają jeszcze jeden duży atut: wiele znaczą w Azji i w azjatyckich pucharach, gdzie Chińczycy historycznie nie istnieli. Al-Hilal regularnie gra w finale azjatyckiej Ligi Mistrzów, inne kluby są konkurencyjne na rynku międzynarodowym, a kluby chińskie nie były.
Największym wyzwaniem dla saudyjskich klubów jest więc przekonanie piłkarza, że warto trafić do Saudi Pro League. Ciekawy jest przypadek Jordana Hendersona, który w przeszłości krytykował Katar za to, jak traktuje społeczność LGBT, a teraz dał się przekonać do transferu do Al-Ettifaq. To istotne, bo pokazuje, że istnieje suma pieniędzy, która trafia do każdego i której ciężko się oprzeć. Czyli czynnik ekonomiczny może zdziałać naprawdę wiele.
Oczywiście, natomiast żeby zostać piłkarską potęgą i mocarstwem, nie można jedynie kupować najlepszych zawodników. Trzeba zacząć produkować swoje gwiazdy.
Historia futbolu pokazuje dobitnie, że nie możesz kupić czegoś na zawsze. Włoska Serie A na przełomie lat 80. i 90. sprowadzała najlepszych piłkarzy, ale dziś jest w zupełnie innym miejscu. Premier League latami cierpiała przez to, że poza kupowaniem zawodników nie wypuszczała w świat swoich talentów. Przykład Chin pokazuje natomiast, że równoczesny rozwój ligi i systemu grassroots to jedyna skuteczna droga do stworzenia silnego systemu.
Mówimy o celach krótkoterminowych, ale Arabia Saudyjska ma też cel długoterminowy: chce, żeby istotną częścią najlepszych drużyn byli Saudyjczycy. Istotnym wyzwaniem dla tamtejszej federacji jest więc zadbanie o to, żeby po końcu ery Cristiano Ronaldo i Karima Benzemy zaistnieli lokalni zawodnicy, którzy osiągną dobry poziom. Inwestycja w szkolenie i w dół piramidy to obowiązek, bez którego ich plan się nie powiedzie.
Coś jeszcze może sprawić, że plan się nie powiedzie? Plany, które ma Arabia Saudyjska, są imponujące, ale jak pan mówił wczesniej – to tylko plany.
Poza tym, o czym mówiłem – że wizja, strategia i działania to różne sprawy – największym ryzykiem jest utrata zainteresowania. Jeśli rząd straci cierpliwość do projektu, wiele może się bardzo szybko zmienić, tak jak w Chinach. Trzeba pamiętać, że jednym z głównych założeń inwestycji w futbol, jest chęć zwiększenia przychodów z tego tytułu. Co więc będzie, gdy okaże się, że na piłce nożnej się nie zarabia?
Wciąż istnieje wiele czynników, które mogą powstrzymać Arabię Saudyjską i jej plany. To ogromny kraj, a takim zawsze zarządza się ciężko. Kryzysy są możliwe na różnych, niespodziewanych polach, do tego dochodzi ryzyko, że plan po prostu okaże się zbyt trudny w realizacji.
WIĘCEJ O PIŁCE NOŻNEJ W ARABII SAUDYJSKIEJ:
- Jak wygląda życie i futbol w Arabii Saudyjskiej? „Topowe kluby grałyby o mistrzostwo Polski”
- Złoto, piach i dolary. Różne oblicza futbolu w Arabii Saudyjskiej
- Dwa dni z życia Al-Fateh. Jak wygląda futbol na saudyjskiej prowincji?
- Banega i Krychowiak w drodze po tytuł. Pokazujemy Al-Shabab od kulis!
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix