Wisła Kraków kończy rundę jesienną z przytupem. Trzy ostatnie mecze to trzy zwycięstwa. Zniwelowana strata do lidera. Dużo bramek. Bardzo dobre wejście Mariusza Jopa w rolę trenera pierwszego zespołu. Nic, tylko z optymizmem patrzeć na wiosnę. Umiarkowanym, rzecz jasna, ale z perspektywy kibiców “Białej Gwiazdy” lepsze to, niż dogorywanie za kadencji trenera Sobolewskiego.
Przez pierwsze 45 minut nie było żadnych wątpliwości, kto jest w tym meczu lepszy. Wisła, Wisła i jeszcze raz Wisła. Wystarczyłoby wspomnieć, że Polonia miała zero celnych strzałów na koncie, a Wisła gola, ale to nie wszystko. Można było odnieść wrażenie, że ekipa trenera Smalca jest jakby trochę przestraszona. Nie chciała się za bardzo odsłaniać, na połowie rywala grała asekuracyjnie. Okej, ryzyko nie zawsze popłaca, szczególnie gdy musisz mieć na radarze Goku, Rodado czy Baenę. Ale inni pierwszoligowcy nie raz udowodnili, że przyciśnięcie krakowskiej defensywy przynosi efekty. Ostatnio zrobiła to choćby Termalica.
Na efekt nowej miotły nie można narzekać
Inna sprawa, że “Biała Gwiazda” pod wodzą Mariusza Jopa wygląda na solidniejszą nie tylko na tyłach, ale też groźniejszą w ofensywie. Nie chcemy zaraz mówić, że trener Jop jest cudotwórcą, ale jeśli z marszu robi wyniki pokroju 4:1 ze Stalą Rzeszów i 4:0 z Górnikiem Łęczna, można przyznać, że chociaż minimalny efekt nowej miotły jest. Na krótkim dystansie, w końcówce roku, ale chyba żaden kibic Wisły nie będzie narzekał, skoro dzięki temu udało się wbić do czołówki ze stratą tylko trzech punktów do liderującej Arki.
Dzisiaj znowu kluczowi okazali się Hiszpanie. W akcji bramkowej z pierwszej połowy, gdyby nie lekkie dotknięcie piłki przez Jarocha, właśnie obcokrajowcy mieliby w swoich nogach wszystko: asystę drugiego stopnia, asystę i oczywiście gola. Zwycięski gol to też ich robota. Można by rzec – dzień jak co dzień. Taki Rodado dobił już do 11 trafień w tym sezonie, a to przecież dopiero połowa sezonu. Goku z kolei dołożył trzecią asystę i walczy ze swoim kolegą z zespołu o pozycję nr 1 w klasyfikacji kanadyjskiej (12 do 14).
Polonia odpowiedziała, ale… Wisła ma swoich Hiszpanów
Był taki dłuższy okres w drugiej połowie, łączący się z zejściem Goku, Baeny i Alfaro, kiedy dominacja Wisły nie była już tak znacząca. Szczerze mówiąc, mamy wątpliwości, czy wymiana prawie całej linii pomocy w jednym momencie po godzinie gry była dobrym pomysłem. Wydawało się, że element kreowania akcji na tym ucierpiał, podobnie jak organizacja w grze defensywnej. Lepiej wypadły kontr-zmiany wykonane przez trenera Smalca, który posłał do boju choćby Bartosza Biedrzyckiego. W pewnym momencie 20-latek na fantazji minął dwóch piłkarzy gospodarzy, zrobił sobie miejsce na skrzydle i posłał wrzutkę do Kobusińskiego. Ten pożytku z piłki nie zrobił, ale wyprzedził Colleya i dał się sfaulować. Efekt – wykorzystany rzut karny, 1:1, kwadrans do końca meczu. Wiele w tym czasie mogło się wydarzyć.
W tamtym momencie było jasne, że taki wynik premiuje tylko jeden zespół. “Biała Gwiazda” miała więcej okazji, ba, w końcówce spotkania jedną zepsuł Sobczak i to podwójnie. Najpierw po minięciu golkipera nie potrafił wcisnąć futbolówki do bramki, a chwilę później przeszkodził w wykończeniu Rodado. Na całe szczęście dla Wisły, w 95. minucie już nikt nie wszedł Hiszpanowi w paradę. Gospodarze cisnęli, cisnęli, aż w końcu docisnęli Polonię, która broniła się dzielnie, dopóki na wierzch nie zaczęły wychodzić coraz większe różnice w operowaniu piłką. Nie ukrywajmy: pod tym względem mało kto może równać się Wiśle. A gdy możesz wpuścić z ławki takiego zawodnika jak Villar, prędzej czy później możesz spodziewać się konkretu. Polonia miała swojego super rezerwowego, ale Wisła również. Z tą różnicą, że ten drugi miał wielki udział przy zwycięskim golu. Ot, kluczowe detale.
Wisła Kraków – Polonia Warszawa 2:1 (1:0)
Rodado 18′ i 95′ – Kobusiński 77′
Fot. Newspix