Kibice w Szczecinie jeszcze przez wiele dni będą się budzili rano z niedowierzaniem: jak można przegrać taki mecz? Jak można przegrać mecz, w którym długimi fragmentami zachwycało się rozmachem w ofensywie, nie dawało rywalowi chwili wytchnienia i całkowicie kontrolowało sytuację, mimo konieczności odrabiania strat po kilku minutach? Chyba tylko Pogoń jest w stanie przegrywać w taki sposób.
To byli jak w soczewce “Portowcy” ze swoimi najbardziej jaskrawymi cechami z zeszłego sezonu. Z przodu chwilami wręcz szaleństwo, świetna intensywność gry, mnóstwo koronkowych akcji na małej przestrzeni, strzał za strzałem i jednocześnie defensywa, w którą rywal – gdy już wybierze się do przodu – wchodzi jak w masło.
Pogoń Szczecin – Stal Mielec 2:3. Rozmach z przodu, dramat z tyłu
W pierwszej połowie Pogoń w ofensywie grała fantastycznie. Nie boimy się użyć tego słowa, mimo że to Ekstraklasa, a rywalem była Stal Mielec. Z rozdziawioną gębą patrzyliśmy na tempo ataków gospodarzy, wymienność pozycji, nieszablonowość w rozegraniu i chęć zwycięstwa. Grosicki i Koutris na swojej stronie niszczyli bezradnego Ehmanna, który nie wiedział, co się dzieje. Zespół Rumuna zyskał, gdy ten doznał kontuzji. Grosicki znów odjechał mu na skrzydle jak Pendolino spóźnionemu pasażerowi obładowanemu walizkami, a Ehmannowi przy próbie ruszenia coś się stało i na boisko nie wrócił.
W momencie wyczekiwania na wejście Piotra Wlazły grająca w dziesiątkę Stal doprowadziła do wyrównania. Cała Pogoń. Po wspomnianym rajdzie “Grosika” źle strzelił Biczachczjan, poszła błyskawiczna kontra, Domański znakomicie obsłużył Szkurina, a ten był dziś bezlitosny. Trzy sytuacje, trzy strzały, trzy gole. Perfekcyjny występ.
Wielki udział w tym zwycięstwie mieli też właśnie Domański (on wykonywał rzut rożny na 3:2) i Matras. Pomijając już jego asystę, wspaniale się ustawiał w defensywie. Mnóstwo niesamowicie zapowiadających się rajdów Pogoni ze skrzydeł kończyło się na wybiciach doświadczonego stopera. Tego typu interwencji zaliczył aż 12, do tego zablokował trzy strzały.
Stal wyciągnęła wnioski
Wielkie słowa uznania dla Stali, bo niejedna drużyna tak zdominowana do przerwy mogłaby w siebie mocno zwątpić. Goście natomiast zmienili nastawienie, podeszli wyżej, częściej odciągali grę od własnej bramki i to – w połączeniu z Wlazłą w defensywie zamiast Ehmanna – poskutkowało. A jak już mielczanie atakowali, to bardzo konkretnie. Wołkowicz w pierwszej połowie obił poprzeczkę po strzale z daleka, natomiast w drugiej zmarnował sytuację sam na sam, zabierając kolejną asystę Domańskiemu. Goli dla Stali mogło być jeszcze więcej.
To wszystko nie zmienia faktu, że gdyby Pogoń zaprezentowała co najmniej przyzwoitą skuteczność i tak pewnie powinna ten mecz wygrać. Być może jej zawodnicy poczuli się aż za mocni, mając przekonanie, że w obronie nic złego im się nie stanie, a jedyny znak zapytania to liczba kolejnych zdobytych bramek.
– Ja się dobrze bawię, mecz mi się podoba i obyśmy strzelili więcej goli, żeby wybić Stali futbol z głowy, bo stać nas na to, by dominować i wysoko wygrać to spotkanie. Nasza gra dobrze wygląda, musimy tylko być jeszcze skuteczniejsi i wszyscy będą zadowoleni – po pierwszej odsłonie mówił reporterowi Canal+ Mariusz Malec. Brzmiało to nieco buńczucznie (choć z tą zabawą odnosił się do stwierdzenia pytającego), ale znów: były mocne podstawy, aby sądzić, że właśnie taki będzie ciąg dalszy.
“Portowcy” nie wyhamowują ze swoją grą, ale wyhamowali z wynikami. Stal po raz drugi w tym sezonie sprawiła wielką niespodziankę na wyjeździe. Posada Kamila Kieresia wisiała już na włosku, kibice domagali się jego odejścia, a tu proszę: ostatnie cztery kolejki to aż trzy zwycięstwa.
Fot. Newspix