Co prawda po drugiej stronie parkietu stanęli dziś gracze THW Kiel, dotychczas niepokonanego lidera grupy. Co prawda mecz rozgrywano na parkiecie rywala, przy dopingu jego – doskonale znających się na szczypiorniaku – fanów. Mimo tego można było jednak liczyć, że Industria Kielce odniesie zwycięstwo. Niestety, Kiel pozostało niepokonane, a kielczanie wrócą do domu na tarczy. Podopieczni Tałanta Dujszebajewa przegrali 31:35.
– THW to dla mnie jeden z trzech najlepszych klubów w historii piłki ręcznej. Każdy mecz traktujemy jednak jako kolejne wyzwanie i każdy chcemy wygrać – mówił trener mistrzów Polski na przedmeczowej konferencji prasowej. Mógłby też dodać, że to jedno z tych miejsc na mapie Europy, które piłką ręczną tętni najbardziej. THW Kiel to duma swojego miasta, 23-krotny mistrz Niemiec i czterokrotny zwycięzca Ligi Mistrzów. Klub-legenda, z którym każdy mecz to wydarzenie. Zresztą ten dzisiejszy został wybrany na Mecz Tygodnia Ligi Mistrzów i trudno się temu dziwić – kielczanie w końcu dochodzili do finału tych rozgrywek w dwóch ostatnich sezonach, a Kiel to Kiel. Po prostu.
Do tego Niemcy po trzech kolejkach pozostawali niepokonani w tej edycji Ligi Mistrzów, a mimo to… pojawiły się głosy, że mogą być w kryzysie.
Dużo gorzej radzili sobie bowiem w ostatnim czasie w Bundeslidze, gdzie przegrali z SC Magdeburg (31:34), a nawet HSG Wetzlar (31:32). Jednak, jak mówił Tałant Dujszebajew, poziom w niemieckiej lidze jest po prostu niesamowicie wysoki i wyrównany. A że Kiel przeżyło też nieco zmian personalnych (odeszli między innymi Niklas Landin czy Miha Zarabec), to nie warto było przesadnie się takimi rezultatami sugerować. Bo to wciąż wielka drużyna, gotowa zagrać doskonały mecz w każdej chwili. I dzisiaj, niestety, jej zawodnicy właśnie to pokazali.
Kielczanie przede wszystkim byli osłabieni brakiem dwóch liderów – Alexa Dujshebaeva i Andreasa Wolffa. Jednak i bez nich na parkiecie długo jak równi z równymi walczyli z ekipą gospodarzy. Zresztą walczyli to dobre słowo – sędziowie od początku musieli odgwizdywać sporo fauli, a do tego nie szczędzili kar. Trzeba im jednak oddać, że byli w tym wszystkim konsekwentni, a tego wymaga się od arbitrów.
Zawodnicy Industrii też byli początkowo konsekwentni. Dobrze pilnowali swoich akcji i skutecznie je rozgrywali, mimo że grali w nietypowym ustawieniu – z Michałem Olejniczakiem na prawym, a Tomaszem Gębalą na lewym rozegraniu. Obaj jednak dawali sobie radę, a do tego w środku fantastycznie prezentował się Igor Karacić, który raz po raz mylił niemieckich obrońców. Zawodnicy gospodarzy z kolei rozmontowywali defensywę kielczan za sprawą świetnie dysponowanych Eliasa Ellefsena a Skipatogu czy Erica Johanssona. Ale do przerwy lepsi, choć minimalnie, byli goście – prowadzili 16:15.
SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ
W drugiej połowie zaprezentowali się jednak gorzej. W bramce gospodarzy rozkręcił się bowiem Tomas Mrkva, który kilkukrotnie w znakomitym stylu zatrzymał rzuty kielczan. To pozwoliło odskoczyć na kilka oczek zawodnikom THW, a tej przewagi już nie oddali. Podopiecznym Dujszebajewa nie pomogła dobra dyspozycja Szymona Sićki czy Nicolasa Tournata. Choć nie można też zarzucić im braku woli walki – kilkukrotnie odrabiali straty i zbliżali się do rywali, ci jednak zawsze byli w stanie im na powrót odskoczyć. Zwłaszcza w końcówce, która ostatecznie zadecydowała o wyniku.
Gospodarze finalnie wygrali 35:31 i pozostali niepokonani w Lidze Mistrzów. Kielczanie musieli się za to pogodzić z drugą porażką. Na pocieszenie pozostaje fakt, że rok temu też w grupie w Kilonii przegrali. Ale u siebie odnieśli zwycięstwo. I oby tak było też tym razem.
THW Kiel – Industria Kielce 35:31 (15:16)
Fot. Newspix