Jeśli ktoś uznaje, że Messi w tym roku nie zasłużył na Złotą Piłkę, to należy do jednej z dwóch grup ludzi: albo nie ma pojęcia o piłce nożnej, albo strasznie nie lubi, wręcz nienawidzi Argentyńczyka. Innej opcji nie ma.
Sam nie wiem, do której grupy gorzej należeć. Fajnie się na piłce znać, to ostatecznie całkiem sympatyczny sport, a jednocześnie nie na tyle trudny, żeby go zrozumieć. Zatem – znać się jest całkiem łatwo. I łatwo zauważyć, że gość, który zaciągnął Argentynę do mistrzostwa świata, na ten triumf zasłużył.
Tak, zaciągnął. Przypominam:
Gol z Arabią.
Gol i asysta z Meksykiem.
Gol z Australią.
Gol i asysta z Holandią.
Gol i asysta z Chorwacją.
Dwa gole z Francją.
No to już jest tak prosto wyłożone, że prościej się nie da – chłop punktował w każdym meczu oprócz Polski. Nie da mu się zarzucić braku konkretów. Ktoś powie – karne! Asysty też miał z karnych, tak? Kluczowe podania, wpływ na cały zespół też z karnych, tak? Jakby nie ma liczb, to gadają, że nie ma liczb. Jak ma liczby, to gadają, że te się akurat nie liczą.
Nie dogodzisz. Ale to już w zasadzie druga grupa, czyli ci, którzy Messiego nie lubią, bo tak. Bo sobie wymyślili, że Cristiano jest lepszy, że Messi kradnie Złote Piłki, bo coś tam, coś tam. W sumie… Gdyby się tak zastanowić, to obie te grupy się łączą. Jeśli tak skrajnie nie cenisz Messiego, ponieważ go nie lubisz, nienawidzisz, to jednocześnie nie znasz się na piłce.
Można go nie lubić, gdyż jest zbyt dobry. O, i to jest docenienie klasy. Jednocześnie potwierdzenie: znam się. A umniejszanie poprzez własną prywatę – no jednak żenada.
Ja króla doceniam i tyle.
Rok już minął, ale nadal cieszę się, że ukoronował swoją karierę reprezentacyjną mundialem. 106 bramek w drużynie narodowej – niesamowity wynik. Niesamowity, ponieważ należy pamiętać, że Messi w eliminacjach nie mierzy się z San Marino, Andorą, Gibraltarem i innymi wynalazkami. Zawsze ma drużyny, z których nawet najgorsza nie byłaby dostarczyciele punktów na poziomie wyżej wymienionych. Czyli zawsze trzeba się choć trochę spiąć.
Fajnie, że Ronaldo w Portugalii ma więcej. Doceniam, serio. Ale patrzę: tu cztery z Andorą, tam trzy z Armenią, trzy z Litwą, wcześniej cztery z Litwą. Trudno, żeby się nie nazbierało. Gdyby Messi grał z Argentyną w takich eliminacjach, miałby dwa razy tyle bramek.
A wracając do Złotej Piłki – Haaland z Mbappe swoje nazbierają. Haaland w lata nieparzyste ze względu na to, że gra w słabej Norwegii, Mbappe w parzyste, bo gra w mocnej Francji. Natomiast teraz zasłużył tylko i wyłącznie Messi. Wygrał mistrzostwo świata. Powtarzam – mistrzostwo świata.
Gdyby wygrał Ligę Mistrzów, to dla jego przeciwników ważniejszy byłby mundial. Wygrał mundial, no to ważniejsza jest Liga Mistrzów. Sięgnąłby po to i po to, kluczowy okazałby się Puchar Polski.
Ale niech sobie marudy gęgają. Też miara sukcesu – zmusić liczne grono osób do fikołków zaprzeczających jego osiągnięciom.
WOJCIECH KOWALCZYK
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Największe więzienie świata. Piłkarskie sceny z konfliktu Izraela i Palestyny
- Wróżyli mu gangsterkę w Brazylii, pracuje na transfer w Polsce. Jak Radomiak znalazł Pedro Henrique
- „Bad Boys”. Najbardziej znienawidzeni mistrzowie w dziejach NBA
- Stal Brzeg przeżyła swój pierwszy raz. Bunkrów nie ma, ale też jest fajnie [REPORTAŻ]